Miłość primabaleriny. Мишель СмартЧитать онлайн книгу.
g_img_3894a710-d3a4-509b-8426-e047b91f0366.jpg" alt="Okładka"/>
Michelle Smart
Miłość primabaleriny
Tłumaczenie:
Zbigniew Mach
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Benjamin Guillem spoglądał ponad tłumem gości zgromadzonych w krajobrazowym ogrodzie położonej w sercu Madrytu rezydencji w stylu toskańskim. Przychodziło mu to bez trudu, bo niemal wszystkich przewyższał o głowę. Był jedynym gościem bez osoby towarzyszącej. I jedynym, który nie przeszedł, by celebrować zaręczyny Javiera Casillasa.
Z tacy przechodzącej obok hostessy wziął wysoki kieliszek z szampanem i wypił go jednym haustem. Miał wrażenie, że połyka płynną lawę. Alkohol jeszcze bardziej pogłębił wściekłość, nad którą panował z największym trudem.
Javier i Luis zdradzili go. Bracia Casillas przyjaźnili się z nim całe życie. Jednak bez skrupułów wykorzystali tą przyjaźń i ukradli jego pieniądze. Dokumenty nie kłamią. Lektura nie pozostawiała żadnych wątpliwości.
Przez chwilę miał jeszcze nadzieję, że się myli. Że fałszywie oskarża przyjaciół, bo alternatywa była zbyt trudna do zniesienia. I uwierzenia.
Nie wyjdzie z tego przyjęcia, dopóki nie pozna prawdy.
Sięgnął po następny kieliszek i podszedł do artystycznie rzeźbionej fontanny. Miał stąd lepszy widok na kłębiący się na trawniku tłum. Dostrzegł Luisa stojącego na przeciwległym końcu ogrodu – jak zwykle w otoczeniu grupki klakierów. Javier, niepodobny doń bliźniak, unikał ludzi. Chętnie w ogóle nie wyszedłby do gości.
Nie znosił przyjęć – nawet z okazji własnych zaręczyn. Benjamin nigdy nie spotkał kogoś tak stroniącego od towarzystwa. Javier był odludkiem nawet jeszcze przed tragicznym zdarzeniem sprzed dwudziestu lat, gdy ojciec braci zabił ich matkę.
Szybko przestał o nich myśleć, bo jego uwagę całkowicie pochłonęła kobieta o ciemnych włosach, która właśnie wyszła z oszklonej werandy i z gracją przystanęła na nienagannie przystrzyżonym trawniku. Uniosła twarz do słońca i zamknęła oczy, jakby chciała złapać jego ostatnie promienie. Co za wytworna elegancja, płynność ruchów i kroków. Natychmiast przyszło mu na myśl, że widzi tancerkę.
Wśród gości było ich wiele. Narzeczona gospodarza była primabaleriną baletu, który niedawno, dla uczczenia pamięci matki, nabyli bracia Casillas. Zastanawiał się, czy wybranka Javiera zdaje sobie sprawę, że stanowi tylko kolejne trofeum na jego drodze. Nic więcej.
Nigdy nie przepadał za baletem czy związanymi z nim ludźmi. Ale ta tancerka…
Słońce kładło się czerwonawym blaskiem na jej włosach, które gęstymi falami opadały na biało połyskujące ramiona. Nie była klasyczną pięknością, ale rysy jej twarzy wzbudzały natychmiastowe zaciekawienie. Przyciągały. Wyraźnie zarysowany podbródek idealnie współgrał z szerokimi, pełnymi ustami.
Jej ciemne i błyszczce oczy nagle spotkały się z jego oczyma. Czyżby intuicyjnie czuła, że się w nią wpatruje? Lekko zmarszczyła brwi. Cała jej twarz wyrażała pytanie, na które nikt zapewne nie znał odpowiedzi. Lekki cień uśmiechu wokół jej ust zniknął równie szybko, jak się pojawił.
Stał jak oniemiały.
Jej uroda oszałamiała. I hipnotyzowała.
Nie mógł oderwać od niej oczu.
Przez moment również i ona patrzyła na niego. Chwila zatrzymana w czasie – tylko dla nich dwojga. Nieznajomych.
Nagle jej sylwetkę przesłonił cień. Zmrużyła oczy, a otaczająca ją aureola promieni słońca rozpłynęła się. Był to cień Javiera, który właśnie wyszedł z oszklonej werandy, by dołączyć do gości.
Zauważył Benjamina i lekko skinął mu głową. Prawą ręką objął kobietę w talii gestem, który nie pozostawiał wątpliwości, do kogo „należy” tajemnicza tancerka. W jednej chwili zrozumiał, że to jego narzeczona. Uśmiech, który powoli rozjaśniał jej twarz, nagle zamarł.
Wszystko jasne.
Benjamin szybko jednak przełknął tę gorzką pigułkę i wrócił do rzeczywistości. Nie przyjechał tu, by romansować, lecz załatwiać sprawy.
– Miło cię wiedzieć – rzucił Javier. – Chyba nie znasz mojej narzeczonej, Freyi.
– Nie – odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy. – Miło panią poznać. – Dostrzegł lekkie pąsy na jej delikatnie zarysowanych policzkach.
W innej sytuacji rzeczywiście byłaby to przyjemność. Teraz jednak czar prysnął. Zostało tylko niewyraźne i lekkie poczucie niesmaku, że mogła patrzeć na niego tak urzekająco, będąc zaręczona z innym mężczyzną.
– Spotkałeś już Luisa? – zapytał Javier.
– Jeszcze nie. Musimy pogadać na osobności: ty, ja i on – dodał z zagadkowym wyrazem twarzy.
Przez dłuższą chwilę panowało milczenie. Javier uważnie przypatrywał się gościowi. Po chwili zatrzymał przechodzącego obok kelnera.
– Znajdź mojego brata i powiedz mu, że spotkamy się w moim gabinecie z panem Guillamem.
Zdjął rękę z talii narzeczonej, odwrócił się i bez słowa zniknął w głębi oszklonej werandy rezydencji.
Dwa miesiące później…
Na siłę próbowała się uśmiechać przed kamerami. Narzeczony jeszcze się nie pojawił się, ale wiedział, że Freya i tak urzeknie gości swoim wdziękiem i czarem. Tłum obcych ludzi, a każdy chce wymienić z nią choćby pocałunki w policzek.
Jeszcze jedna kamera. Uśmiech i delikatny łyk szampana.
Kelnerzy z pachnącymi świeżością kanapkami na srebrnych tacach jak koty bezszelestnie krążyli po wielkiej sali balowej hotelu należącego do jednego z przyjaciół Javiera, organizatora zbiórki pieniędzy na nową siedzibę baletu.
Gdyby nie ta wieczna dieta, pomyślała tęsknie, spoglądając na tace.
Uśmiechała się bez przerwy, choć już zaczynały ją boleć mięśnie twarzy. Na tym polegała jej rola. Właśnie została primabaleriną Compania de Ballet de Casillas. Jej obowiązki wykraczały teraz daleko poza sam taniec – została też twarzą nowego teatru baletowego. I to w tak ekscytującym czasie. Dwa miesiące temu bracia otworzyli nową supernowoczesną siedzibę. Twarz Freyi widniała na wszystkich billboardach i reklamach. Tańczyła główną partię w przedstawieniu otwierającym działanie placówki.
Freya Clements pochodziła z londyńskiej rodziny tak ubogiej, że w zimę rodzice często musieli wybierać, co kupić: żywność czy opał. Teraz spełniały się jej marzenia. Przeżywała sen na jawie. Małżeństwo z Javierem Casillasem – współwłaścicielem baletu – będzie dopełnieniem szczęścia. Wisienką na torcie. Szybko jednak doszła do wniosku, że ta metafora nie pasuje do sytuacji.
Nie znajdowała odpowiednich słów dla określenie swoich uczuć wobec małżeństwa z Javierem. Był wprost nieprzyzwoicie bogaty. Nikt nie wiedział, jaki majątek zgromadzili wraz z bratem Luisem. Jednak w mediach ich nazwiska rzadko pojawiały się bez określenia: miliarderzy. Był też przystojny – uosobienie nieco wyświechtanego powiedzenia: ognisty Hiszpan. I właśnie ją wybrał na – jak mawiał – życiową partnerkę. Patrząc na niego, myślała o księciu z bajki. No, może bez jego tytułu, czaru czy wdzięku.
Był typem ponuraka. Dla niej jednak liczyło się tylko to, że małżeństwo da nowe szanse przeżycia jej ciężko chorej matce.
Za tydzień zostanie jego żoną.
Zespół baletowy miał teraz dwutygodniowe wakacje. Javier chciał, by ich ślub nie kolidował z otwarciem nowej siedziby i inauguracją roku w szkole tańca. Freya musiała też mieć możliwość ćwiczenia przed premierą nowych układów choreograficznych.
Gdzie on się podziewa? Powinien przyjść godzinę temu. Po cichu wymknęła się do toalety. Chciała do niego zadzwonić, ale jej telefon komórkowy