Nieodgadniona. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
nie musiała odpowiadać.
– Nie rozumiesz, co było na szali…
Rozumiałem doskonale, bo wciąż pamiętałem o mrożących krew w żyłach statystykach. Nie wiedziałem, czy są aktualne, ale wedle mojej najlepszej wiedzy rocznie w Polsce około pięciuset kobiet ginęło z powodu przemocy domowej. Niemal dziesięć tygodniowo.
A Kasandra musiała myśleć nie tylko o sobie, ale także o dziecku.
– Wydaje mi się, że rozumiem całkiem sporo – odparłem półszeptem. – Ale jest wiele rzeczy, których nie jestem w stanie pojąć.
Czekała na dalszy ciąg, nie zabierając głosu.
– Założyliście, że Blitz wybierze akurat wasze biuro – dodałem. – Dlaczego?
– Wystarczyło kilka lokalizowanych reklam na Google.
Tak przypuszczałem, choć nigdy nie miałem pewności. Niemal całe Reimann Investigations składało się z informatyków, głównym polem ich działania był internet. Niewiele było trzeba, by przez parę tygodni dla zapytań o „biuro detektywistyczne” kierowanych z Opola wyszukiwarka kierowała na stronę RI. Właściwie nie wiązałoby się to nawet z wielkim kosztem.
– A gdyby to nie zadziałało? – zapytałem. – Gdyby Blitzer wybrał jednak kogoś innego?
– Byliśmy gotowi włączyć się pro publico bono.
Jak Rutkowski w kilka głośnych spraw związanych z niewyjaśnionymi zgonami za granicą czy tajemniczymi zaginięciami. Oczywiście.
– Co jeszcze chcesz wiedzieć, Wern?
– Tylko dwie rzeczy.
– Pytaj…
A potem pomóż mi odnaleźć mojego syna? Tak, z pewnością właśnie to miała na końcu języka. A im więcej mówiła, im dłużej patrzyła mi w oczy, tym bardziej byłem gotowy zrobić to, na co liczyła.
– Dlaczego Blitz zginął? – zapytałem. – I kto go zabił?
Spuściła wzrok, a na jej czole pojawiła się podłużna zmarszczka.
– Nigdy nie chciałam, żeby ktokolwiek…
– Nie interesuje mnie to, co chciałaś, a czego nie – uciąłem. – Chcę tylko wiedzieć, dlaczego mój przyjaciel zginął.
Nabrała głęboko tchu.
– Ktoś w policji zorientował się, że na profilu spotted pojawiły się zdjęcia Ewy.
– Nie Ewy, tylko twoje.
– Owszem, ale o tym nie wiedzieli – odparła cicho, jakby zawstydzona. – Doskonale za to zdawali sobie sprawę z tego, że ktoś zostawia komentarze i wypytuje o Ewę. Twój przyjaciel.
Czekała na jakąkolwiek reakcję, ale trwałem w bezruchu.
– Wiesz, że w opolskiej policji działa człowiek Kajmana – dodała.
– J. Falkow.
– Tak – potwierdziła. – Nie wiem dokładnie, co się stało, ale przypuszczam, że dowiedział się o tym, że ktoś wpadł na ślad Ewy. Może próbował coś wyciągnąć od Blitza, zmusić go do mówienia, może doszło do przepychanki, a potem…
Nie musiała kończyć, jako że miała przed sobą osobę, która znalazła rankiem ciało.
Przez chwilę oboje milczeliśmy. Ja wodziłem wzrokiem po pokoju, ona wciąż siedziała z lekko spuszczoną głową. Czy miała wyrzuty sumienia przez wszystko, co zrobiła? Czy może usprawiedliwiała to tym, że Wojtek był bezpieczny, a jej mąż już nigdy nikomu nie mógł wyrządzić żadnej krzywdy?
– Mówiłeś, że chcesz wiedzieć jeszcze o czymś – odezwała się.
Potrząsnąłem głową i potrzebowałem chwili, by przypomnieć sobie, jaki ostatni znak zapytania pozostał.
– Zdjęcie, które zrobiłem Ewie pod Babą na Byku – powiedziałem. – Trafiło do internetu, a tylko ja miałem do niego dostęp.
– Właściwie tych zdjęć było kilka.
– To znaczy?
– Oryginał plus jedna kopia w chmurze. I jedna na twoim komputerze, po backupie, który kiedyś robiłeś.
Zamknąłem oczy i przekląłem się w duchu. Było to tak oczywiste, że nawet moje niewyspanie i ogólne zmieszanie mnie nie usprawiedliwiało.
– A więc jednak włamaliście się na moje konto – powiedziałem.
– Tak, ale…
Machnąłem ręką i gwałtownie się podniosłem. Jakie to miało znaczenie? Ingerencja w prywatność była niczym w porównaniu z tym, co tych dwoje mi zrobiło.
A wszystko dzięki kasetom, które znaleźli. Kasetom, bez których być może zorientowałbym się, że padłem ofiarą manipulacji.
Ale dlaczego Ewa je nagrała? W jakich okolicznościach? Jeśli miała zamiar opowiedzieć kiedyś swoją historię, mogła zrobić to na wiele innych sposobów. Spisać wspomnienia, nagrać je na dyktafon czy choćby nakręcić kilka filmików komórką.
Używanie tradycyjnej kasetowej kamery, a potem przerzucenie wszystkiego na VHS wydawało się niepotrzebnym wysiłkiem. Tym bardziej że ukrywała się na podkieleckiej wsi i robiła wszystko, by nie ściągnąć na siebie uwagi.
Odsunąłem od siebie te myśli. Wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał się z nimi zmierzyć i poszukać odpowiedzi, ale w tej chwili było jeszcze kilka spraw, które musiałem poruszyć.
– Gdzie jest Glazur? – zapytałem.
Kas również się podniosła i przeszła za mną do kuchni. Nie skończyłem jeszcze wypakowywać wszystkich rzeczy, część znajdowała się w kartonach pod szafkami. Właściwie nie zdążyłem nawet zawiesić zegara na ścianie.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby czegoś szukała.
– Nie wiem – odparła.
– Nie wiesz, gdzie jest twój…
Kto? „Partner” to chyba za mało powiedziane, ale nie przypuszczałem, żeby sformalizowali związek.
– Rozstaliśmy się.
– Żartujesz sobie?
– Cztery miesiące temu – odparła, jakby nie słyszała pytania. – Ale biorąc pod uwagę, jak wyglądało nasze życie razem, to i tak długo…
– To znaczy?
– Nie chcę o tym rozmawiać, Wern – ucięła, a potem zaglądnęła do kilku pustych szafek.
Nie wiedziałem, czego szuka, ale nie miałem zamiaru o to pytać. Ani tym bardziej niczego proponować. Dowiedziałem się już wszystkiego, co potrzebowałem wiedzieć.
Przynajmniej na temat przeszłości. Teraz interesowała mnie tylko teraźniejszość. I los niewinnego dziecka, które wplątaliśmy w całe to gówno, które się z nami wiązało.
Nie znałem dobrze Wojtka, nie miałem czasu, by się z nim zaprzyjaźnić. Wiedziałem jednak doskonale, co chłopiec przeszedł. I to wystarczało, by zainteresować się jego losem.
– Skąd w ogóle wiesz, że twój syn jest w Opolu? – zapytałem.
Zawahała się, choć nie miała ku temu powodu. Jeśli ja byłem gotów dać jej niewielki kredyt zaufania, to ona powinna zrobić to tym bardziej.
– Jego telefon się uaktywnił – powiedziała w końcu. – I lokalizacja pokazała,