Эротические рассказы

Początek. Дэн БраунЧитать онлайн книгу.

Początek - Дэн Браун


Скачать книгу
inni goście też rozmawiają przez słuchawki. Nawet ci, którzy przyszli jako para, zdążyli już się rozdzielić i wymieniali tylko między sobą speszone spojrzenia, prowadząc ożywioną rozmowę z osobistym przewodnikiem.

      – Każdy z gości ma własnego pilota podczas dzisiejszej wycieczki?

      – Tak, panie profesorze. Dziś wieczorem oferujemy indywidualny program zwiedzania dla trzystu osiemnastu gości.

      – Niewiarygodne!

      – No cóż, jak pan wie, Edmond Kirsch jest zagorzałym wielbicielem nowych technologii. Zaprojektował ten system specjalnie dla muzeów, mając nadzieję, że z czasem wyeliminuje on wycieczki grupowe, których pan Kirsch tak nie znosi. Dzięki tym słuchawkom każdy może nie tylko zwiedzać muzeum w swoim tempie, ale też zadać przewodnikowi pytanie, które być może krępowałoby go w grupie. Kontakt ze sztuką staje się bardziej intymny, a zwiedzający bardziej się angażuje.

      – Nie chcę zabrzmieć staromodnie, ale czy nie lepiej byłoby iść obok gościa, którego się oprowadza?

      – To kwestia logistyki – odparł Winston. – Fizyczna obecność pilotów w muzeach podwoiłaby liczbę obecnych, co musiałoby o połowę zmniejszyć liczbę zwiedzających. Co więcej, kakofonia nakładających się na siebie głosów tylko rozpraszałaby zwiedzających. Równie ważny jest fakt, że dzięki tej nowej technologii rozmowa przebiega gładko, a pan Kirsch zawsze powtarza, że sztuka ma ułatwiać dialog.

      – Całkowicie się z tym zgadzam, i właśnie dlatego ludzie często odwiedzają muzea w towarzystwie, a wtedy słuchawki mogą przeszkadzać w nawiązywaniu kontaktu – ripostował Langdon.

      – No cóż, jeśli ktoś wybiera się do muzeum w towarzystwie jednej lub więcej osób, to wszystkie słuchawki można dostroić do kontaktu z jednym pilotem, umożliwiając tym samym dyskusję grupową. Oprogramowanie pana Kirscha jest naprawdę zaawansowane.

      – Ma pan odpowiedź na wszystko – stwierdził Langdon.

      – Na tym polega moja praca – odparł Winston, po czym dyskretnie się zaśmiał i natychmiast zmienił temat. – Jeśli podejdzie pan do okien po drugiej stronie atrium, to zobaczy pan największy obraz w zbiorach tego muzeum.

      Przechodząc między ludźmi, Langdon minął parę atrakcyjnych trzydziestokilkulatków w identycznych czapkach bejsbolowych i spostrzegł zaskoczony, że w miejscu, gdzie nad daszkiem zwykle znajduje się logo firmy, mają wyszyty symbol.

      Langdon doskonale znał ten znak, ale nigdy nie widział go na czapeczce. W ostatnich latach wymyślnie stylizowana litera A stała się uniwersalnym symbolem jednej z najszybciej się rozrastających i coraz lepiej słyszalnych grup społecznych na świecie – ateistów, którzy co dzień głośniej protestują przeciwko temu, co uznają za zagrożenia wynikające z przekonań religijnych.

      „Ateiści noszą czapki bejsbolowe z własnym logo?”

      Rozejrzał się dookoła, uświadamiając sobie, że zebrani tu młodzi ludzie mają wybitne analityczne umysły, które uczyniły z nich nie tylko geniuszy informatycznych, ale też zadeklarowanych przeciwników jakiejkolwiek religii, podobnie jak to było z Edmondem. Jako profesor symboliki religijnej nie mógłby nazwać zaproszonych tu dzisiaj gości swoją publicznością.

      Rozdział 4

      

ConspiracyNet.com

      Z OSTATNIEJ CHWILI

      Najpopularniejsze tematy na naszym portalu znajdziesz tutaj. Na liście szybko się przebija najnowsza informacja.

      ZASKAKUJĄCE OŚWIADCZENIA EDMONDA KIRSCHA?

      Największe osobistości świata nowych technologii przybyły do hiszpańskiego Bilbao na imprezę organizowaną w Muzeum Guggenheima tylko dla wybranych gości futurysty Edmonda Kirscha. W budynku przedsięwzięto specjalne środki bezpieczeństwa, a gościom nie powiedziano, co ma się wydarzyć. Z nieoficjalnych informacji portalu ConspiracyNet wynika, że głos zabierze Edmond Kirsch, który zamierza zaskoczyć swoich gości, ogłaszając ważne odkrycie naukowe. O wszystkim będziemy informowali na bieżąco.

      Rozdział 5

      Największa europejska synagoga leży w Budapeszcie przy ulicy Dohány. Zbudowana w stylu mauretańskim z dwiema masywnymi wieżami bożnica mieści ponad trzy tysiące wiernych – dół przeznaczono dla mężczyzn, a balkony dla kobiet. Na świątynnym dziedzińcu w zbiorowej mogile pochowano setki węgierskich Żydów, którzy zginęli podczas okupacji nazistowskiej. W miejscu ostatniego spoczynku postawiono na cześć zamordowanych Drzewo Życia, metalową rzeźbę wierzby płaczącej z nazwiskami ofiar wygrawerowanymi na każdym liściu. Kołysane wiatrem blaszki uderzają o siebie ze szczękiem, który niesie się upiornym echem nad tą świętą mogiłą.

      Od ponad trzydziestu lat duchowym przywódcą Wielkiej Synagogi był wybitny znawca Talmudu i kosmologii kabalistycznej, rabin Yehuda Köves, który mimo zaawansowanego wieku i słabego zdrowia brał aktywny udział w życiu społeczności żydowskiej na Węgrzech i w świecie.

      Gdy nad Dunajem zaszło słońce, rabin Köves wyszedł z synagogi. Mijając sklepy i słynne budapeszteńskie ruin bary przy Dohány, udał się na skwer Márciusa, gdzie mieszkał pod numerem piętnastym, rzut kamieniem od mostu Elżbiety łączącego Budę i Peszt, które jednym miastem stały się dopiero w tysiąc osiemset siedemdziesiątym trzecim roku.

      Nadchodziło święto Pesach, zazwyczaj najradośniejszy okres w roku, ale od powrotu z Hiszpanii po obradach Parlamentu Religii Świata rabin Köves odczuwał przygnębienie i niepokój.

      „Bodajbym tam nie pojechał!”

      Nieplanowane spotkanie z biskupem Valdespino, allamahem Syedem al-Fadlem oraz futurystą i naukowcem Edmondem Kirschem od trzech dni nie dawało mu spokoju.

      Po powrocie do domu od razu udał się do ogrodu, gdzie otworzył drzwi swojego házikó, czyli małego domku, który mu służył za pracownię i prywatne sanktuarium. Domek miał tylko jedno pomieszczenie od góry do dołu wypełnione półkami uginającymi się pod ciężarem świętych ksiąg. Rabin podszedł do biurka, usiadł i zmarszczył brwi, widząc panujący tam bałagan.

      „Gdyby ktoś zobaczył, jak ostatnio wygląda moje biurko, to musiałby chyba dojść do wniosku, że oszalałem”.

      Na całym blacie leżały otwarte teksty religijne upstrzone samoprzylepnymi kartkami. Za nimi na drewnianych stojakach stały trzy ciężkie tomy: hebrajska, aramejska i angielska wersja Tory, wszystkie otwarte na tej samej karcie.

      „Księga Rodzaju”.

      „Na początku…”

      Köves oczywiście mógł recytować Księgę Rodzaju z pamięci w każdym z tych trzech języków, bardziej prawdopodobną lekturą w jego przypadku byłyby więc mistyczne komentarze Księgi blasku albo jakieś zaawansowane teoretyczne rozważania o kosmologii kabalistycznej. Dla naukowca formatu Kövesa studiowanie Księgi Rodzaju było tym, czym dla Einsteina byłby podstawowy kurs arytmetyki. A jednak to właśnie robił od początku tygodnia, zapisując kartki leżącego na biurku zeszytu notatkami tak chaotycznymi, że sam ledwie mógł je odczytać.

      „Zachowuję się jak wariat”.

      Stary rabin zaczął od Tory, historii stworzenia wspólnej dla żydów i chrześcijan. „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię”. Następnie Köves sięgnął do interpretacji, po raz kolejny czytając rozważania rabinów na temat Księgi Bereszit, opisującej akt stworzenia świata. Zaraz potem zaczął studiować midrasze, całe godziny przesiadując nad komentarzami wielu czcigodnych egzegetów próbujących wyjaśnić sprzeczności występujące w tej księdze.


Скачать книгу
Яндекс.Метрика