W pogoni za Harrym Winstonem. Лорен ВайсбергерЧитать онлайн книгу.
pojawiało się we wszystkich liczących się kolumnach towarzyskich – ale cóż mogła poradzić, że fotografowie ciągnęli za nią stadami? I oczywiście znajdowała się na liście gości niemal każdego przyjęcia, promocji, otwarcia czy liczącej się imprezy charytatywnej.
I tak, gdyby była zupełnie uczciwa, musiałaby przyznać, że w swoim czasie spotykała się z naprawdę bogatymi, wspaniałymi i sławnymi facetami, jednak powszechne założenie, że atrybuty baśniowego życia wystarczą jej do szczęścia, doprowadzało Adrianę do szału. Nie, żeby nie były wspaniałe – albo że skłonna byłaby zrezygnować z choćby jednej sekundy własnej egzystencji – jednak w tak zaawansowanym wieku (zbliżała się do trzydziestki) zaczęła podejrzewać, że może istnieć jeszcze coś innego.
– Naprawdę. Więc uszy do góry, dziewczyno. Możesz sobie roztaczać anielski czar na imprezach, ale w głębi duszy jesteś zepsutą suką i za to cię kocham. Poza tym na ostatniej sesji zajmowaliśmy się tobą. Teraz moja kolej.
– Z wysuniętym biodrem niecierpliwie wyciągnął rękę i asystentka, tykowata brunetka z oczami jelonka Bambi i przestraszoną miną, w te pędy umieściła na jego dłoni kawałek folii.
Adriana westchnęła i ruchem ręki wysłała asystentkę po kolejne cappuccino.
– No dobrze, a co u ciebie?
– Jak miło, że pytasz! – Gilles pochylił się i pocałował ją w policzek. – Niech pomyślę. W kwestii poszukiwań męża postanowiłem skupić się na facetach, którzy są już w poważnych związkach. Oczywiście to dopiero początek, ale mam już pewne pozytywne rezultaty.
Adriana znów westchnęła.
– Czy nie wystarczy singli, żeby zapewnić ci zajęcie? Czy naprawdę musisz bawić się w niszczyciela?
– Wiesz, jak to mówią, kochanie, jeżeli nie możesz mieć szczęśliwej rodziny, to jakąś zniszcz.
– Kto tak mówi?
– Ależ ja oczywiście. Nie dowiesz się, co znaczy męska radość z dobrze zrobionej laski, dopóki nie zobaczysz faceta, któremu ktoś obciągnął ostatnio dziesięć lat temu.
Adriana roześmiała się i szybko spuściła wzrok na kolana. Zawsze udawała nonszalancję i starała się sprawiać wrażenie, że wyraziste i bezpośrednie opisy gejowskiego seksu w wydaniu Gillesa jej nie bulwersują, ale w gruncie rzeczy czuła się z tym trochę nieswojo, co z kolei ją irytowało. Winą za to staroświeckie podejście do erotyki obarczała rodziców, którzy, choć wielkoduszni w kwestiach finansowych i wydający pieniądze w wyrafinowany sposób, nie należeli do pionierów obyczajowych. Oczywiście w kwestii własnego życia miłosnego nie była specjalnie konserwatywna – straciła dziewictwo w wieku trzynastu lat i od tamtej pory spała z dziesiątkami facetów.
– Naprawdę uważam, że coś w tym jest. – Gilles z przechyloną na bok głową i czołem zmarszczonym w skupieniu zręcznie układał kawałki folii wokół jej twarzy, formując srebrną aureolę.
Adriana przywykła do częstych zmian dokonywanych przez Gillesa „w stylu życia” i uwielbiała relacjonować je dziewczętom. Poprzednie spotkania zaowocowały perełkami mądrości w rodzaju „W razie wątpliwości użyj wosku”, „Prawdziwi faceci zatrudniają dekoratorów” i „Pracuj nad rzeźbą, a randka sama cię znajdzie”, których to zasad trzymał się z zaskakującym uporem. Z trudem przychodziło mu trzymanie się tylko jednego postanowienia, poczynionego podczas czterdziestych urodzin, kiedy to wyrzekł się prostytutek i chłopców z agencji. („Kurwiszony są dla dzieci. Od tej chwili tylko cywile”). Kolejna przysięga, że wyrzeknie się Vegas, od razu skończyła się niepowodzeniem.
Zadzwoniła komórka Adriany. Zaglądając jej przez ramię, Gilles jako pierwszy zobaczył, że to Leigh.
– Powiedz jej, że jeżeli nie przekona tego adonisa, którego ma za chłopaka, żeby niedługo wsunął jej obrączkę na palec, porwę go i zapoznam z urokami gejowskiego życia.
– Uhumm, na pewno jest przerażona. – Do telefonu:
– Słyszałaś, Leigh? Musisz natychmiast wyjść za Russella albo Gilles go uwiedzie.
Gilles gładkim ruchem, po którym nastąpiło lekkie wstrząśnięcie nadgarstka, wtarł płyn w kosmyk włosów. Potem zwinął lok i za pomocą precyzyjnego stuknięcia grzebieniem z chrzęstem otulił folią cały lepki bałagan.
– Co powiedziała?
– Że możesz go sobie wziąć. – Gilles otworzył usta, ale Adriana pokręciła głową i uniosła rękę w geście „stop”.
– Świetnie! Możesz na mnie liczyć. Oczywiście mam plany na dzisiejszy wieczór, ale z ulgą przywitam powód, żeby je odwołać. Poza tym, skoro Emmy chce wyjść, jak mogłybyśmy ją powstrzymywać? O której? Świetnie, querida, spotkamy się w holu o dziewiątej, pa!
– Co się stało Emmy? – zapytał Gilles.
– Duncan poznał dwudziestotrzylatkę, która nie może się doczekać, żeby urodzić mu dzieci.
– Ach, oczywiście. Jak się trzyma?
– Właściwie to nie wydaje mi się, żeby była załamana – stwierdziła Adriana, zlizując z warg mleczną piankę.
– Po prostu uważa, że powinna być. Gada w stylu „już nigdy nikogo nie poznam”, ale tak naprawdę ma to niewiele wspólnego z tęsknotą za Duncanem. Nic jej nie będzie.
Gilles westchnął.
– Marzę o tym, żeby dobrać się do jej włosów. Zdajesz sobie sprawę, jak niespotykane są w dzisiejszych czasach dziewicze włosy? To coś w rodzaju świętego Graala farbowania.
– Nie zapomnę jej tego przekazać. Masz ochotę na wieczorne wyjście? Idziemy na kolację i drinki. Nic wielkiego, same dziewczyny.
– Wiesz, że uwielbiam babskie wieczory, ale mam randkę z kierownikiem sali z zeszłego weekendu. Mam nadzieję, że wskaże mi drogę wprost do cichego kącika na tyłach jego sypialni.
– Będę trzymała kciuki.
Gilles zabezpieczył ostatni kosmyk włosów folią i rozłożył ręce w geście voila, jednocześnie podążając wzrokiem za spojrzeniem w stronę drzwi.
– Skończyłem, kochanie. – Asystentka o oczach jelonka Bambi chwyciła Adrianę za ramię i zaprowadziła do suszarki. Gilles, nie ruszając się sprzed lustra, zawołał dość głośno, żeby wszyscy – a z pewnością nowy gość – usłyszeli:
– Po prostu tam siedź i skup się na tym, żeby trzymać kolana razem. Wiem, że to niełatwe, ale proszę tylko o piętnaście minut.
Adriana teatralnie przewróciła oczami i pokazała mu środkowy palec, tym razem unosząc dłoń odpowiednio wysoko, by zobaczył ją cały salon. Z przyjemnością zarejestrowała spojrzenia wstrząśniętych pań z towarzystwa, które wyglądały jak jej matka. Kątem oka zauważyła, że mężczyzna, który przyglądał się jej i Gillesowi, uśmiecha się z rozbawieniem. Jestem już na to za stara, pomyślała, ponownie zerkając ukradkiem na przystojnego nieznajomego. Mężczyzna przeszedł obok i obdarzył ją uśmiechem. Wiedziona w równym stopniu wyrachowaniem, jak wrodzonym instynktem, Adriana podniosła na niego szeroko otwarte oczy, które mówiły: „Kto, ja?” i czubkiem języka dotknęła środka górnej wagi. Powinna, i to koniecznie, przestać się tak zachowywać, stanowczo. Tylko w tej chwili było to takie zabawne.
Cichutko krzątając się po mieszkaniu, żeby nie obudzić Otisa, Emmy zdała sobie sprawę, że nie bardzo ma co porządkować. Mieszkanie było małe nawet jak na kawalerkę na Manhattanie, łazienka