Deniwelacja. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
go przytrzymał, podczas gdy drugi zerwał z niego koszulę. Zaraz potem ściągnęli mu spodnie.
Bałajew stanął nad nim i powiódł wzrokiem po jego ciele.
– Musiałeś naprawdę sporo w życiu przejść.
Wiktor chciał odpowiedzieć, ale w tym samym momencie jeden z goryli wepchnął mu knebel do ust. Gazę lub watę, Forst nie zdążył dostrzec.
Kiedy Siergiej wyciągnął zza paska pochwę z nożem, wszystko stało się jasne. Obnażył ostrze, przykucnął przy Wiktorze, a potem przyjrzał się klindze. Powoli przeciągnął nią po udzie Forsta.
– Nie będę ciął głęboko – powiedział. – Nie muszę.
Wbił sztych w kilku miejscach. Potem połączył je, jakby rysował jakiś kształt.
Kontynuował tak przez kilka długich minut. Forst nie czuł przemożnego bólu, nacięcia rzeczywiście nie były głębokie. Problem polegał na tym, że po chwili pokrywały właściwie całe jego ciało.
– Zanurzymy cię najpierw na próbę – odezwał się Siergiej. – Potem pokażemy ci, jak wiele potrafimy zdziałać za pomocą samej słonej wody.
Podnieśli go i powoli przenieśli nad taflę. Wrzucili go do wody bez słowa, a Wiktor odniósł wrażenie, jakby coś rozrywało jego ciało od środka.
Sól wniknęła w rany jak woda w suchą gąbkę. Mimo knebla Forst wydał z siebie dziki, zwierzęcy ryk. Miał wrażenie, że to nie drobinki soli wypełniają rozcięcia na jego ciele, ale niewielkie szpilki.
Miriady niewielkich szpilek. Ostrych jak brzytwa, wsuwanych z impetem. Aż do samego końca.
Nerwy zdawały się porażone. Umysł także. Po raz pierwszy w życiu Forst nie potrafił powstrzymać przeraźliwego krzyku, który wydobywał się z jego płuc.
W końcu wyciągnęli go z wody i rzucili na piach. Miał wrażenie, że od momentu, kiedy go podnieśli, minęły długie godziny.
Chlusnęli na niego wodą z niewielkiego pojemnika. Niewiele pomogło.
Siergiej odczekał kilka chwil, nim Forstowi udało się w końcu okiełznać przeraźliwe uczucie, jakby ktoś rozdzierał go żywcem. Przynajmniej na tyle, by nie wyć z bólu.
Wyciągnęli mu knebel.
– To była krótka próba – oznajmił Bałajew. – Miała ci uświadomić, co cię czeka, jeśli nie dowiem się tego, czego chcę.
Forst łapczywie wziął haust powietrza, jakby dopiero co wychynął spod wody.
– Zrozumiałeś?
– T-ta…
Urwał. Nie miał siły skończyć.
– Powiesz mi wszystko – dodał Siergiej. – Dlaczego mnie szukałeś, co tutaj robisz, co planowałeś. Kiwnij głową na znak, że mogę na to liczyć.
Forst skinął głową. W tej chwili zgodziłby się na wszystko, byleby po raz kolejny nie zanurzyli go w wodzie.
– Najpierw jednak skorzystam z twojej oferty – oświadczył Bałajew. – Załatwimy tę sprawę z telefonem. Zadzwonię, porozmawiam z twoim znajomym, a ty w tym czasie dojdziesz do siebie.
Wiktor odwrócił głowę i spróbował wypluć nieco słonej wody, którą musiała nasiąknąć gaza, kiedy miotał się w jeziorze. Nawet do tak prostej czynności nie starczyło mu jednak sił. Woda wraz ze śliną zwisły z kącika ust.
– Ohyda – rzucił Siergiej.
Poklepał Forsta po policzku, a potem wyciągnął rękę w stronę Artioma. Ten podał mu telefon.
– Numer.
Forst próbował się odezwać, ale bezskutecznie. Rany nadal go paliły, jakby ktoś przykładał do nich rozżarzone węgle. Na Boga, w życiu rzeczywiście wiele go spotkało, ale nie miał wątpliwości, że do podobnych tortur nikt nawet się nie zbliżył.
Wstrząsnął nim dreszcz. Znajome uczucie.
Poczuł się, jakby gdzieś w oddali zobaczył dawno niewidzianego kompana. Doskonale znał to mrowienie. Zapowiadało, że organizm zbliżał się do granicy wycieńczenia. I że zaraz zwyczajnie się wyłączy.
– Numer!
– Czterysta… pięćdziesiąt…
Rosjanin pokręcił głową. Podał mu komórkę i kazał wprowadzić ciąg cyfr. Wiktor zrobił to z trudem, obraz przed oczami mu się rozmazywał.
450337821.
Połączenie nie zostało nawiązane. Forst nie wiedział, czy nie pomylił się przy wpisywaniu numeru. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie dodał polskiego prefiksu. Chciał się odezwać, powiedzieć o tym Siergiejowi, ale ten wyjął mu telefon z dłoni.
– Dalej sobie poradzę – oznajmił.
– Ja…
– Co ty? Chcesz rozmawiać?
– Nie… chcę… muszę…
– Nie wydaje mi się.
– Tylko… ja…
Miał nadzieję, że tyle wystarczy, by Rosjanin zorientował się, że rozmówcą po tej stronie musiał być Forst, inaczej nie miało to sensu. Siergiej przypatrywał mu się przez jakiś czas i ostatecznie pokiwał głową.
Wiktor odetchnął.
Dali mu czas, by doszedł do siebie. Posadzili go przy samochodzie, oddali mu nawet koszulę. Znalazł wystarczająco dużo sił, by ją założyć. Potem zwiesił głowę i trwał w bezruchu aż do momentu, gdy Borys trącił go nogą.
– Wystarczy tego odpoczynku – rzucił.
Chwilę później podał mu telefon.
– Głośnik – dodał.
Forst nie zamierzał protestować. Nie miał zresztą powodu, by to robić. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby pozostali słyszeli rozmowę. Właściwie było mu to nawet na rękę.
Osoba, do której miał zadzwonić, była przygotowana na ten telefon.
Wszystko było ustalone zawczasu, właśnie na wypadek, gdyby coś poszło nie tak.
Forst jednak nie spodziewał się, że będzie musiał przejść taką gehennę. Liczył na to, że uruchomi plan awaryjny, by się uwiarygodnić, a nie ratować własne życie.
Przełknął ślinę i wybrał numer. Powinno się udać.
Sygnał zdawał się wybrzmiewać w nieskończoność.
– Tak? – odezwał się w końcu mężczyzna po drugiej stronie linii.
Siergiej zbliżył się o krok.
– Z tej strony Forst – powiedział Wiktor.
– Widzę.
– Potrzebuję twojej pomocy, Krieger.
Rozmówca nie odpowiedział.
14
Prokurator próbowała dodzwonić się pod numer w Playu co godzinę, za każdym razem odpowiadał jej jednak automat. Kimkolwiek był Krieger, najwyraźniej naprawdę nie miał ochoty rozmawiać z nieznajomymi.
Stojąc przed zakopiańską komendą, wsunęła komórkę do torebki i się rozejrzała. Czekała na Gerca, który tradycyjnie się spóźniał. Podczas gdy ona zajmowała się tropem Wiktora, on trzymał rękę na pulsie w sprawie kobiet. Dziś powinien mieć dla niej jakieś konkrety, przynajmniej w sprawie sekcji zwłok.
Spała w hotelu Rysy przy Goszczyńskiego. Nie było tanio, ale z tego względu