Kocham Adama. Charlene SandsЧитать онлайн книгу.
pełna podziwu dla twoich zdolności.
Nigdy nie powiedziała wprost, że jest z niego dumna. Ale nie mógł jej winić. Kiedyś zawiódł ją fatalnie i przysporzył rodzinie bezmiernego smutku.
– Rozmawiałeś już z bratem?
Był pewien, że o to zapyta.
– Jeszcze nie, ale zrobię to w tym tygodniu.
– Mam nadzieję, że się dogadacie i znów zaczniecie się zachowywać jak bracia.
Z pewnością tę samą prośbę kierowała do Brandona. Zależało jej, by rodzina znów mogła na siebie liczyć.
– Dzwoniłem do niego kilka razy i czekam, żeby oddzwonił.
– Jest w San Francisco, wraca dziś wieczorem.
Brandon mieszkał i pracował w Newport Beach. Był pilotem i właścicielem czarteru samolotów. Bracia byli różni jak noc i dzień, Brandon, wolny duch, niefrasobliwy i niewybredny, i Adam, powściągliwy i pełen rezerwy. Czy to dlatego Jacqueline, była dziewczyna Adama, związała się z Brandonem? Adam uważał, że brat zwyczajnie mu ją odbił.
– Na pewno z nim pogadam. I obaj będziemy na twoim przyjęciu urodzinowym.
– Tak bym chciała, żebyście znów byli sobie bliscy.
Adam jakoś nie mógł sobie tego wyobrazić. I wolał niczego nie obiecywać, bo między nim a bratem stało zbyt wiele dawnego bólu i rozczarowań.
– Pożegnam cię teraz. Jutro idziemy z Ginny do Getty Museum. Nie byłam tam już dobrych kilka lat.
– Jak tam Ginny? Nie działa ci na nerwy?
W odpowiedzi roześmiała się ciepło.
– No, bywa różnie. Potrafi być nieznośna. Ale jest moją najlepszą przyjaciółką i najbliższą sąsiadką, no i tak dobrze się rozumiemy…
– To świetnie. W takim razie bawcie się dobrze.
– Dziękuję, kochanie.
– Zadzwonię.
Odłożył słuchawkę, wyobrażając sobie osiedle Sunny Beach, zamieszkałe przez aktywnych emerytów, oddalone od Moonlight Beach o zaledwie kilkanaście kilometrów. Na szczęście, po śmierci ojca matka zdecydowała pozostać w Oklahomie. Adam kupił jej dom, a doskonałe maniery i wdzięk przysporzyły jej wielu przyjaciół. On sam widywał się z nią raz lub dwa w miesiącu.
Na progu gabinetu stanęła Mary.
– Pora na kolację. Jesteś głodny?
– Chętnie coś zjem.
– Na werandzie czy w kuchni?
– W kuchni będzie dobrze.
Zadawała mu te pytania co wieczór i zawsze odpowiadał tak samo, ale może któregoś dnia zmieni zdanie. Zechce usiąść na dworze i popatrzeć na zachód słońca nad oceanem, posłuchać odległego śmiechu i muzyki. Może któregoś dnia zrezygnuje z samotnych posiłków przed telewizorem.
– Mary, weź sobie jutro wolne i ciesz się długim weekendem.
Zazwyczaj miała wolne soboty i niedziele. Adam radził sobie bez pomocy, jeżeli tylko nic mu nie wypadło. W mieście miał biuro, w którym spotykał się z klientami i personelem, a nad projektami często pracował w domu. Gabinet był wyposażony we wszystko, czego potrzebował.
– Bardzo ci dziękuję. Czy to ma jakiś związek z tą śliczną dziewczyną, którą spotkałeś w tym tygodniu?
Mary pracowała u niego, jeszcze zanim zamieszkał w tym domu. Niektórzy nazwaliby ją wścibską, ale Adam miał do niej sentyment. Była szczera i ufał jej może bardziej, niż niektórzy ufają własnej rodzinie. Była młodsza od jego mamy, ale wystarczająco dojrzała, by wiedzieć pewne rzeczy.
– Jeżeli ci powiem, nie będziesz więcej wypytywać?
Niebieskie oczy rozświetlił błysk nadziei.
– Randka?
Oczywiste, że zechce się dowiedzieć więcej.
– Niezupełnie. Obiecała mi coś ugotować. Przyniesie składniki. W podziękowaniu za pomoc.
– Randka – potwierdziła Mary z uśmiechem. – Zadbam, żeby kuchnia była dobrze zaopatrzona.
– Zawsze taka jest, więc niczym się nie przejmuj.
– Bawcie się dobrze. Pójdę nakryć do obiadu.
Adam uśmiechnął się szeroko. Śliczna Mia przygotuje dla niego kolację. Na wspomnienie jej niezwykłej urody krew zaczęła mu szybciej krążyć w żyłach. A to nie zdarzyło się już od bardzo dawna.
Mia spacerowała z Rose na rękach. Maleństwo było wierną kopią matki, a jej słodka twarzyczka we śnie bardzo spokojna.
– Nie mogę sobie wyobrazić, że miałabym jej nie widywać – powiedziała. – Nie oddam jej nikomu.
Babcia Tess siedziała w swoim ulubionym żółto-niebieskim fotelu.
– Jest też nasza – powiedziała z uśmiechem, a delikatne zmarszczki wokół jej oczu pogłębiły się. – Nie oddałybyśmy jej zupełnie. Jestem przekonana, że jej ojciec pozwoliłby ci się z nią widywać.
– Pozwolił? – Mia zmarszczyła brwi.
Opiekowała się Rose od urodzenia i były ze sobą bardzo związane. A teraz ktoś obcy miałby decydować o ich spotkaniach?
– Zresztą nie wiemy, czy to na pewno on jest ojcem.
– Chyba tak. Rose ma po nim oczy. I kolor włosów. Nie jest taka ciemna jak my.
– W takim razie spotkaj się z nim, a małą zostaw tutaj. Damy sobie radę.
– Wiem i kocham cię, babciu. – Do oczu napłynęły jej łzy.
Było jej naprawdę ciężko na duszy i wcale nie miała ochoty na spotkanie z Adamem. Najchętniej zostałaby w domu z Rosą i babcią Tess. Obtarła łzy i westchnęła.
– Nie wrócę późno. A gdybyś czegoś potrzebowała, dzwoń.
Włożyła dziecko do kojca. W różowym pajacyku mała wyglądała bardzo słodko. Mia pogładziła ją po główce i szepnęła:
– Dobranoc, kochanie. Słodkich snów.
Potem ucałowała babcię.
– Nie wstawaj. Zamknę za sobą.
– Dobrze, kochanie. Nie zapomnij zakupów.
Po drodze do drzwi zerknęła na swoje odbicie w lustrze w holu. Miała na sobie koralową sukienkę na ramiączkach sięgającą przed kolano. Stopa wydobrzała już na tyle, że mogła włożyć niebieskie sandałki pasujące kolorem do wisiorka i kolczyków. Rozpuszczone włosy falami spływały na kark.
– Bardzo ci w tym ładnie.
– Dzięki, babciu.
Dojazd do Adama zajął jej niecałe dwadzieścia minut. Spięta, wjechała na podjazd i wcisnęła guzik otwierający bramę.
– Mia? – Dobiegło z głośnika.
– Cześć… Już jestem.
Wjechała na teren posiadłości przez bramę z kutego żelaza, choć najchętniej zawróciłaby na miejscu i uciekła, wymazując spotkanie z Adamem z pamięci. Gdyby tylko miała na to dość odwagi… Nigdy by się nie dowiedział, że ma dziecko. Czy jednak córka nie pytałaby o ojca? Nie próbowała go odnaleźć?
W głębi