Marzenie Zuzanny. Agnieszka BiegajЧитать онлайн книгу.
spotka? Może pójdzie z przyjaciółką na kawę, albo do kosmetyczki? – zapytałam, kiedy schodziliśmy do samochodu.
– Widziałem ją dzisiaj rano – przyznał się niechętnie. – Obserwowałem, jak szła do pracy i była nieźle wyelegantowana. Na pewno idzie na jakąś randkę…
– To chore – oceniłam, choć sama nie byłam wzorem. – Musisz przestać się tym zadręczać. Przecież cię rzuciła. Nie odzyskasz jej, jak dasz facetowi w twarz.
– Nie, ale przynajmniej pokażę, że nie można ze mną pogrywać!
– Ach, męska duma! – westchnęłam ciężko. – On cię oskarży o pobicie i tyle będziesz z tego miał.
– A to co?! – Zatrzymałam się nagle po wyjściu z bramy. – Co to ma być?! Gdzie twój samochód?
Zamiast jego pięknej czerwonej Toyoty przy chodniku pod moim blokiem zaparkowane było coś dziwnego, pomalowanego na żółto, z hasłami reklamowymi i jakimiś rysunkami.
– Pożyczyłem od kumpla, który pracuje w agencji reklamowej. Żebyś nie musiała czekać na taksówkę. Będę cię woził, a ona nie pozna mojego samochodu. Ba, nawet nie przyjdzie jej do głowy, że ktoś może ją śledzić w czymś tak rzucającym się w oczy.
– Świetny pomysł – mruknęłam nieprzekonana, ale w sumie byłam zadowolona, że tym razem nie będzie mnie podrywał jakiś napalony taksówkarz.
Pod firmą nie czekaliśmy długo. Paulina wyszła z pracy punkt szesnasta, rozmawiała chwilę przez komórkę, a potem wsiadła do swojego samochodu. Jechaliśmy za nią zupełnie spokojnie, nie spuszczaliśmy jej z oka i wkrótce znaleźliśmy się przed dobrze znaną mi kawiarnią, która chyba stworzona była dla niewiernych partnerów.
– Mam nadzieję, że szybko się z nim spotka, bo nie mam ochoty oglądać długo jej gęby. Czy mam zadzwonić, jak pojawi się kochaś?
– Tak. Od razu zadzwoń i najlepiej ukryj się gdzieś, bo będzie gorąco!
Kiwnęłam głową z politowaniem, bo jakoś nie wyobrażałam sobie Stefana jako mistrza sztuk walki, ale do różnych rzeczy są zdolni odtrąceni kochankowie.
Weszłam do środka pewnym krokiem i od razu zobaczyłam Paulinę przy stoliku w kącie, całującą się z jakimś mężczyzną, odwróconym do mnie tyłem.
Usiadłam tak, żeby mieć ją cały czas na oku, zamówiłam cappuccino i wyciągnęłam komórkę.
Mężczyzna jedną ręką głaskał ją po nodze, a drugą po plecach. Wszystko razem nie pozostawiało wątpliwości co do stopnia ich zażyłości. Zastanawiałam się jednak, czy ich w końcu nie wyrzucą z sali, kiedy przejdą od tej gry wstępnej do konkretów.
Zadzwoniłam do Stefana i powiedziałam mu, żeby się pospieszył, bo zaraz będą uprawiać seks na oczach wszystkich gości i kelnerów.
To, co nastąpiło potem było przerażające i śmieszne zarazem, a odbyło się w tempie godnym hollywoodzkiego filmu sensacyjnego. Zobaczyłam Stefana, jak wparował do środka. Przynajmniej miałam nadzieję, że to był on, bo na głowie miał kominiarkę!
Spostrzegł Paulinę, podbiegł do stolika, wyciągnął jej gacha i z całej siły uderzył go pięścią w twarz. Mężczyzna zatoczył się i upadł na podłogę.
Kelner chwycił za telefon, a ja podbiegłam do Stefana, złapałam go z ramię i wysyczałam mu do ucha:
– Zjeżdżaj stąd, bo facet już dzwoni po policję!
Stefan spojrzał na mnie oszołomiony, ale posłusznie wybiegł. Popatrzyłam na Paulinę, szlochającą nerwowo i na jej kochanka, któremu pomagała podnieść się z podłogi.
Zamarłam. Jednocześnie poczułam się słabo i pociemniało mi w oczach ze złości.
To był Maciek, mąż Żanety! Znowu on!
– Ty podły zdrajco! – wrzasnęłam strasznie. Słabość mi minęła, wściekłość potęgowała się z sekundy na sekundę. – Twoja żona w ciąży, a ty się włóczysz po knajpach z jakąś dziwką!
Maciek się zdziwił i zakłopotał, a ja byłam tak dumna z siebie i swojej „elokwencji”, że nawet nie pomyślałam o tym, że jestem przebrana i on mnie nie poznaje.
– Natychmiast wracaj do domu! Jeśli jeszcze kiedykolwiek przyłapię cię…
– To nie pani sprawa! Nic pani o mnie nie wie! Niech pani przestanie obrażać moją partnerkę! – Maćkowi po pierwszym zaskoczeniu zaczęła wracać pewność siebie. Jednocześnie patrzył na mnie, jakby coś podejrzewał. – Czy my na pewno się nie znamy?
Nie dane mi było odpowiedzieć, bo podszedł do mnie kelner i uprzejmie, acz z naciskiem zaproponował, żebym może zmieniła lokal, zanim zmuszony będzie wezwać odpowiednie służby. Chętnie pogawędziłabym sobie z tymi służbami, ale tknęło mnie przeczucie, że może będą to psychiatrzy. Wcisnęłam mu dwadzieścia złotych do ręki i wyszłam.
Pobiegłam szybko do samochodu Stefana. Wsiadłam i od razu zaczęłam mówić, szalenie podekscytowana swoim wystąpieniem. Jednocześnie dotarło do mnie, że moją najlepszą przyjaciółkę, która jest w ciąży, zdradza mąż i to zdradza już od dawna. Może teraz przestanie, skoro dostał w twarz i został zrugany przez jakąś furiatkę. A może nie przestanie, Żaneta się dowie i coś się stanie, coś strasznego.
Zaczęłam nagle głośno płakać. Stefan spojrzał na mnie zdziwiony.
– Nie podejrzewałem, że tak się przejmiesz moim losem – powiedział wzruszony. – Dziękuję ci. Widzę, że jesteś moją prawdziwą przyjaciółką….
– Nie pochlebiaj sobie tak bardzo – sprostowałam szybko. – Ten drań od twojej Pauliny to jest mąż mojej najlepszej przyjaciółki. Ona jest w ciąży, nic pewnie nie wie i jak się dowie, to nie wiem, co się stanie. Mówię nieskładnie, ale dotarło do mnie, że tak się podekscytowałam tą awanturą, że zapomniałam o tym, jaki to będzie miało na nią wpływ.
Jednocześnie uświadomiłam sobie, że tak chętnie angażuję się w życie moich przyjaciół, bo nie mam własnego. Myślałam, że przeżyję coś z Pawłem, potem myślałam, że może zaiskrzy między mną i Stefanem. Pewnie byłoby to możliwe, ale ja nie potrafiłam się zakochać.
Stefan podawał mi chusteczkę za chusteczką, aż wreszcie się uspokoiłam. Wtedy powiedział:
– I tak bardzo ci dziękuję. To było niesamowite przeżycie i właściwie już mi lepiej. Nie chciałbym być nadal z Pauliną. Zawsze była puszczalska, tylko ja tego nie widziałem. Dziękuję ci też, że ustawiłaś mnie do pionu i kazałaś uciekać z tej knajpy. Tak się podekscytowałem moim bandyckim wejściem, że pewnie doczekałbym policji i teraz siedział w areszcie.
– Spoko, nie ma za co! – Machnęłam ręką. – Niezła z nas para kryminalistów!
Rozdział 8.
Paweł i Stefan
Wszystkie te śledztwa przypadły akurat na czas kontraktu Pawła za granicą.
Paweł pracował w dziale finansowym firmy, która miała swój macierzysty oddział we Włoszech i wyjechał tam na pół roku. Właśnie wracał do Polski, więc namówiłam Stefana, żeby odebrał go ze mną z lotniska. Niechętnie się na to zgodził.
Przyjechaliśmy wcześniej i zdążyliśmy jeszcze pójść do baru. Stefan pił kawę, a ja gorącą czekoladę.
– Ten cały Paweł – wypytywał mnie Stefan, wyraźnie zazdrosny – to jakiś twój były chłopak, obecny chłopak, czy kto?
Zachichotałam i poklepałam go po policzku.
– Tobie się wydaje, że każdy musi