Przyjaciele i rywale Tom 2 Czary codzienności. Agnieszka KrawczykЧитать онлайн книгу.
z ciebie taka buntowniczka. Myślałam, że jesteś bardziej konwencjonalna, ostrożniejsza.
Agata się roześmiała. Zabawne było, że oceniała ją osoba w stylu Magdy, do której opinii trudno było mieć zaufanie. Spojrzała na dziewczynę Filipa – Magda najwyraźniej była bardzo zadowolona z siebie i pokładała nieograniczoną wiarę w słuszność swoich decyzji i ocen. Agata nawet trochę zazdrościła jej tej pewności. To chyba oszczędza jej wielu rozczarowań – pomyślała, patrząc, jak Daniela stawia przed Magdą filiżankę z herbatą.
– Proszę bardzo – powiedziała młodsza z sióstr takim tonem, jakby zamierzała wyprosić Smagowską z herbaciarni raz na zawsze. Ona oczywiście nie dostrzegła sarkazmu i z zadowoleniem wzięła do rąk filiżankę.
– Całkiem przyjemna mieścina, tylko mało się dzieje. Czekam, kiedy w pensjonacie otworzą basen.
– To tam będzie basen? – zdziwiła się Agata. Nie miała pojęcia, że pani Trzmielowa pokusiła się o tak kosztowną inwestycję.
– Już jest, ale ciągle tam coś nie działa. Bez przerwy pojawiają się monterzy i grzebią w instalacji. A ja mam taką ochotę się wykąpać.
– Możesz w rzece – podsunęła Daniela. – Tuż za twoim pensjonatem jest zupełnie przyzwoita plaża, wiele osób z niej korzysta i nawet ją sobie chwali.
Magda spojrzała na nią takim wzrokiem, jakby spadła z kosmosu.
– Nie korzystam z publicznych plaż – powiedziała. – Nigdy nie wiesz, kogo tam zastaniesz. Może rodziny z małymi dziećmi albo z psami? – To ostatnie wypowiedziała tak dramatycznym tonem, że jasne stało się, iż Magda nie znosi zwierząt.
– A co ty właściwie masz do psów? – zainteresowała się Daniela.
– Śmierdzą i robią kupy, gdzie popadnie – wydęła wargi Magda. – Okropnie są nieporządne, wszędzie zostawiają sierść.
– Ty też zostawiasz – złośliwie rzuciła Daniela, podnosząc czarny włos Magdy z oparcia fotela. – Nie wiem, co jest bardziej obrzydliwe: taki kudeł w zupie czy sierść psa na spódnicy.
– Ale ty złośliwa jesteś – Magda pokręciła głową. – Plujesz jadem jak jakaś żmija, a ja ci przecież naprawdę nic nie zrobiłam.
To prawda. Magda jeszcze nic nikomu nie zrobiła, ale już trudno było ją znieść. Prawdziwy fenomen – pomyślała Agata. W tak krótkim czasie potrafiła zniechęcić do siebie wszystkich. To było absolutnie niewiarygodne.
– Pójdę już – powiedziała tymczasem Magda, która skończyła właśnie herbatę. – Może doradzicie mi jakąś rozrywkę na wieczór? Nie ma tu kina ani wypożyczalni filmów, widziałam jeden salon fryzjerski, ale już zamknięty, sklepy dosyć marne, nie mam co robić.
– Może weźmiesz jakąś książkę? – poradziła Agata, pokazując dłonią na regały. Na twarzy Magdy odbiło się lekkie zaciekawienie.
– Książka? W sumie czemu nie. A co macie?
– Głównie romanse i kryminały, możesz sobie coś wybrać – powiedziała Agata, a Magda w skupieniu obejrzała półki.
– Wezmę Daniele Steel – stwierdziła wreszcie. – Widziałam kiedyś film według jej książki, strasznie na nim płakałam. Książka może być odprężająca, jak myślicie?
– Trudno powiedzieć. Czytanie jednak wymaga pewnego wysiłku umysłowego, a chyba nie każdy jest na to gotowy – powiedziała złośliwie Daniela, pakując książkę do torby.
Magda pożegnała się szybko i poszła w kierunku swego pensjonatu.
– Zwróciłaś uwagę, że naszymi najpopularniejszymi autorkami są Agatha Christie i Daniele Steel? Agata i Daniela. Tak jak my! – powiedziała z humorem Agata, zwracając się do siostry.
Daniela wzruszyła ramionami.
– Trafiłaś jak kulą w płot. Nie nadaję się na patronkę półki z romansami. Gdy widzę taką Magdę, zaczynam sympatyzować z seryjnymi mordercami, naprawdę.
Agata roześmiała się wesoło. Sprzątnęła stoliki i wyniosła z herbaciarni świece. Ich dobieraniem zajmowała się Monika, która nie miała w tej sztuce równych. Bo naprawdę była to sztuka. Na kwadratowych podstawkach z kamienia świece ustawione były wielkością, kolorami, a także zapachem, tworząc różne artystyczne kombinacje. Niemirska najbardziej lubiła zestaw perłowy o zapachu wanilii, piżma i miodu. Daniela z kolei zagustowała w świecach o delikatnych odcieniach różu, pachnących magnoliami, werbeną i ognistą peonią.
– To wszystko pochodzi z magazynu w sklepie mojej mamy – zwierzyła się kiedyś Monika. – Nawet się nie opierała, gdy to brałam. Kilka miesięcy temu przyjechał tu taki przedstawiciel producenta świec, zostawił trochę na sprzedaż, ale nie szły, a on się nigdy więcej nie pojawił, żeby je odebrać. Marnowały się na zapleczu, a są takie piękne.
– Zapłacimy za nie – zdecydowanym tonem powiedziała Agata, ale Monika zaprzeczyła ruchem głowy.
– Nie. Mama dała je chętnie, chyba tak naprawdę podoba jej się wasz pomysł. Niby narzeka, krytykuje, a codziennie pyta mnie, co się tutaj dzieje… Mam wrażenie, że bardzo się ucieszyła, gdy powiedziałam jej, jaki odniosłyśmy sukces.
– Powinnyśmy ją kiedyś zaprosić – stwierdziła Daniela. Wspomniała w tym momencie nieprzyjemną wymianę zdań na podwieczorku u Borkowskich, który odbył się kilka tygodni temu. Z Jakubem jakoś się w końcu pogodziła, ale z panią Jadwigą ciągle trzymały dystans. Daniela wolała jechać do Cieplic, niż korzystać z jej sklepu przemysłowego. To był błąd i należało go naprawić.
Agata była podobnego zdania.
– Tosia narysuje nam ładną kartkę, takie jakby zaproszenie, i wyślemy do niej. Co o tym myślisz? – zapytała, a Daniela kiwnęła głową. Pani Jaga przykładała wielką wagę do form towarzyskich i zwykłe, niezobowiązujące zaproszenie mogłoby zostać źle odebrane.
Rozmawiały właśnie o tej sprawie, gdy przed herbaciarnią pojawili się Martyna i Piotr. Oboje wyglądali bardzo ładnie i odświętnie, biła też od nich jakaś wielka radość, w każdym razie od Martyny, ubranej w jedwabną błękitną sukienkę i śliczne sandały na niewysokim słupku. Piotr nosił się też elegancko – w lnianej marynarce koloru piasku i koszuli w delikatną niebieską kratkę w niczym nie przypominał Włóczykija z harmonijką z niedawnej wędrówki na Lisią Górę. Agata zdecydowanie wolała go w tamtym, traperskim wcieleniu.
– Dobry wieczór – powitała ich ze zdziwieniem Daniela. Agata uświadomiła sobie, że nie uprzedziła siostry o tej wizycie. Tyle zdarzyło się tego dnia, że po prostu zapomniała. A może myślała podświadomie, że jednak nie przyjdą?
– Cześć – odpowiedział wesoło Piotrek, a Martyna skinęła głową z uśmiechem, wyciągając rękę do Danieli.
– My się chyba jeszcze osobiście nie poznałyśmy? Jestem Martyna Musiał, wychowawczyni Tosi, i jeżeli mogę prosić, mówmy sobie wszystkie po imieniu, dobrze?
Daniela uścisnęła jej dłoń z entuzjazmem, a Agata sztywno skinęła głową.
– Idziecie na spacer? Wyglądacie tak elegancko – powiedziała Daniela, podsuwając im krzesła.
– Przyszliśmy zaprosić waszą trójkę na ślub – roześmiała się Martyna, a Daniela zastygła z podstawką z różowymi świecami w ręku. Odłożyła ją na stolik i spojrzała na nich ze zdumieniem.
– Wasz ślub? Już? To gratuluję. Życzę wszystkiego dobrego.
Martyna