Na złość. Andrzej F. PaczkowskiЧитать онлайн книгу.
stał przez chwilę totalnie skołowany. Coś mu widocznie nie potrafiło poukładać się w tej jego zakutej pale. A potem niech mi ktoś powie, że faceci są mądrzejsi od kobiet. Taki wielki!
– Siostry trzeba było słuchać. Starsza jestem, to i wiem. Ale jak jesteś taki popieprzony, to masz za swoje. Zobaczysz co teraz będzie.
Nagle w Adriana jakby wróciło życie.
– Co teraz będzie?
– Tak, co teraz będzie. Bo na tym jej warczeniu się nie skończy.
Adrian miał wtedy już prawie osiemnaście lat. Chyba po raz pierwszy się wkurzył na naszą matkę. Podskoczyło mu ciśnienie, zrobił się cały czerwony, a potem zbladł.
– Nie, kurwa! – powiedział. – Będzie zupełnie inaczej. Tylko popatrz!
I ruszył do pokoju za mamą. Ja ruszyłam za nim. Musiałam widzieć, jak to rozegra.
– Chcesz mi o czymś powiedzieć?
– Co mi głowem zawracasz? Powiedzieć to ja ci powiem, ale masz gwarantowane, że ci głowa z karku spadnie!
– Grzebałaś mi w szafie? – zapytał Adrian, jeszcze spokojnie. Widziałam jak przełyka ślinę, co oznaczało, że taki spokojny to nie jest.
– Grzebać to kury grzebiom w piasku. Ja tylko skontrolowałam.
– A co ty tam miałaś do kontrolowania? – podniósł głos. Coraz bardziej zaczynało mi się to podobać. Uważałam brata za takiego głupka bez jaj, brandzlującego się nad zdjęciami nagich panienek, tymczasem po raz pierwszy zaczął się stawiać. Moja krew!
– To, co matka skontrolować powinna!
– Wiesz co powinnaś? Chuja powinnaś! – ryknął Adrian a ja zaśmiałam się cicho, rozbawiona tą sceną. Mama wyglądała jakby połknęła wielkiego buraka, który nie chce jednak przejść przez gardło.
– Jak ty siem do mnie odzywasz, gnoju jeden? Chcesz siem pokłócić? Chcesz, żebym ci powiedziała co o tobie myślem?
– Proszę, powiedz. Wal śmiało! Ale najpierw oddaj mi te gazety!
– Nic ci nie oddam! Nic, rozumiesz?!
– Zakupiłem je za swoje zarobione pieniądze. Więc masz mi je natychmiast oddać z powrotem!
Kątem drugiego oka widziałam, jak do domu wszedł ojciec. Przyłożyłam palec do ust, by był cicho. Ojciec był po naszej stronie, czułam to.
– Ja… ja siem porzygałam, gdy to oglondałam! – wkyrzyknęła mama.
– I dobrze, bo kto ci to kazał oglądać? Ja?
– Wszystko spaliłam. Wszystkie te świństwa!
– Jak mogłaś? Czyś ty zgłupiała? Wiesz ile to kosztowało?
– Nie mogłam pozwolić by takie świństwa w domu leżały. Już mi tego wiencej do domu nie noś, bo ja sobie tego nie życzem!
– A wiesz czego ja sobie nie życzę? Żebyś mi przeszukiwała moje rzeczy!
Adrian wyszedł z pokoju. Minął mnie jakbym tam nie stała. Przeszedł obok ojca i zatrzasnął drzwi swojego pokoju.
Ojciec wszedł do pokoju, gdzie siedziała becząca mama. Ale widząc ją machnął tylko ręką i odszedł do drugiego pokoju.
A ja po raz pierwszy poczułam, że mam brata!
Innym razem natrafiłam na mamę stojącą przy telefonie.
– Ninka?
Mama wsłuchuje się w głos dobywający się ze słuchawki.
– To ty pisałaś list mojemu synowi?
Znowu chwilę trwała cisza, po czym:
– Ja sobie nie życzem, żebyś ty mojemu synowi takie świństwa wypisywała! Kto to widział, żeby dziewczyna pisała takie rzeczy? Jak ciem rodzice wychowali?
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam. Wiedziałam, że przed chwilą przyszła do nas pani listonosz, ponieważ zawsze zadzwoni i poczeka zanim mama nie wyjdzie po listy. Nie przekroczy furtki za nic w świecie. Kiedyś doszło pomiędzy mamą a nią do ścięcia.
– A nie łaska tak wejść i listy do skrzynki na drzwiach wrzucić? – powiedziała do niej mama.
– Łaska to może by była. Ale gdyby se pani te gówna z placu sprzątnęła. Nie zamierzam przez coś takiego chodzić. A fruwać nie potrafię.
– To was na tej poczcie nieźle wyszkolili, cholery jedne, ludziom takie rzeczy mówić. Że siem pani nie wstydzi!
– Wstyd to powinna odczuwać pani, nie ja. Tyle gówien, świat to widział! Much to tu więcej niż w ubojni!
– Ubojniem to ja pani dopiero pokażem!
I od tego czasu mama jej nienawidziła, a ona zaś nigdy nie przekroczyła bramy, nawet po zgłoszeniu przez mamę skargi na poczcie.
Teraz znów mama zaczęła się drzeć do telefonu:
– Proszem wiencej takich świństw mojemu synowi nie wypisywać! Bo ja rodziców twoich znajdem i załatwimy to inaczej!
I trzask słuchawką o aparat.
– Do kogo dzwoniłaś?
– Nie twój interes!
– Przyszła poczta?
– A przyszła! Co siem głupio pytasz? Zawsze wszystko wiesz pierwsza, skoro non stop w oknie przesiadujesz! Do roboty byś siem wzieła. Kaczki trzeba nakarmić. Wody dać.
– Bo coś mi się wydaje, że jeden list był do Adriana…
– Nie wtrancaj się!
Mama zawsze, kiedy się denerwowała, przekształcała słowa.
Kiedy brat wrócił do domu, szepnęłam mu słówko o liście. Momentalnie mu skoczyło ciśnienie.
– Dawaj mi ten list!
– Jaki list?
– Nie zgrywaj głupa! Dawaj, kurwa!
– Nie mam żadnego listu!
– Jak nie masz? Rano poczta była.
– Nie mam bo spaliłam! Takie świństwa tam powypisywane były, że nie mogłam tego na oczy widzieć.
– Ja chyba śnię!? Czy ty już kompletnie ocipiałaś? Listy mi otwierasz?
– Matka musi widzieć, kto pisze jej dziecku!
– To mogłaś zapytać! Języka w gębie nie zapomniałaś chyba, nie?
– Musiałam przeczytać, sam byś mi nie powiedział.
– I masz rację! A wiesz dlaczego? Bo gówno ci do tego!
– Jak siem do mnie jeszcze raz tak odezwiesz, to możesz z tego domu wypierdalać! Spakuj siem i ciem nie ma. Ja sobie na to we własnym domu nie pozwolem!
– Odejdę! Jak Boga kocham, jednego dnia odejdę, bo inaczej ja tu z tobą zwariuję!
Adrian poszedł do swojego pokoju, jak zwykle, a ja za nim.
– To jakaś Ninka pisała. Bo słyszałam jak do niej dzwoniła.
– Ja ją kiedyś, kurwa, zabiję! – jęknął Adrian. – Jak ja się teraz Ninie do oczu popatrzę? Co jej powiem? „Sorry, kurwa, ale moja stara jest troszeczkę popierdolona? Nie przejmuj się, ona tak zawsze wydzwania i się wpierdala w nie swoje sprawy”??? Ja zwariuję. Czemu ona to robi? Powiedz mi, czemu ona nam to robi? Czy jest naprawdę taka popieprzona, czy to ze mną jest coś nie tak?
– Nie przejmuj się, stary! Kiedyś jej to minie, mówię ci.
Nasza