Teoria spiskowa. Stanisław MichalkiewiczЧитать онлайн книгу.
ichalkiewicz
© Copyright for this edition by Wydawnictwo von borowiecky, Radzymin 2015
Projekt i wykonanie okładki: Wydawnictwo von borowiecky
Opracowanie redakcyjne i korekta: Marta Sieciechowicz
WYDAWNICTWO von borowiecky
05–250 Radzymin
ul. Korczaka 9E
tel./fax (0 22) 631 43 93
tel. 0 501 102 977
e–mail: [email protected]
ISBN 978–83–60748–68–8
Skład i łamanie: WYDAWNICTWO von borowiecky
Druk i oprawa: BOOKPRESS.EU, ul. Lubelska 37C, 10-408 Olsztyn
Wilki zmieniły skórę, czyli transformacja ustrojowa
„Mam dla Państwa dobrą wiadomość: 4 czerwca skończył się w Polsce komunizm” — taki komunikat przekazała 4 czerwca 1989 roku za pośrednictwem państwowej telewizji aktorka, pani Joanna Szczepkowska. Było w tym komunikacie znacznie więcej optymizmu niż realizmu, ale nie powinniśmy obwiniać za to akurat pani Szczepkowskiej, bo w swoim optymizmie nie była ona bynajmniej odosobniona. Cóż takiego jednak zdarzyło się w Polsce 4 czerwca 1989 roku, że pani Szczepkowska nie tylko za pośrednictwem państwowej telewizji przekazała ten komunikat, ale — przede wszystkim — że w ogóle jej na to pozwolono?
4 czerwca 1989 roku odbyły się w Polsce wybory, których ramowe wyniki zostały wcześniej ustalone podczas rozmów — jak to się wtedy nazywało — „okragłego stołu”, ale tak naprawdę podczas rozmów, jakie generał Czesław Kiszczak w towarzystwie swoich jawnych współpracowników, przeprowadzał z gronem zaufanych osobistości, reprezentujących tak zwaną „stronę społeczną”, wśród których znajdowali się również tajni współpracownicy generała. Zgodnie z tymi ustaleniami 65 procent posłów wybranych do Sejmu miało pochodzić z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i tak zwanych „stronnictw sojuszniczych”, czyli Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego, zaś 35 procent miało reprezentować „stronę społeczną”. Oprócz tego do Sejmu mieli zostać wybrani posłowie z tak zwanej „listy krajowej” w liczbie 35. Kandydaci z listy krajowej byli wystawieni również przez PZPR i „stronnictwa sojusznicze”. Otóż 4 czerwca niewiele ponad 62 procent obywateli uprawnionych do głosowania wybrało 427 posłów — bo kandydaci umieszczeni na liście krajowej zostali przez większość zamaszyście skreśleni. Niektórzy wyborcy aż tak zamaszyście jednak całej listy krajowej nie skreślali, w związku z czym komisja wyborcza rada w radę uradziła, że kandydat Mikołaj Kozakiewicz i kandydat Adam Zieliński mandaty zdobyli, ale reszta — nie. Na takie dictum generał Kiszczak oświadczył, że w tej sytuacji wybory mogą być odwołane, co oznaczało, że również komunizm może zostać przywrócony. Wobec tego reprezentujacy „stronę społeczną”, znany również w przeszłości z „postawy służebnej” Tadeusz Mazowiecki odpowiedział, że „umów należy dotrzymywać” — mając oczywiście na myśli umowę zawartą z generałem Czesławem Kiszczakiem, a nie z wyborcami, którzy — podobnie jak pani Joanna Szczepkowska — myśleli, że z tym upadkiem komunizmu to wszystko naprawdę. W rezultacie Rada Państwa w trakcie wyborów zmieniła ordynację w taki sposób, by faworyci PZPR i „stronnictw sojuszniczych” jednak do Sejmu się dostali. Przyszło to tym łatwiej, że w drugiej turze wyborów, 18 czerwca 1989 roku, wzięło udział już tylko 25 procent obywateli uprawnionych do głosowania. Skompletowany w ten sposób Sejm oraz wybrany w swobodnym głosowaniu 100–osobowy Senat 19 lipca wybrał przywódcę komunistycznego, generała Wojciecha Jaruzelskiego, na prezydenta i w ten sposób „koniec komunizmu” został przypieczętowany.
No dobrze — ale dlaczego właściwie komunizm w Polsce, podobnie jak w innych krajach „demokracji ludowej”, został „obalony”? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba nam cofnąć się w czasie do roku 1980, kiedy to na skutek buntu, jaki znaczna część, a może nawet większość polskiego społeczeństwa podniosła przeciwko Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Pod naporem tego buntu partia zaczęła się rozpadać, wytwarzając polityczną próżnię, którą natychmiast wypełniły tajne służby — wojskowe i „cywilne”, czyli Służba Bezpieczeństwa. Tajne służby, tzn. wywiad i kontrwywiad wojskowy oraz SB przygotowują, przeprowadzają i administrują wprowadzonym 13 grudnia 1981 roku stanem wojennym przy pomocy tzw. „surowych praw” — aż do połowy lat 80., kiedy to dochodzi między nimi do ostrego konfliktu. Początek tego konfliktu wyznacza zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki, dokonane prawdopodobnie 19 października przez trzech oficerów SB z niewyjaśnionej do dziś inspiracji i w niewyjaśnionych okolicznościach, zaś koniec — zdymisjonowanie ze wszystkich stanowisk partyjnych i państwowych w maju 1985 roku generała Mirosława Milewskiego. Dygnitarz ten wspinał się po szczeblach bezpieczniackiej i partyjnej kariery od stanowiska wywiadowcy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Augustowie, gdzie brał udział w tzw. obławie suwalskiej, podczas której NKWD i UB zamordowały co najmniej 500 żołnierzy Armii Krajowej — aż do stanowiska ministra spraw wewnętrznych i członka Biura Politycznego KC PZPR. Z tych właśnie stanowisk został zdymisjonowany, co oznaczało, że zwycięstwo w tym konflikcie przypadło tajnym służbom wojskowym, i że w drugiej polowie lat 80. wywiad i kontrwywiad wojskowy został absolutnym hegemonem na polskiej scenie politycznej — jeśli oczywiście nie brać pod uwagę sowieckiego KGB i GRU.
Warto zapamiętać ten moment, bo rok 1985 jest kluczowy dla historii Europy, a częściowo — również świata. W marcu 1985 roku w Genewie doszło do spotkania sowieckiego przywódcy Michała Gorbaczowa z amerykańskim prezydentem Ronaldem Reaganem, podczas którego sowiecki przywódca zaproponował podjęcie rokowań ograniczających zbrojenia strategiczne. Było to wprawdzie przyznanie, że ZSRR utracił nadzieję na zwycięstwo w „zimnej wojnie”, ale nie była to przecież oferta „bezwarunkowej kapitulacji” — bo zarówno nuklearny, jak i konwencjonalny potencjał sowiecki był nietknięty. Politycznie oznaczało to propozycję podjęcia rokowań nad stworzeniem nowego porządku politycznego w Europie w sytuacji, gdy porządek jałtański z roku 1945 ulegał postępującej erozji. Oferta została przez prezydenta Reagana przyjęta, co zapoczątkowało serię dorocznych spotkań obydwu przywódców: w 1986 roku w Rejkjaviku na Islandii, w 1987 roku — w Waszyngtonie, w 1988 roku — w Moskwie i wreszcie w roku 1989, kiedy nowym amerykańskim prezydentem został Jerzy Busch–ojciec — na okręcie w pobliżu Malty na Morzu Śródziemnym. Podczas każdego z tych spotkań kształt przyszłego porządku politycznego w Europie był coraz dokładniej konkretyzowany, a wśród tych konkretów najważniejsza wydawała się konieczność ewakuacji imperium sowieckiego z Europy Środkowej — co siłą rzeczy oznaczało jakąś formę politycznej emancypacji narodów zamieszkujących tę część Starego Kontynentu.
Wszystkie te wydarzenia, zachodzące na najwyższej półce polityki światowej, przekładały się na sytuację w Polsce. Wprawdzie w roku 1985 jeszcze socjalizm był zachwalany jako najlepszy ustrój na świecie — „ze Związkiem Radzieckim na czele” — ale już wokół przedsiębiorstw państwowych zaczynają pojawiać się tzw. spółki nomenklaturowe. Ten przymiotnik charakteryzował krąg osób, które takie spółki tworzyły, a ściślej — które mogły je tworzyć. Praktyka systemu komunistycznego polegała m.in. na tym, że obsadzanie pewnych stanowisk na szczeblu państwowym zależało od decyzji Komitetu Centralnego PZPR. Obsadzanie stanowisk publicznych w ramach województwa uzależnione było od decyzji komitetu wojewodzkiego partii — i tak dalej. W partyjnym żargonie nazywało się to, że te stanowiska znajdują się „w nomenklaturze” odpowiedniego komitetu partii, a przyjęło się, że osoby, które takie stanowiska zajmowały, albo zaliczone zostały do tzw. „rezerwy kadrowej”, nazywano „nomenklaturą”. Nomenklaturowy charakter spółek oznaczał, że udział w nich mogli wziąć tylko członkowie „nomenklatury”, a więc funkcjonariusze partii, administracji, milicji, wojska, wymiaru sprawiedliwości itp. Formalnie nie było żadnych organiczeń, bo podstawą prawną był przedwojenny Kodeks Handlowy z 1934 roku, utrzymany w mocy przez cały okres PRL ze względu na potrzeby handlu zagranicznego. Partnerom handlowym z wolnego świata trudno było zawierać umowy z „państwem”, więc centrale handlu zagranicznego miały formę prawną spółek prawa handlowego, funkcjonujących na podstawie