Skalpel. Tess GerritsenЧитать онлайн книгу.
Mick, okazując niewzruszony spokój.
Kiedy zabłysło niebieskie światło, Rizzoli nałożyła okulary. Czerń pokoju zaroiła się niesamowitymi kształtami, jakby opanowana przez duchy. Zgodnie z przewidywaniem Micka dywan i kanapa świeciły wzbudzonym światłem. Mick skierował lampę ku ścianie, o którą były oparte zwłoki doktora Yeagera. Zobaczyli na niej jarzące się nitki.
– Piękny widok, prawda? – rzucił Mick.
– Co to jest? – zapytał Korsak.
– Kosmyki włosów przyklejone do krwi.
– Masz rację. Bardzo piękny.
– Poświeć niżej – poprosiła Rizzoli. – To powinno być na podłodze.
Mick skierował obiektyw źródła ultrafioletu w dół i pod ich nogami rozjarzył się inny układ włókien i włosów. Były to ślady, które uszły uwagi ekipy kryminalistycznej.
– Im jaśniejsze źródło światła, tym silniejsza fluorescencja – tłumaczył Mick, przemiatając strumieniem ultrafioletu podłogę. – Dlatego ten przyrząd jest taki dobry. Czterysta watów wystarcza, żeby wykryć absolutnie wszystko. FBI kupiło siedemdziesiąt jeden takich cacek. Jest tak poręczny, że można go zabrać do kabiny samolotu.
– Widzę, że masz hopla na punkcie techniki – powiedział Korsak.
– Lubię odlotowe gadżety. Byłem studentem na wydziale inżynierii.
– Ty?
– Czemu się dziwisz?
– Nie słyszałem, żeby faceci tacy jak ty studiowali inżynierię.
– Faceci tacy jak ja?
– Z kółkami w uszach. Wiesz, o czym mówię.
Rizzoli westchnęła.
– Nie bądź napastliwy.
– Napastliwy! – żachnął się Korsak. – Nie mam nic przeciwko nim. Chcę tylko zauważyć, że niewielu z nich interesuje się inżynierią. Raczej teatrem, sztuką i takimi rzeczami. Sądzę, że to dobrze. Artyści są potrzebni.
– Studiowałem na Uniwersytecie Massachusetts – oznajmił Mick, nie reagując na złośliwość. Wciąż przeszukiwał podłogę. – Na wydziale elektrycznym – dodał.
– Elektrycy nieźle zarabiają.
– Ale nie w naszej pracy.
Posuwali się, zataczając coraz szersze kręgi. Ultrafioletowe światło odsłaniało dalsze drobinki włosów, włókien i inne nierozpoznawalne cząstki. Nagle trafili na szczególnie jasne pole.
– Dywan – powiedział Mick. – Te włókna diabelnie silnie fluoryzują. Na tym tle niczego nie zobaczymy.
– Zbadaj go mimo wszystko – zdecydowała Rizzoli.
– Przeszkadza mi stolik do kawy. Możesz go przesunąć?
Sięgnęła ręką ku czemuś, co odcinało się geometrycznym cieniem od fluoryzującego, białego tła.
– Korsak, chwyć za drugi koniec.
Po odsunięciu stolika owalny dywanik żarzył się niebieskobiałym światłem na tle głębokiej czerni podłogi.
– Jak na takim tle można coś zobaczyć? – dziwił się Korsak. – To jakby próbować dostrzec szkło pływające w wodzie.
– Szkło nie pływa – zauważył Mick.
– Masz rację. Jesteś przecież inżynierem. A przy okazji, od czego pochodzi skrót „Mick”? Od Mickey?
– Zbadajmy kanapę – wtrąciła się Rizzoli.
Mick skierował na nią światło. Pod ultrafioletową lampą tkanina kanapy jaśniała jak śnieg w świetle księżyca, słabiej niż dywan. Mick powoli, systematycznie zbadał tapicerowany szkielet, potem poduszki, nie znajdując żadnych podejrzanych plam – niczego prócz kilku pojedynczych, długich włosów i drobinek kurzu.
– Byli bardzo czyści – stwierdził. – Żadnych plam, nawet niewiele kurzu. Założę się, że ta kanapa jest zupełnie nowa.
– Musi być wygodna – mruknął Korsak. – Ostatnio kupowałem nową kanapę po moim ślubie.
– Z tyłu za nią jest jeszcze kawałek podłogi. Zbadajmy go.
Rizzoli poczuła, że Korsak wpada na nią. Rozszedł się kwaśny zapach potu. Przeszło jej przez głowę, że kolega po fachu ma problem z zatokami, bo oddychał z poświstem, a w ciemności jego sapanie wydawało się głośniejsze. Odsunąwszy się odruchowo, rąbnęła kością piszczelową w stolik do kawy.
– Cholera!
– Patrz pod nogi – poradził jej Korsak.
Zdusiła w sobie cierpką odpowiedź; atmosfera w pokoju była wystarczająco napięta. Schyliła się, chcąc pomasować nogę. Ciemność i nagła zmiana pozycji spowodowały, że doznała zawrotu głowy i straciła orientację. Przykucnęła, żeby nie stracić równowagi. Przez kilka sekund trwała w ciemności w tej pozycji, mając nadzieję, że Korsak nie przewróci się na nią, bo był tak ciężki, że mógłby ją łatwo zmiażdżyć. Słyszała, jak się obaj ruszają w odległości paru stóp od niej.
– Zaplątał mi się przewód – powiedział Mick. Kiedy się odwrócił, żeby uwolnić kabel, skierował przypadkowo crimescope w stronę Rizzoli. Wiązka światła omiotła dywan, na którym trwała przykucnięta. Spojrzawszy na niego, zauważyła na tle fluoryzujących włókien ciemną plamkę o nieregularnym kształcie, mniejszą od jednocentówki.
– Mick – powiedziała.
– Mogłabyś podnieść drugi koniec stolika? Myślę, że kabel owinął się dokoła nogi.
– Mick.
– Słucham?
– Przyjdź tu z przyrządem. Skieruj światło na dywan w tym miejscu, gdzie ja jestem.
Mick podszedł do niej. Świszczący oddech Korsaka był również coraz bliżej.
– Poświeć na moją rękę – poleciła. – Na koniec mojego palca. – Niebieskawe światło oblało dywan zimną poświatą. Ręka Rizzoli odcinała się ciemnym kształtem od fluoryzującego tła. – Tutaj – powiedziała. – Co to jest?
Mick kucnął koło niej.
– Plama po czymś. Muszę zrobić zdjęcie.
– Ta plama jest czarna – stwierdził Korsak. – Myślałem, że szukamy czegoś, co fluoryzuje.
– Jeżeli tło jest silnie fluoryzujące, jak włókna tego dywanu, to płyny organiczne, fluoryzujące słabiej, mogą się wydawać ciemne. Plama może być po różnych rzeczach. Trzeba ją zbadać w laboratorium.
– Więc wytniemy kawałek tego pięknego dywanu tylko dlatego, że znaleźliśmy na nim starą plamę zrobioną kawą albo czymś podobnym?
Mick zastanawiał się przez chwilę.
– Spróbuję pewnej sztuczki.
– Jakiej?
– Zmienię długość fali światła. Przestroję crimescope tak, żeby emitował krótszą falę w paśmie ultrafioletu.
– Co nam to da?
– Będzie fajowo, jeżeli się uda. – Mick przestroił przyrząd, po czym skierował światło na miejsce na dywanie, gdzie zauważyli ciemną plamę. – Patrzcie uważnie – powiedział i wyłączył urządzenie.
Pokój ogarnęła całkowita ciemność.