Dlaczego mamusia pije. Pamiętnik wyczerpanej mamy. Gill SimsЧитать онлайн книгу.
sąsiadów naszymi granatami i rakietami kosmicznymi. Jenkinsowie, którzy mieszkają naprzeciwko, wystawili dom na sprzedaż.
Oczywiście pierwsze, co zrobiłam, kiedy zobaczyłam tabliczkę ze stosownym napisem, to zrobiłam to samo co wszyscy inni sąsiedzi, czyli weszłam na Rightmove6 i obliczyłam, czy cena, którą podali Jenkinsowie, oznaczała, że wartość naszych własnych domów wzrosła, czy zmalała, od kiedy ostatnio ktoś się wyprowadzał. Potem, a jakże, przejrzałam wszystkie zdjęcia, które dołączyli do oferty, i rzucałam po nosem krytyczne uwagi, jak na przykład:
– Chryste! Ale zasłony! Co ona sobie myślała, kiedy je wieszała?
albo
– Do jasnej cholery, co za lenie! Mogli przynajmniej opuścić deskę klozetową i schować butelki z detergentami, zanim zrobili te zdjęcia!
Uwielbiam Rightmove, bo bardzo ułatwia życie. Kiedyś trzeba było chodzić do agencji nieruchomości i udawać, że jest się szczerze zainteresowanym kupnem domu, żeby móc popodglądać sąsiadów. Można też pooglądać domy marzeń, na które nigdy nie będzie nas stać. Takich, jakie wcześniej oglądało się tylko na okładkach czasopism wnętrzarskich w poczekalni u dentysty.
Trochę mnie dzisiaj poniosło i nagle zapragnęłam romantycznej szkockiej posesji z wieżyczkami albo mrocznego, tajemniczego dworku w Kornwalii, który przywodził na myśl Manderley. Znalazłam też całkiem sympatyczną, małą plebanię w Oxfordshire z czasów królowej Anny, na którą też mogłabym przystać, gdyby mnie ponamawiać (chociaż plebania była droższa niż szkocki dom z wieżyczkami i kornwalijski dworek razem wzięte). Bylebym tylko nie musiała dłużej mieszkać w tym nijakim domu na przedmieściach.
Tak się rozmarzyłam, że nagle dotarło do mnie, że jest już 08:45, a ja nawet nie zaczęłam rutynowego procesu krzyczenia na dzieci: ZAKŁADAĆ BUTY! JESTEŚCIE GOTOWI? W TEJ CHWILI WYCHODZIMY! ZAŁOŻYLIŚCIE BUTY? CO TY WYPRAWIASZ, DO CHOLERY? WKŁADAJ TE CHOLERNE BUTY! NATYCHMIAST! WYCHODZIMY! JAK SIĘ ZARAZ NIE UBIERZESZ, TO CIĘ TU ZOSTAWIĘ! NIE, WCALE CIĘ TU NIE ZOSTAWIĘ. NIE, TO NIE JEST ŚWIETNY POMYSŁ! PO PROSTU ZAŁÓŻ BUTY, NIE MOGĘ CIĘ TU ZOSTAWIĆ, BO PÓJDĘ DO WIĘZIENIA!
To taka pieśń obrzędowa, która sprawia, że dzieci opuszczają rano dom. Jeżeli jej nie odśpiewam, spóźnimy się do szkoły, a w rezultacie będziemy musieli stawić czoło znaczącym spojrzeniom czarownic plotkujących pod bramą szkoły w strojach do jogi i popijających kawę bezkofeinową na odtłuszczonym mleku sojowym z dodatkową porcją samozadowolenia. Bądźmy poważni, kto ma czas, żeby w drodze do szkoły kupować kawę na wynos? Dlaczego nie mogą po prostu napić się kawy w domu, jak inni normalni ludzie? Robią to tylko po to, żeby pokazać, że są tak świetnie zorganizowane i mogą wyjść z domu dwadzieścia minut wcześniej (pewnie dlatego, że szykowanie dzieci zostawiły nianiom) i są wystarczająco bogate, żeby mogły wydać ponad trzy funty na mały kubeczek kawy.
Rzecz jasna, byłam spóźniona do pracy, więc nie miałam czasu, żeby po drodze kupić zdrapkę, a tym samym utorować sobie drogi do realizacji snu o posesji marzeń (bo przecież wiadomo, że zdrapka to o wiele lepsza inwestycja niż kubek kawy za trzy funty. Czasami zachowuję się jak Jeremy Kyle7. Niedługo zacznę chodzić do Tesco w piżamie).
Na szczęście nikt nie zauważył, że się spóźniłam, więc mogłam wyskoczyć w przerwie na lunch po zdrapkę (no dobra, pięć zdrapek). Ma się rozumieć, żadna nie wygrała. Nie wiem, czemu zawsze czuję rozczarowanie, kiedy nie wygrywam milionów, na które od lat robię sobie nadzieję. Przecież nigdy nie wygrałam więcej niż funta, którego oczywiście i tak od razu zainwestowałam w kolejną zdrapkę.
W tym wieku powinnam już zaakceptować fakt, że nigdy niczego nie wygram, niezależnie od tego, czy chodzi o zdrapki, lotto czy inne tombole. Jeśli zsumuję swoje wygrane, zostanę z puchatym pudełkiem na chusteczki higieniczne w kształcie psa, które wygrałam jako siedmiolatka, i bardziej aktualne – rzepa. Powtarzam, rzepa. Kto wstawia pieprzoną rzepę na szkolną loterię? Byłam bardzo rozgoryczona z tego powodu. W dodatku obawiałam się, że wygrywając ową rzepę, wykorzystałam całe przysługujące mi w życiu szczęście, po prostu je roztrwoniłam, walcząc o nie i nic sensownego nie wygrywając. Ale później uznałam, że ponieważ gorzej być nie mogło, więc moje szczęście jeszcze się nie zużyło, nadal ma potencjał, który systematycznie akumuluje się na jedną wielką wygraną, najprawdopodobniej w zdrapkach, bo lubię natychmiastową satysfakcję i nie zawracam sobie głowy czekaniem na losowanie lotto.
Dzisiejsza zdrapkowa porażka oznaczała, że moje bezwstydne rojenia o nieruchomościach się nie spełnią i nigdy nie wprowadzę się do wymarzonej posesji. Zadzwoniłam więc do Hannah, żeby opowiedzieć jej o swoim najnowszym Świetnym Pomyśle, który polegał na tym, że zamiast próbować wykupić od Dana swoją część domu, powinna ją sprzedać, kupić dom Jenkinsów i zamieszkać naprzeciwko mnie. Hannah nie była przekonana. Po pierwsze nie miała pewności, czy będzie ją na to stać, kiedy Dan odbierze swoją część majątku, a ona opłaci prawników. Przypomniałam jej, że po aferze z fajerwerkami nietrudno mi będzie kontynuować antyspołeczne zachowanie, czym jeszcze bardziej obniżę ceny domów na ulicy. Kupię Simonowi koszulkę z siatki i porozrzucam wszędzie wokół puste puszki po piwie. Oczywiście gdy tylko Hannah się wprowadzi, wrócimy do poprzedniego życia i znów staniemy się przykładnymi przedstawicielami klasy średniej, dzięki czemu obniżka cen nieruchomości (np. mojego domu) nie będzie aż tak drastyczna, może nawet w ogóle do niej nie dojdzie.
Bardzo bym chciała, żeby Hannah mieszkała po drugiej stronie ulicy. Mogłybyśmy zaglądać do siebie wieczorami na kieliszek wina. Teraz widujemy się raz na miesiąc, i to przy dobrych wiatrach, kiedy uda nam się zsynchronizować zajęcia dla dzieci i załatwić kogoś do opieki nad nimi, co pozwala nam wyjść z domu i wprawia w tak skrajną ekscytację, że upijamy się w trupa.
Mogłybyśmy siadać przy naszych odrapanych stołach kuchennych, śmiać się wesoło i przygotowywać razem (a więc bez większego wysiłku) pyszne, zdrowe kolacje, które domownicy jedliby bez narzekania. Próbowałam realizować swoją wizję z różnymi sąsiadkami, które wydawały mi się sympatyczne, ale jak do tej pory wszystkie gorzko mnie rozczarowały, wygłaszając zdania w stylu:
– Och nie, dziękuję za wino, dziś wtorek.
Albo:
– Przykro mi, ale jestem na diecie. Wiesz, ile „grzeszków” kryje się w jednym kieliszku wina?
Mam beznadziejnych sąsiadów. Potrzebuję lepszych sąsiadów. Na przykład takich jak Hannah.
Tego popołudnia wszyscy menedżerowie byli poza biurem, bawiąc się w coś, w co zazwyczaj bawią się w takich sytuacjach menedżerowie, czyli na przykład w integrację zespołu, mogłam więc spędzić dużo czasu na dalszym myszkowaniu po Rightmove pod pretekstem rozeznania rynku dla Hannah, chociaż wiadomo, że chodziło o to, żeby przekonać ją, dlaczego kupno domu Jenkinsów jest dla niej najlepszym rozwiązaniem. Plusem pracowania w dziale IT firmy, w której nikt się na tym nie zna, jest to, że wszyscy boją się komputerów, więc nikt nie ma pojęcia, co zajmuje ile czasu. W sumie oznacza to tyle, że mogę się sporo obijać, wystarczy tylko przekonać zleceniodawcę, że praca, która powinna mi zająć około dwóch godzin, zajmie mi dwa tygodnie, ale jeśli bardzo się postaram, specjalnie dla nich może uda mi się ją wykonać w dziesięć dni. Jeśli jestem akurat we wspaniałomyślnym nastroju, wykonuję ją w tydzień i wszyscy mają mnie za geniusza, chociaż ja przez ten czas robiłam zakupy online i czytałam fora plotkarskie.
Moja przebiegłość sprawiła również, że pracuję od 09:30 do 15:00, a co drugą środę mam wolną. Te tajne benefity niemal wynagradzają mi niezbyt miłe chwile na imprezach, kiedy to moi rozmówcy pytają, czym się zajmuję, i zasypiają, zanim
6
Największy w Wielkiej Brytanii portal poświęcony sprzedaży i najmowi nieruchomości (przyp. tłum.).
7
Radiowy i telewizyjny prezenter, znany głównie z talk show