Nie!. Stanisław Cat-MackiewiczЧитать онлайн книгу.
_img_078fe5c8-e6a6-5a72-bf87-7876242494e6.png" alt="Epub cover"/>
© Copyright by Author’s inheritors and Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS, Kraków 2014
© Copyright for Czarnym atramentem by Rafał Habielski and Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS, Kraków 2014
ISBN 978-83-242-2029-8
Opracowano na podstawie wydań:
Wilno, Londyn 1944; Nowogródek, Londyn 1944;
Pińsk, Londyn 1944; 19 marca, Londyn 1944;
Wielkanoc 1944, Londyn 1944; Przed Majem,
Londyn 1944; Maj 1944, Londyn 1944;
Sosnkowski, Londyn 1944; Czekamy, Londyn 1944;
Rozkaz, Londyn 1944; Październik 1944,
Londyn 1944; Nie!, Londyn 1944.
TAiWPN Universitas dziękuje Dyrekcji Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie za udostępnienie skanów oryginalnych broszur stanowiących podstawę niniejszej edycji.
W książce zachowano styl Autora, uwspółcześniając jedynie pisownię i ortografię. Wyróżnienia w tekście są oryginalne. Przypisy oraz uwagi w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji niniejszego wydania.
Opracowanie redakcyjne
Jan Sadkiewicz
Projekt okładki i stron tytułowych
Ewa Gray
www.universitas.com.pl
Wilno
Od wydawcy
Szybsze tempo wypadków, zwiększające się z dnia na dzień niebezpieczeństwo Polsce grożące, wreszcie wiadomości przenikające o poglądach rządu – wszystko to skłania mnie do częstszego wydawania mych broszur. Będą więc one od dzisiaj częstsze, chociaż w swej objętości zmniejszone, a więc też cena ich będzie wynosić nie 2, lecz 1 szyling. Będą się też w nich ukazywać artykuły innych osób, podpisywane nazwiskami lub pseudonimami. Autor Szarych dokumentów, większej pracy, która ukazywać się będzie rozdziałami, podpisany jest pseudonimem.
Proszę mych czytelników z góry o darowanie mi braków korekty, złego papieru i niedbałego wyglądu. Względy estetyczne, dbałość o szatę graficzną – wszystko to są rzeczy miłe i ważne, ale nie najważniejsze. Proszę o uszanowanie tego, że wydaję te broszury sam jeden, bez czyjejkolwiek pomocy, i że przy ich wydawaniu pełnię wszelkie czynności, do gońca redakcyjnego włącznie. Byłbym wdzięczny za wszelką pomoc w kolportażu i o nią się zwracam, zwłaszcza do osób pochodzących z Wilna czy ze Lwowa, czy też z krajów z tymi miastami związanych. Nie wiem, czy będę mógł finansowo te wydawnictwa utrzymać, toteż każdy pozyskany dla ich sprzedaży sklep czy kiosk będzie przeze mnie witany z nadzieją i wdzięcznością.
Dramatyczny miesiąc
Miesiąc styczeń 1944 roku był dla nas dramatyczny. Rozpoczął się wkroczeniem wojsk sowieckich do Polski. Rząd polski zareagował oświadczeniem z 5 stycznia, o którym pisaliśmy w naszej broszurze pt. 4 stycznia 1944 roku. Oświadczenie to rozpoczynało się niepotrzebnym i szkodliwym wyrażeniem przekonania, że to wkroczenie zapowiada nasze oswobodzenie. Rząd polski w Londynie wciąż nie liczy się z niebezpieczeństwem nowej okupacji i nowego zaboru, wciąż głuchy jest na hasło „Warszawa” czerwonych dywizji Berlinga i wciąż nie chce przyjąć do wiadomości i świadomości, że rząd sowiecki dąży do XVII polskiej republiki sowieckiej.
Dnia 10 stycznia „Observer” londyński zamieścił depeszę swego moskiewskiego korespondenta, którą uznano za balon próbny. Jednak dwa dni później radio sowieckie powtórzyło oficjalnie treść tej depeszy w charakterze oferty dla Polski1. Rząd sowiecki polemizował w niej ze stanowiskiem rządu polskiego wyrażonym w deklaracji z 5 stycznia, następnie oświadczył, że gotów jest zamienić granice z 1939 (wyrazy „linia Mołotow–Ribbentrop” były oczywiście ze zrozumiałych względów omijane) na linię Curzona, wreszcie wypowiedział pod adresem naszego rządu szereg brutalności.
W dniu 14 stycznia została ogłoszona odpowiedź polska. Oświadczała gotowość na przystąpienie do rokowań i wyraźnie, ostentacyjnie pomijała wyrazy „granice ryskie” lub „integralność polskiego terytorium”. Innymi słowy, od deklaracji tej zalatywał zapach trupi sal grodzieńskich, w których obradował sejm zgadzający się na rozbiór Polski.
Tak też zrozumiała ową deklarację prasa angielska, wypowiadająca nazajutrz po jej ogłoszeniu komplementy pod adresem naszego rządu. Jedno z pism pisało: waga tej deklaracji polega nie na tym, co w niej jest, lecz na tym, czego w niej nie ma. Nie ma w niej wzmianki o granicach ryskich.
Z kolan upokorzenia podnieśli nas i postawę stojącą nam przywrócili dyplomaci sowieccy.
W nocy z niedzieli na poniedziałek 17 stycznia (wszystko, co ważne, dzieje się w Sowietach zawsze w nocy, są to jakieś tradycje nocne Bóg wie z jak oddalonej przeszłości idące) radio sowieckie ogłosiło komunikat rządu sowieckiego z gniewem odrzucający nasze propozycje, twierdzący, iż odpowiedź polska dowodzi, że Polacy nie życzą sobie dobrosąsiedzkich stosunków z Rosją sowiecką. Jednocześnie powiadomiono nas tego samego zimowego ranka, że powstała komisja z sowieckim biskupem i byłym hrabią dla zbadania sprawy grobów Katynia i że komisja ta zakańcza już swe prace, ale co ważniejsze, dnia następnego drugi co do znaczenia rosyjski organ prasowy „Prawda” ogłosił depeszę swego korespondenta z Kairu, że Anglicy prowadzą tajne rokowania pokojowe z Ribbentropem i że dwóch Anglików spotkało się z tym nazistowskim ministrem.
Wszystko to sprawiło, że sprawa polska miała przez kilka dni tak dobrą prasę w Londynie, jakiej nie miała od czasów Battle of Britain. Wymysł rokowań z Ribbentropem oburzył oczywiście prasę i publiczność angielską, a postępowanie z Polską wyjaśniło sytuację. Prasa angielska poczuła i zrozumiała, że nie chodzi tu o linię Curzona, tak jak nie chodziło kiedyś o Mińsk czy o Kamieniec Podolski, a tylko o to, aby Polska była sowiecka, względnie wyłącznie z Rosją związana; że nie o zdobycze terytorialne ogromnej Rosji chodzi, ale o panowanie polityczne w Europie Środkowej. Ponieważ nasz rząd wspomniał o pośrednictwie Anglii i Ameryki, zostaliśmy odprawieni z gniewem. Ponieważ wiadome było, że odpowiedź naszego rządu redagowana była przy współudziale rządu brytyjskiego, wyładowano także złość do Anglików, zmyślając wiadomość o rokowaniach z Ribbentropem. Czy trzeba dodawać, że ten Kair, wzmiankowany jako miejsce nadania tajemniczej wieści o rokowaniach, miał tyle właśnie z tą wieścią wspólnego, ile ma wspólnego sowiecka urna wyborcza z rezultatem głosowania?
Prasa londyńska powtarzała więc przez dni kilka: tym razem Polacy mają słuszność, a Sowiety jej nie mają.
Rząd nasz odniósł więc wyraźne zwycięstwo dialektyczne. Nie mamy zamiaru walorów tego dialektycznego zwycięstwa pomniejszać, ale nie chcemy go wydymać do rozmiarów przesadnych i nierealnych, i co gorsza, wciąż nie możemy zapomnieć o tym, że kupione ono zostało za cenę straszliwą, za pominięcie wyrazów „integralność Polski” w deklaracji 14 stycznia. Natomiast suum cuique2, za co należy rząd pochwalić? – Za to, że nie próbował beneszować, że zamiast porywać się do rokowań z Rosją sam na sam, powiedział sobie: ani kroku z Rosją bez Anglii i Ameryki. Ktoś może tu zarzucić naszemu rządowi brak ambicji i brak samodzielności, ale w danym wypadku ten brak głupich ambicji i śmiesznej samodzielności należy mu policzyć za największą i jedyną zasługę. Europą jesteśmy, Europy się trzymajmy. Droga słodkich sam-na-samów z Rosją sowiecką, praktykowana przez Beneša, jest dla nas zamknięta, nic nas dobrego ze strony Sowietów nie czeka i w odwiedziny do tego pana chodźmy zawsze w towarzystwie cioci Anglii i wujenki Ameryki.
Nie można jednak