Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
Buchelt spojrzał znacząco na podopiecznego i powoli skinął głową. Najwyraźniej jego cierpliwość się skończyła.
– Ale nie po to chcieliśmy się z panem spotkać – podjął Kordian.
Przeżuwając kawałek mięsa, Mateusz podniósł wzrok.
– Więc po co?
– Mamy pewne informacje, które uzna pan za ciekawe.
– Ta?
– Dotyczą Bukano i… cóż, jego środowiska.
– A konkretniej? – bąknął Zakierski. – Kończę to jedzenie i znikam, więc sugeruję się pospieszyć.
Kordian miał wszystko przygotowane. Uśpił czujność rozmówcy, dał mu do zrozumienia, że mimo wybryku Chyłki nie będzie miał łatwo, a teraz należało wytoczyć ciężkie działa. Dzięki ustaleniom Kormaka udało im się dotrzeć do faktów, które były znaczące nie tylko dla nich, ale także dla prokuratury. A może w szczególności dla niej.
– Zanim przejdziemy do konkretów… – wtrącił mrukliwie Lew. – Upewnijmy się tylko, że wszyscy wiemy, na czym stoimy.
– Mhm.
– Panu zależy na skazaniu. Nam również.
– Świetnie, świetnie. Więc?
– Chcielibyśmy również, by stało się to jak najszybciej.
– Nie wątpię.
– Kluczowe jest dla nas, by proces cywilny nie zdążył na dobre…
– Tak, tak – przerwał mu Mateusz. – Wiem doskonale, czego oczekujecie. A teraz proszę, o co chodzi?
Buchelt z niezadowoleniem pokręcił głową, a potem przeniósł wzrok na aplikanta, oddając mu pałeczkę.
– Zrobiliśmy mały research – oświadczył Kordian. – Właściwie powinienem chyba nazywać to śledztwem, bo takie określenie stosujecie. A zakres czynności u nas i u was był taki sam. Różnica polega na tym, że my do czegoś dotarliśmy.
Zakierski nie sprawiał wrażenia przekonanego. Jadł spokojnie, ale widać było, że gdyby mógł, zabrałby wszystko na wynos.
– Dzień przed śmiercią Patrycji Horwat i jej córki Bukano kontaktował się z pewnym człowiekiem ze swojego dawnego koczowiska.
Prokurator powoli podniósł wzrok. Przestał przeżuwać.
– Udało nam się ustalić konkretnie z kim – dodał Oryński. – I być może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że…
– Od lat nie utrzymywał z nikim kontaktu – dopowiedział Zakierski i odłożył sztućce. – Był persona non grata w romskiej społeczności.
– To niedopowiedzenie – ocenił Kordian, po czym nałożył sobie trochę moelleux. – I tym bardziej zastanawiające jest to, że nagle, dzień przed przestępstwem, nawiązuje ponowny kontakt z dawnym przyjacielem.
– Z kim konkretnie?
– Dowie się pan tego, jeśli…
– To informacja istotna dla śledztwa – zastrzegł prokurator. – W tym momencie żarty się kończą, panowie.
Borsuk pokiwał głową z uznaniem, jakby właśnie na to czekał.
– Wezwie nas pan na świadków na rozprawie, wszystko powiemy – zapewnił go Oryński z lekkim uśmiechem.
– Otóż to – potwierdził patron.
Zakierski przyglądał im się przez chwilę. Nagle zupełnie stracił apetyt. Odsunął talerz i skrzyżował ręce na piersi.
– Potrzebuję tej informacji teraz – powiedział.
– W to nie wątpimy – odparł Kordian.
– Więc czego oczekujecie w zamian? – zapytał prokurator, patrząc to na jednego, to na drugiego. – Wasze postępowanie cywilne i tak zostanie zawieszone z przyczyn prejudycjalnych. Artykuł sto siedemdziesiąty siódmy paragraf pierwszy punkt czwarty kpc. Ujawnienie czynu, który w drodze karnej mógłby wywrzeć wpływ na postępowanie cywilne.
– Brawo. Zna pan numer przepisu – mruknął Oryński.
– Znam też realia. Dostaniecie to, czy dacie mi coś w zamian, czy nie.
– Owszem – włączył się Lew.
Wszyscy trzej zamilkli. Kelner łypnął na nich z oddali i dostrzegł, że jeden z klientów odsunął od siebie talerz. Ruszył w ich kierunku, ale Buchelt powstrzymał go ruchem ręki.
– Nikt nie mówi, że oczekujemy czegoś w zamian – odezwał się Kordian. – Jak sam pan mówi, zależy nam na szybkim skazaniu.
– Innymi słowy chcą panowie, bym wystawił wam czek in blanco?
– Mniej więcej.
Prokurator pokręcił głową.
– Nie obiecuję przysług, kiedy nie wiem, o co zostanę w przyszłości poproszony.
– Nie oczekujemy obietnicy.
– Więc czego?
Obaj wzruszyli ramionami. Po prawdzie Kordian miał nadzieję, że rozmowa pójdzie w trochę innym kierunku, a Mateusz Zakierski okaże się człowiekiem, z którym można współpracować. Wystarczyło im w zupełności zapewnienie, że kiedyś im się odwdzięczy. Tymczasem usłyszeli właściwie coś zupełnie przeciwnego.
Dla sedna sprawy nie miało to żadnego znaczenia. I tak przekażą mu wszystkie uzyskane informacje. W ich najlepszym interesie było, by prokuratura jak najszybciej wygrała starcie z Chyłką. O ile Joanna rzeczywiście nie pozwoli odsunąć się od sprawy.
– Czuję, że będę musiał wezwać panów do… – zaczął prokurator, ale urwał, gdy Kordian stanowczo pokręcił głową.
Nic nie mówiąc, sięgnął do stojącej na podłodze torby. Wyjął niewielką teczkę, po czym podał ją rozmówcy. Zakierski szybko ją otworzył.
– Kto to jest? – zapytał.
– Koro.
– Ktoś z rodziny?
– Nie. Rodzina skreśliła Bukano. Dla nich zwyczajnie nie istnieje.
– Znajomy?
– Dobry znajomy z czasów… cóż, można by powiedzieć, że szkolnych, gdyby nie to, że Romowie nie mają wiele wspólnego ze szkołą.
Oskarżyciel skupił wzrok na zdjęciu Cygana. Miał nieco ciemniejszą karnację od Bukano, kruczoczarne włosy i wzrok, który kazał sądzić, że niewiele trzeba, by go poirytować.
– Gdzie się spotkali?
– Niedaleko kamienicy, w której mieszka Koro.
– To znaczy?
– Wszystko jest w tym pliku – zapewnił Oryński. – Ale chodzi o pewne miejsce na Pradze Południe. Tam zresztą w dużej mierze mieszkają Cyganie określający się jako Polska Roma.
Zakierski pokiwał głową. Jeszcze przez moment przeglądał zawartość pliku, a potem zamknął teczkę i wstał od stołu.
– Częstujcie się, panowie – powiedział, wskazując talerz. – O ile dobrze zrozumiałem, mnie w domu czeka znacznie lepsza uczta – dodał, unosząc teczkę.
– Z pewnością – odparł aplikant.
Oskarżyciel ruszył w stronę wyjścia, ale zatrzymał się w pół kroku.
– Jest tam coś