Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
– ocenił. – Gdybyście choćby rzucili okiem na to, co zebraliśmy, nigdy nie wzięlibyście tej sprawy.
– W takim razie chyba nie mówimy o tych samych dowodach.
– Nie, chyba nie.
Joanna czuła, że traci grunt pod nogami.
– Materiał, który widziałam, o niczym nie świadczy – spróbowała, choć tak naprawdę jedynie improwizowała, nie mając pojęcia, o czym mowa.
Wciąż nie udało im się ustalić, do czego dotarli śledczy. I trudno było sobie wyobrazić, jakie dowody mogłyby okazać się na tyle mocne, by tak szybko zdecydowano o aresztowaniu Kabelis.
Gdyby do zdarzenia doszło w jednej z nepalskich wiosek, na górskiej drodze czy w jakimkolwiek ogólnodostępnym miejscu, Chyłka potrafiłaby mnożyć potencjalne rozwiązania. Klarę oskarżano jednak za coś, co zdarzyło się w odizolowanym od świata, nieosiągalnym dla większości ludzi miejscu.
– Szkoda czasu – rzucił Olgierd. – Niczego ze mnie nie wyciągniecie. A w tym celu się ze mną spotkaliście, jak widzę.
– Nie.
Paderborn zignorował próbę zaprzeczenia.
– Nie możecie zobaczyć się z klientką i nie macie dostępu do materiału dowodowego, więc uznaliście, że wydębicie wszystkie informacje ode mnie. I dlatego zaczęłaś od niedorzecznej prośby o zwolnienie Kabelis.
Mówił z tak głębokim przekonaniem, że nawet gdyby porywacz dał jej trzykrotnie więcej czasu, nie zdołałaby w porę osiągnąć celu.
– Jak nazywasz tę taktykę? – kontynuował Olgierd. – Pięścią w ryj?
Chyłka nie wiedziała, co odpowiedzieć. Każde posunięcie zdawało się prowadzić jedynie do pogorszenia sytuacji.
– Po wszystkim, co dla was zrobiłem, moglibyście chociaż postarać się o coś więcej.
Obrońcy spojrzeli na siebie z bezsilnością, jakby jedno czekało, aż drugie wpadnie na jakiś genialny sposób poradzenia sobie z sytuacją.
– Jesteście aż tak zdesperowani? – ciągnął Paderborn.
– Jak widzisz – odparła Joanna.
Wiedziała, że wystarczyłoby zająknąć się na temat porwania, a Olgierd zrobiłby wszystko, by Kabelis natychmiast opuściła areszt śledczy. Zapewne zdążyłby doprowadzić do tego jeszcze przed wyznaczoną godziną.
Tyle że oznaczałoby to prawdopodobnie także śmierć Darii.
A może nie? Może warto było zaryzykować?
Joanna spodziewała się, że prędzej czy później takie myśli nadejdą. Musiały się pojawić, bo im dłużej nie potrafiła znaleźć drogi ucieczki, tym szybciej rosło prawdopodobieństwo, że nawet najbardziej lekkomyślny scenariusz stanie się kuszący.
– Pader… – zaczęła.
Zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, dostrzegła poruszenie kilkadziesiąt metrów dalej przy Spacerowej. Zebrała się tam kilkuosobowa grupa, wyraźnie zainteresowana rozmową prowadzoną przy jednej z ławek.
Kiedy jeden z gapiów wyciągnął telefon i wymierzył obiektyw w Chyłkę, prawniczka zrozumiała, że ktoś ich rozpoznał. Zarówno ona i Oryński, jak i Paderborn byli w Warszawie znani. Nieraz występowali w mediach, a o Olgierdzie zrobiło się szczególnie głośno jakiś czas temu, gdy przejął śledztwo w sprawie wydarzeń w Tatrach.
Po chwili kolejna osoba zaczęła robić zdjęcia, a inna kręcić filmik, zbliżając się do nich.
– To jakaś ustawka? – rzucił Paderborn. – Niewiarygodne…
– Nie mamy z tym nic wspólnego – zastrzegł Kordian.
– A więc ci ludzie są tu przypadkiem?
Olgierd nie dał im szansy na odpowiedź. Machnął ręką, gwałtownie się odwrócił i ruszył z powrotem w kierunku siedziby prokuratury. Chyłka powiodła za nim wzrokiem, a potem spojrzała na gapiów.
– Kurwa mać… – jęknęła.
– Co robimy?
Potarła nerwowo czoło, dopiero teraz uświadamiając sobie, że wszystkie zrobione im zdjęcia albo od razu trafiły do internetu, albo zaraz tak się stanie. Filmiki z pewnością kręcono na żywo.
Jak dużo czasu minie, zanim porywacz to zobaczy? I jak to będzie wyglądało?
Nie najlepiej, skwitowała w duchu. Mudżahid z pewnością założy, że spotkali się z Paderbornem, by złożyć doniesienie.
– Chyłka…
– Czekaj, daj mi się zastanowić.
– Nie mamy czasu.
– Wiem, ale… moment. Muszę zebrać myśli.
Gdy rozległ się krótki gitarowy riff, wiedziała już, że nie zdoła tego robić. Szybko wyciągnęła telefon z torebki i odwróciła się od grupy obserwatorów. Nie musiała sprawdzać nadawcy, by wiedzieć, że wiadomość została wysłana z zagranicznej bramki.
– Co pisze? – odezwał się Kordian.
– Że to ostatni raz, kiedy spotykamy się z jakimkolwiek prokuratorem poza sądem.
Oryński zaklął cicho, a potem położył dłoń na plecach Chyłki i poprowadził ją w stronę zaparkowanej nieopodal iks piątki.
– Co jeszcze? – zapytał.
Joanna nie odpowiadała.
– Dodał coś?
– Tak – wydusiła w końcu. – Ale…
– Co? Co napisał?
– Że gratuluje nam wyciągnięcia Kabelis – odpowiedziała z niedowierzaniem Joanna.
– Co takiego?
Zatrzymali się przed samochodem i popatrzyli na siebie z konsternacją.
– Chce, żebyśmy odebrali ją za pół godziny spod aresztu – dodała Chyłka.
8
Areszt śledczy w Warszawie-Grochowie
Nie było żadnego sposobu, by powstrzymać nadchodzącą burzę. Kordian zrozumiał to już w momencie, gdy Chyłka niemal kopnęła drzwiczki od strony kierowcy i wyskoczyła z samochodu. Od razu ruszyła naprzeciw zbliżającej się ku nim Klarze Kabelis.
Zwolniona z aresztu alpinistka nie miała pojęcia, że nadciągające niebezpieczeństwo sprawi, iż z rozrzewnieniem będzie wspominać zagrożenie lawinowe w najwyższych partiach górskich.
Oryński natychmiast ruszył za Joanną, ale nie łudził się nawet, że uda mu się ją uspokoić. Niemal biegli przez ledwo utwardzony, zaniedbany parking przy ulicy, podczas gdy strażnicy więzienni otwierali bramę, by wypuścić Kabelis.
Areszt śledczy na Grochowie nie przypominał jego odpowiedników w innych częściach stolicy, które Kordian chcąc nie chcąc zdążył dość dobrze poznać. To miejsce sprawiało wrażenie opuszczonego terenu gospodarczego – w najlepszym wypadku podupadających zakładów drobiarskich, w najgorszym pozostałości po dawnym PGR-ze. Trafiały tu między innymi tymczasowo aresztowane, pozostające do dyspozycji kilku prokuratur kobiety, ale Oryński przypuszczał, że żadna z nich nie opuściła tych ponurych murów szybciej niż Klara. Dziewczyna z pewnością pobiła rekord.
Kwestią otwartą pozostawało, jak tego dokonała.
Chyłka zatrzymała się przed alpinistką, kiedy ta minęła bramę wjazdową. Po