Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
wydał dziesięć, i trudno było wyobrazić sobie, jak ktokolwiek może czytać je w kółko. Równie niełatwe było dojście do tego, jak szczypior zdobywał wiedzę. Zazwyczaj zdawał się drążyć tunele w Internecie, docierając do miejsc niedostępnych zwykłym śmiertelnikom. Teraz mogło być podobnie. Być może udało mu się odnaleźć jakieś ukryte forum kibiców Cracovii i rozpytać o Frankiewicza. Fakt, że chłopak zginął nad Wisłą paręnaście lat temu zapewne sprawił, że go pamiętano.
– Mamy więc ofiarę, która w swojej rodzinnej wsi zasłynęła gwałtami, pobiciami i rozbojami, a do Krakowa jeździła na ustawki – mruknął Oryński. – Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że nasz sprawca…
– Domniemany sprawca.
– Mhm. Że nasz domniemany sprawca był w tym czasie w Warszawie.
Przez moment milczeli.
– Jak oni mają zamiar to obalić? – zapytał Kordian, kręcąc głową. – Nawet dowód z DNA nie sprawi, że prokuratura będzie miała podstawy do wniesienia aktu oskarżenia. Chyba że doktor Emory Erickson w końcu zawitał do naszego świata ze swoim odkryciem.
– Słucham?
– To ze „Star Treka”.
Chyłka wbiła w niego nieruchomy wzrok. Czekała. Kordian nerwowo odchrząknął.
– Chodzi o wynalazcę transportera.
Joanna pokręciła głową.
– Prawdziwy z ciebie geek, Zordon.
– I mówi to osoba, która wymyśliła mi przezwisko rodem z…
– Dajmy temu spokój – ucięła, podnosząc dłoń. – Mamy ważniejsze sprawy na głowie, niż twój brak akceptacji dla własnego imienia.
– To nie moje imię.
– Stało się nim, od kiedy tak cię nazwałam. Taką mam moc sprawczą.
– Jeśli tak, to spraw, żeby cudownie zmaterializował się przed nami człowiek, którego za… – Zerknął na zegarek. – Trzy godziny mamy bronić.
Chyłka odniosła wrażenie, jakby ta uwaga przybrała fizyczną formę i zdzieliła ją po twarzy. Potrząsnęła głową, zastanawiając się, co dalej począć. Do Natalii nie było sensu dzwonić, skontaktowałaby się z nimi natychmiast, gdyby Sendal się odezwał. Jeździć po mieście i szukać go? W niewielkiej wsi byłoby to daremne, tym bardziej w aglomeracji rozciągającej się na ponad pięćset kilometrów kwadratowych.
Popatrzyła na czarną różę stojącą w niewielkim białym flakonie na biurku. Zostawiła ją sobie, choć sama nie wiedziała dlaczego. Może chodziło o przypomnienie, że w całej tej sprawie najistotniejsza osoba chowa się w cieniu. Steruje wszystkim z ukrycia, zapewne z satysfakcją obserwując nieporadność obrońców.
Joanna włączyła laptopa i przejrzała szybko portale informacyjne. Wydźwięk zniknięcia Sebastiana był jednoznaczny. Wszyscy dziennikarze jak jeden mąż uznali go za winnego. Nie zostawili na nim suchej nitki, a to, co działo się w Internecie, przechodziło ludzkie pojęcie.
Chyłka spodziewała się, że hejterzy szybko się uaktywnią, ale ilość jadu była zatrważająca. Sendal zdawał się już winny nie tylko zabójstwa jakiegoś chłopaka w Krakowie, lecz także licznych przekrętów, manipulacji, a nawet korupcji czy formułowania gróźb. Niektórzy najwyraźniej sądzili, że tylko w taki sposób mógł osiągnąć sukces.
Przed dziesiątą Chyłka miała jeszcze nadzieję, że uda się znaleźć jakiś trop. Przed jedenastą nie miała już złudzeń. Zaczęła liczyć na to, że Kormak w ostatniej chwili wpadnie na coś, czego mogłaby użyć, by uwiarygodnić scenariusz o porwaniu.
Ostatecznie jednak wchodziła na salę obrad w Trybunale Konstytucyjnym bez niczego. Kordian szedł obok ze zwieszoną głową. Oboje ledwo rejestrowali, co się dzieje. Byli skrajnie zmęczeni, a Joanna miała wrażenie, że brak alkoholu w jej organizmie doskwiera bardziej niż brak tlenu.
Posiedzenie odbywało się w miejscu, gdzie rozpatrywano najgłośniejsze sprawy. Chyłka uznała, że to symptomatyczne, choć przypuszczała, że całe postępowanie nie będzie przypominało rozprawy, a wysłuchanie.
Problem polegał na tym, że nie było tu człowieka, którego miano wysłuchać. Obecni byli za to dziennikarze i wręcz niepoważna liczba kamer. Mimo to nikogo nie wyproszono. Posiedzenie było otwarte dla publiczności.
Czternastu sędziów patrzyło prosto na nią. Naprzeciwko niej siedział przedstawiciel Prokuratury Generalnej. Jeśli sprawa pójdzie dalej, będzie to pierwszy i ostatni raz, kiedy Chyłka go widzi. Po uchyleniu immunitetu w imieniu oskarżyciela będzie występowała krakowska prokurator.
– Wyłączamy telefony? – szepnął Kordian.
– Nie. Kormak może w każdej chwili dać znać.
Zdarzało mu się ratować ich w ostatnim momencie, ale z jakiegoś powodu Chyłka nie wierzyła, że tym razem tak będzie.
Kiedy formalnie rozpoczęto procedowanie, Joanna poczuła się nieswojo. Patrząc na sędziów, miała wrażenie, że znalazła się w zupełnie nowej sytuacji. W sądach powszechnych wydawało się, że sędzia jest arbitrem, tutaj orzekający przywodzili na myśl raczej komisję egzaminacyjną. W dodatku wyjątkowo skrupulatną, jeśli ich zmarszczone brwi i czujne spojrzenia mogły coś sugerować.
Przewodniczył prezes Garłoch. Poprawił łańcuch, a potem w końcu oderwał wzrok od prawniczki. Oznajmił, czego będzie dotyczyć sprawa, po czym oddał głos Joannie. Podniosła się i oparła o blat.
Nie była przygotowana. Nie miała czasu sklecić dobrego przemówienia, choć formułki, których mogłaby użyć, nieustannie kołatały się jej w głowie. Zderzały się jak cząsteczki… nie, właściwie jak antycząsteczki, bo wzajemnie się anihilowały. Nic z tego nie wynikało i teraz, gdy potoczyła wzrokiem po sędziach, miała pustkę w głowie.
Czternastu sędziów. Wystarczyło, by przekonała siedmiu.
Żaden z nich nie sprawiał wrażenia, jakby podjął już decyzję. Jakąkolwiek. Mieli kamienne twarze, wyglądali niczym przed rozprawą stulecia. Tymczasem całe postępowanie nie będzie trwało długo. Dziś wszystko się rozstrzygnie.
Zrozumiała, że źle podeszła do sprawy. Zamiast szukać Sendala, powinna skupić się na członkach składu orzekającego. Zidentyfikować tych siedmiu, których dałoby się przekonać, sprawdzić ich bibliografie, przejrzeć artykuły, poznać stanowiska choćby w najważniejszych sprawach.
Tymczasem nie wiedziała o nich nic.
– Wysoki Trybunale – odezwała się wreszcie. – Wszyscy chyba widzimy, co dzieje się w mediach. Mój klient na dobrą sprawę nie poznał jeszcze podstaw tego hipotetycznego aktu oskarżenia, a już został osądzony. W moim przekonaniu od tego powinniśmy zacząć, bo to doskonale obrazuje, dlaczego immunitet jest tak istotny.
Wymyśliła to na poczekaniu. Nie miała pojęcia, jak zabrzmiało, ale uznała, że od czegoś musi zacząć. Zerknęła badawczo na Kordiana, jego wzrok zdawał się mówić, że to otwarcie dobre jak każde inne.
– Właściwie można powiedzieć, że sędzia Sendal jest chroniony przez Konstytucję tylko formalnie – ciągnęła, czując lekki wiatr w żaglach. – W rzeczywistości bowiem ataki na niego przybrały takie rozmiary, że nie sposób uznać, iż immunitet spełnia swoją funkcję.
Przypomniała sobie, co mówił Buchelt, i szybko się zmitygowała. Wchodziła na niebezpieczny grunt, nadinterpretując znaczenie immunitetu. Była to wszak ochrona prawna, niemająca wiele wspólnego z tym, co wiązało się z opinią publiczną. W sądzie powszechnym mogłaby zdecydować się