Эротические рассказы

Na szczycie. K.N. HanerЧитать онлайн книгу.

Na szczycie - K.N. Haner


Скачать книгу
jest najwygodniej, gdy ma się okres. Faceci tego nigdy nie zrozumieją.

      – Mój Boże, zostaw to! – chciałam mu je wyrwać, ale przyglądał się uważnie i mi nie pozwolił.

      – Ładne, co robią pod łóżkiem? – rozciągnął cieniutkie paseczki na palcach. Uf! To na szczęście stringi, różowe stringi, koronkowe i nawet świeże… Dzięki ci, Boże!

      – Kurzą się… – trącił delikatnie moje ramię.

      – Złośnica z ciebie.

      – Po prostu mi je oddaj, to dość intymna część garderoby.

      – Więc raczej powinna znajdować się w szufladzie, a nie pod łóżkiem.

      – Oddaj! – wyrwałam mu je i rzuciłam w kąt.

      – Masz takich więcej?

      – Nie twoja sprawa – wstałam i kopnęłam pudełka ze słodkościami z powrotem pod łóżko.

      – Miałem na nie ochotę – powiedział, wyciągając ptasie mleczko.

      – Nie ma. Będziesz pił gorzką! – wyrwałam mu z ręki i rzuciłam na łóżko.

      – Na pewno będziesz pasowała, nie dasz sobie wejść na głowę.

      I do łóżka, pomyślałam.

      – Świetnie, jeśli to jakiś test i właśnie go zaliczyłam, to możesz już iść.

      – Wyganiasz mnie? – zrobił taką minę, że miałam ochotę znowu parsknąć śmiechem.

      – Tak trochę, nie chcę być niemiła.

      – To niegrzeczne.

      – Kto mówił, że jestem grzeczna? – celowo przygryzłam wargę i wróciłam do kuchni. Sed przyszedł po chwili z otwartym pudełkiem, zajadając się jednym.

      – Myślałem, że już ich nie produkują – powiedział, wkładając do ust ptasie mleczko o smaku wiśniowym.

      – Znam jeden sklep, w którym można je dostać. To moje ulubione, mam ogromny zapas – wyszczerzyłam się, zdradzając tajemnicę, o której nie wie nawet Trey.

      – Już cię uwielbiam! – podszedł zadowolony i podsunął mi jedno pod nos.

      – Nie powinnam – pociągnęłam nosem i spojrzałam na cudowny kawałek czekolady z wiśniowym nadzieniem.

      – Daj spokój! No już – prawie wepchnął mi je w usta. O rany! Jestem na diecie od wczoraj, a czuję się, jakbym nie jadła czekolady całą wieczność.

      – Jestem od tego uzależniona – zamknęłam oczy, rozkoszując się smakiem.

      – Tylko od tego?

      Pokiwałam głową, nie otwierając oczu.

      – To dobrze, nie będą cię kusić różne głupoty w trasie – dodał.

      – A to już ustalone, że jadę z wami? – uniosłam brew.

      – A nie?

      – Trey…

      – No jestem, Reb, co tam? – i w tym momencie właśnie wszedł do kuchni. Cały spocony, w dresie, pewnie biegał. Jak on się do tego motywuje? Ja nie zrobię nawet przysiadu. – Kto to? – pokazał dłonią na Seda.

      – Sedrick Mills.

      Trey otworzył szeroko oczy i przyglądał mu się przez chwilę.

      – Trey Mallroy – przywitał się uściskiem dłoni. – Sorry, że pytam, ale czy ty jesteś tym Sedrickiem Millsem? – dodał.

      – Tak, to ja.

      – Co robisz w naszym mieszkaniu? – prawie pisnął.

      – Przyszedłem do Rebeki, a raczej do Reb – spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

      – Mała, co tu jest grane? Co menadżer Sweet Bad Sinful robi w naszej kuchni, zajadając twoje ptasie mleczko i popijając herbatkę?

      – No to, co powiedziałeś: wyjada moje ptasie mleczko i pije herbatę – odpowiedziałam, wzruszając ramionami.

      – Wyrwałaś go gdzieś? – Trey chyba nie wierzy w to, co widzi. Wygląda komicznie z tą swoją zakłopotaną miną.

      – Poznaliśmy się w klubie, w którym Rebeka tańczy – odpowiedział Sed.

      – Tańczyłam…

      – Zwolniłaś się? – zapytał poważnie.

      – Suzanne mnie zwolniła.

      – Za co?

      – Za całokształt. Trey, to długa historia, pogadamy później?

      – Twoja matka do mnie dzwoniła, z pretensjami, że nie chcesz jej wysłać pieniędzy.

      – Bo nie mam, nie zapłaciła mi.

      Obaj spojrzeli na mnie dziwnie.

      – Suka! – Trey warknął i zacisnął pięści.

      – Mam ją gdzieś.

      – Z czego teraz będziesz żyła? Wiesz, że nie mogę ci pożyczyć nawet dolca, jest koniec miesiąca – spojrzał skrępowany na Seda.

      – Poradzę sobie, poradzimy sobie razem – posłałam mu swój najsłodszy uśmiech.

      – Coś kombinujesz, nie podoba mi się to.

      – Trey, jestem tutaj, bo mam dla was propozycję pracy – wtrącił Sed.

      – Dla nas? – skrzywił się.

      – No! – pisnęłam odrobinę zbyt radośnie.

      – Mamy wam sprzątać bus w trasie? – pytał dalej z tą głupią miną.

      – Trey, wysłuchaj go chociaż – podeszłam i objęłam go w pasie. Nawet jak jest taki spocony, uwielbiam się do niego przytulać. Sed wciągnął powietrze nosem.

      – Zaproponowałem Rebece pracę tancerki na naszej trasie. Powiedziała, że nie pojedzie bez ciebie, więc ciebie też chcemy zatrudnić.

      – Jako kogo? – skrzywił się.

      – Jako pomoc dźwiękowców, studiujesz to prawda?

      Trey spojrzał na mnie wkurwiony.

      – To, że jestem gejem też mu powiedziałaś? – warknął na mnie. O rany! Nie spodobał mu się pomysł. Sed próbował ukryć rozbawienie.

      – Trey, proszę…

      – O co mnie prosisz?

      – Jedź z nami.

      – A ty się już zgodziłaś? – zapytał spokojniej.

      – Nie pojadę bez ciebie, dobrze wiesz.

      – Może powinnaś? Może już najwyższy czas się rozdzielić.

      – Trey… – łzy napłynęły mi do oczu.

      – Reb, rób, jak chcesz, ja nie zrezygnuję ze studiów, a ty nie masz nic do stracenia. Nie masz pracy, nie masz kasy, więc nie zastanawiaj się, tylko jedź.

      – Trey – serce podeszło mi do gardła. Jak on może tak mówić? Obiecaliśmy sobie, że nigdy się nie opuścimy, że zawsze będziemy razem. To dla niego nic nie znaczy?

      – Przemyśl to, Trey, to dla was ogromna szansa – odezwał się Sedrick, patrząc na mnie. Nie mogę się rozpłakać! Nie mogę się rozpłakać – powtarzałam w myślach jak mantrę.

      – Nie załatwię sobie dziekanki z dnia na dzień.

      – Trasa


Скачать книгу
Яндекс.Метрика