Ty i ja dwa różne światy. Elżbieta KosobuckaЧитать онлайн книгу.
nowe.
– Raczej nie, chyba że chcesz, żebym cię tu wziął na polanie. – Był mało przekonujący.
– Nigdy nie myślałam, że mój pierwszy raz będzie na trawie. – Flirtowałam z nim, wierząc, że nie zrobi tego, co powiedział.
Przymrużył powieki i przyglądał się mi z namysłem. – Nie sądzę, żebym chciał kontynuować tę rozmowę – i po pauzie dodał – ani nie sądzę, abyś ty chciała.
– Ufam tobie. – Przez moją głowę przeleciały wspomnienia z naszych wspólnych wakacji.
– Ja sobie ufam mniej, dlatego chodźmy w bardziej zaludnione miejsce, bo zaraz zmienię zdanie co do polany. – Mimo sugestywności tonu, nie uwierzyłam mu.
– Nie mam nic przeciwko. – Śmiałam się dopóki nie podniósł się i nie pociągnął mnie za sobą.
– No to chodź. – Staliśmy blisko siebie, a ja zwątpiłam, co do jego intencji. Poczułam się mniej pewnie. Spięłam się i wciągnęłam powietrze wstrzymując oddech. – Hej, w porządku? – Odsunął się, przyglądając mi się uważnie, a ja lekko pokiwałam głową, choć nie do końca było to prawdą.
Mimo tego co powiedział nie poszliśmy w bardziej odludne miejsce, tylko bardziej ludne.
– Przestraszyłaś się? – Pochylił się w moją stronę.
– Trochę – przyznałam.
– Niepotrzebnie – zapewnił.
A jednak nie znałam go do końca. Minęło kilka lat i oboje byliśmy pełnoletni. Kiedyś znałam go dobrze, ale to odkrywanie go na nowo, powodowało nieznane uczucia i fascynacje, ale również pewien niepokój. Podeszliśmy do naszych znajomych trzymając się za ręce. Wszyscy siedzieli przy stoliku i wesoło rozmawiali. Gdy nas zobaczyli większość rozmów ucichła.
– Przedstawiam wam moją dziewczynę. – Wyglądał na zadowolonego z siebie, a ja poczułam się jeszcze szczęśliwsza.
Wzrok Amandy i jej uśmiech mówiły, że dzieliła ze mną radość. Wszyscy zdawali się być zadowoleni z takiego obrotu spraw. A ja nie mogłam uwierzyć, że mam tak wspaniałych przyjaciół i że czas niczego nie zmienił, a jeśli już, to tylko na lepsze.
– Może dla odmiany, tym razem twoja dziewczyna będzie dla ciebie ważniejsza niż twoja podopieczna. Nie będzie tą drugą. – Roześmiał się Paweł, a reszta mu zawtórowała.
Miałam wypisany na twarzy wielki znak zapytania. Czułam jakby wszyscy wiedzieli coś, w co tylko ja, nie byłam wtajemniczona.
– Jest jakaś druga? – Zwróciłam się z pytaniem do Kamila.
– Teraz już nie – powiedział mi do ucha i puścił do mnie oko, a głośniej do reszty dodał. – To jak, znajdzie się dla nas miejsce przy stole?
Miejsce się znalazło, a Kamil jak zwykle był w centrum uwagi. Ja niewiele się udzielałam w rozmowie. Przez cały czas trzymał moją rękę w swojej, co jakiś czas zerkał na mnie, uśmiechał się i szeptał do ucha słowa przeznaczone tylko dla mnie. Mając jego marynarkę na sobie miałam poczucie, jakbym była bardziej jego, a on bardziej mój i mimo, że było mi już całkiem ciepło, to za nic nie chciałam jej zdejmować. Kamil rozmawiał jeszcze chwilę z Pawłem, potem ktoś go o coś zapytał i następna osoba coś chciała i kolejne. Każdy chciał być, choć przez chwilę, w kręgu jego uwagi. Rozmawiał z Moniką i Michałem, ale widziałam, że jest coraz mniej skupiony. Zaczął odpowiadać z mniejszą uwagą. Nagle wstał od stołu.
– Przepraszam was na chwilę – spojrzałam na niego zaskoczona, a wtedy wyciągnął do mnie swoją dłoń. – Zatańczysz?
– Z przyjemnością – wstałam i poszliśmy tuż nad wodę, gdzie objął mnie i zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. – Myślałam, że bez słowa zostawisz mnie przy stole.
– Nie ma mowy – pokręcił głową. – Znajomi zaczęli mnie nudzić i chciałem pobyć trochę z tobą. Jesteś milcząca.
– Cieszę się, że jestem z tobą – wyznałam. – Powiesz mi, o co chodzi z tą drugą?
– Chodziło – poprawił. – Chyba nie powinienem.
Czułam się coraz bardziej ciekawa i tym bardziej nalegałam, żeby mi wyjaśnił o co w tym chodziło. W końcu skapitulował i przypomniał swoje wcześniejsze słowa, że dziewczyny, które widziałam u jego boku miały trzymać go z dala ode mnie. Głupie to było dla mnie, a on przyznał mi rację, dodając jednak, że spełniło swoją rolę.
– Ty mi się podobałaś na długo zanim w ogóle zauważyłaś, że jesteśmy odmiennej płci. – Zaśmiałam się na jego sformułowanie.
– Nie przesadzaj, nigdy nie traktowałam cię jak dziewczynki. – Teraz to on wybuchnął śmiechem.
– Ale jako chłopaka też nie. – Kończył śmiejąc się nadal.
– A jako kogo? – Pokpiwałam.
– Brata. – Zabrzmiało to w jego ustach, jak jakieś straszne słowo, wręcz obelga.
– OK – może i miał rację – ale tylko do czasu – sam to zresztą odkrył. – A to o co pytałam?
– Jak się mną zaczęłaś interesować, to coraz trudniej było mi trzymać się na dystans od ciebie. Wtedy wpadłem na pomysł, że inne dziewczyny uratują ciebie przede mną.
– Dziękuję za takie ratowanie – powiedziałam nadąsana.
– Nic nie wiesz o mężczyznach. – Jaki odkrywczy.
– Fakt, nie wiem. Jeszcze nie wiem. – Uśmiechnęłam się, a on kontynuował.
– Dlatego byłem taki wściekły. Zamiast mieć ciebie przy ognisku, pozwoliłem, żeby ktoś cię skrzywdził.
– No dobrze, ale gdzie jest ta druga? – Nie chciałam sięgać pamięcią w tamte rejony.
– Drugą była każda moja dziewczyna i chyba ty jedyna nie widziałaś, że jesteś na pierwszym miejscu. Bywało, że zmieniałem plany, żeby cię pilnować. – Trudno było mi w to uwierzyć.
– Teraz nie ma żadnej drugiej? – Wolałam się upewnić.
– Nie ma, ty dociekliwy detektywie. – Tulił mnie do siebie, gładził plecy, a ja obejmowałam go za szyję. Uśmiech nie schodził z moich ust. – Wyglądasz na szczęśliwą – odezwał się po chwili.
– Bo taka jestem. Było mi ciężko, gdy nie wiedziałam co o mnie myślisz. Tęskniłam za tobą, a teraz trudno mi uwierzyć, że marzenie się spełniło i stąd moje szczęście.
– Dlaczego nie przyjeżdżałaś? – Zmienił ton na bardziej rzeczowy.
– Nie byłam w stanie – odparłam smutno. – A ty? Dlaczego się do mnie nie odezwałeś?
– Żartujesz?! Byłem pewny, że nie chcesz mnie znać. Nawaliłem – skwitował.
– Nawaliłeś? Wcale tak nie uważam – ripostowałam.
– Ale ja uważam.
– Ładnie. Gdybym nie przyjechała, to nie dowiedzielibyśmy się o tym, co do siebie czujemy.
– Dobrze, że jesteś.
Cały wieczór był jak cudowny sen. Tańczyliśmy przytuleni do siebie, siedzieliśmy objęci i szeptaliśmy sobie czułe słowa, przeplatane rozmowami ze znajomymi, którzy nie chcieli nam odpuścić.