Serce nie sługa. Tara PammiЧитать онлайн книгу.
czerwieniła się i płonęła na przemian. Bolały ją ręce, a ciało wydawało się obce.
Posłyszała dźwięk rozdzieranej paczuszki, potem szelest naciąganej prezerwatywy.
‒ Sprawię ci rozkosz. Ufasz mi?
Oddychając z trudem, skinęła głową.
‒ Powiedz to – nakazał.
‒ Ufam ci, Nikandrosie. Bardziej niż komukolwiek.
Wszedł w nią jednym pchnięciem, które rozpaliło jej nerwy.
‒ Ale jesteś ciasna. – Znieruchomiał. – Powiedz, że wszystko w porządku.
Najpierw pojawiło się bolesne, osobliwe doznanie.
‒ Ja… To wydaje się.. dziwne, ale… jakbym była pełna.
Pochylił się nad nią, szepcząc czułości, które przyprawiały ją o łzy.
Nie oczekiwała od niego czułości. Jakby była zbyt krucha, by mógł wykorzystywać ją tak, jak chciał. Pragnęła być dla niego kobietą.
Zaczęła z wolna poruszać biodrami, dostosowując się do jego rytmu. Jej łono nabrzmiewało coraz silniejszym pożądaniem. Jego oddech zwolnił, kiedy na niego naparła.
‒ Podoba ci się? – rzuciła w aksamitną ciemność nocy.
Wydając z siebie gardłowe przekleństwo, wsunął palce w jej włosy. Trzymał ją tak mocno, że ból mieszał się z rozkoszą. Nik wysuwał się z niej prawie do końca, a potem uderzał z całej siły.
Doznawała przyjemności tak intensywnej, że bała się, że zemdleje.
Gdyby nie Nikandros, mogłaby umrzeć, nie wiedząc, że można przeżywać coś takiego. Jęczała coraz głośniej, gdy się w nią wbijał, wymawiając jej imię. Jej ciało zmierzało ku następnemu szczytowi.
Przyciągnął ją jeszcze bardziej, jego ruchy stały się szybsze, bardziej zwarte, dłoń powędrowała między nogi.
‒ Dojdź, Mia – nakazał, a potem nie miała wyjścia, musiała wsunąć się obrzmiałym łonem na jego palce. Kontrapunkt dla jego bezlitosnych uderzeń.
Wydała z siebie rozdzierający krzyk.
Rozkosz napływała falami. Jego pchnięcia straciły rytm, przemieniły się w coś zwierzęcego.
Tego potrzebowała. Tego wspaniałego, silnego mężczyzny, który przywrócił jej część samej siebie, zatracając się w jej wnętrzu. I chciała zabrać jego część, tak jak on robił to z nią.
Jego spełnienie przywodziło na myśl jakąś magię, która kształtowała ją na nowo.
Osunęła się zapłakana na łóżko i ukryła twarz w pościeli. Zaciskając wargi, powstrzymała szloch i pozbawiona sił oddała się jego ramionom, gdy przyciągnął ją do siebie. Popatrzyła na ich nagie ciała, połyskliwą skórę i pościel w blasku księżyca. Wciąż złakniona, przesunęła spojrzeniem po jego twardym udzie i biodrze. Poczuła głód pożądania i coś jeszcze.
Pocałował ją delikatnie w ramię.
‒ Dobrze się czujesz?
Mogła tylko skinąć głową. Miał w oczach blask, jakby i on był poruszony intensywnością wspólnego przeżycia, jakby i on także…
Nie!
Miała do czynienia z księciem, który słynął ze swych łóżkowych umiejętności. Nie mogła przypisywać tej chwili niczego więcej.
Poczuła nagły ciężar na piersiach, a słowa utkwiły jej w krtani. Po raz pierwszy od miesięcy uwolniła się od furii i żalu.
Kiedy przytulił ją do siebie i owionął oddechem jej skroń, poddała się zmęczeniu, które ogarnęło jej umysł, duszę i ciało.
Nikandros był spełnieniem fantazji i dał jej coś niezmierzonego i nieokreślonego.
Ale to wszystko, co mógł jej dać.
ROZDZIAŁ TRZECI
„Jesteś w ciąży, Mia”.
Te słowa ginekolog rozbrzmiewały w jej głowie cały dzień, gdy jako drugi trener ćwiczyła piłkarską drużynę szkoły średniej.
Sheila, która znała ją od podstawówki, ujęła jej dłoń.
‒ Wiem, przez co w tym roku przeszłaś. Ta wiadomość jest zapewne szokiem, ale…
‒ Tak, z drugiej jednak strony… – Była tak długo sama, a teraz czuła radość. Tamta noc okazała się nowym rozdziałem w jej życiu, a jego rezultatem była ciąża. – Chcę tego dziecka, Sheila… Pokocham je.
Tego wieczoru, w jej służbowym mieszkaniu na terenie szkoły, wciąż się uśmiechała albo oglądała swój brzuch w lustrze.
Przyjęcie nowej pracy i wyprowadzka z apartamentu, który dzieliła niegdyś z Brianem, okazały się dobrym posunięciem. Doznawała satysfakcji, patrząc na młodych, ambitnych zawodników, ale poza tym miała przed sobą całe życie – otchłań samotności.
Dziecko zmieniłoby wszystko, wypełniało jej dni i noce. Dziecko kochane bezwarunkowo.
Sheila nie pytała, kim jest ojciec.
Ojciec. Mia osunęła się na tapczan w salonie.
Nikandros… Poczuła na czole krople zimnego potu.
To było także jego dziecko.
Od sześciu tygodni nie przestawała myśleć o tamtej nocy. Albo o nim.
Czy mogło być inaczej? W wiadomościach wciąż mówili o Drakonie, śródziemnomorskim klejnocie, i o szaleństwie jego króla Theosa, co tak długo skrywano przed narodem i mediami. Śledzono każdy krok obu książąt.
Chłonęła wiadomości o królewskiej rodzinie; prasa odsądzała Nikandrosa od czci i wiary za obojętność wobec kraju.
Tylko Mia wiedziała, jak bardzo Nikandros przeżywa powrót do ojczyzny, ale zapominała o tym w obliczu szaleństw, jakim się oddawał.
Nie odpowiadał na pytania dziennikarzy – czy pozostanie w Drakonie i weźmie na barki ciężar odpowiedzialności? Czy będzie go dzielił z bratem Andreasem, następcą tronu?
Tylko milczenie z jego strony. Paparazzi już go namierzyli, kiedy bawił się w nocnym klubie przyjaciela albo pędził czerwonym ferrari po krętych drogach Drakonu.
Było jasne, że nieustraszony książę nie zamierza zmieniać swoich nawyków i dźwigać brzemienia odpowiedzialności. Mia miała wrażenie, że jest taki poważny, taki zraniony… a teraz to, na oczach całego narodu.
Czy to wszystko było udawane? Czy uznałby dziecko poczęte tak przypadkowo?
Mia, tłumiąc chęć podzielenia się z nim nowinami, postanowiła zaczekać przynajmniej do chwili, aż będzie dostatecznie silna, by zmierzyć się z jego reakcją na wieść o nienarodzonym jeszcze potomku.
Nikandros stał na wałach królewskiej siedziby i patrzył na panoramę Drakonu i port. Niewielkie wzgórze, na którym usadowił się osiemsetletni pałac, zapewniało strategiczną pozycję obronną wobec niezliczonych ataków potęg pragnących przejąć ten śródziemnomorski klejnot.
Jako dziecko uwięzione w pałacowym hospicjum podczas gorących miesięcy letnich i łagodnych zim, Nikandros pokochał historię Drakonu. Pozwalało mu to przetrwać chorowite i nieszczęsne dzieciństwo. Pochłaniał stare woluminy w wielkiej bibliotece, patrząc na każde skrzydło wzniesione przez kolejne pokolenia, co czyniło pałac nieprzeniknionym. Pozbawiony towarzystwa rówieśników,