Krzyk uwięziony w ciszy. Andrzej F. PaczkowskiЧитать онлайн книгу.
przez nie bez problemu. Naprzeciw okna rośnie wielkie drzewo. To lipa, zawsze tak ładnie pachnąca w lecie…
Poprzez jej konary widzę zaś blady księżyc. Świeci dziś wyjątkowo mocno. Jest pełnia, to z pewnością, dlatego.
Co chwilę słyszę czyjś płacz. Nikt nie zdaje sobie sprawy, ile samotności i smutku rozciąga się nocą, niczym mgła, nad tymi osamotnionymi łóżkami. Całą noc nasza opiekunka ma pełne ręce roboty. Ja, leżąc, czekam spokojnie na sen.
Myślę o tym, jak to było ze mną w przeszłości. Kiedy to było? Dawno, to wiem na pewno. Mieszkałam z rodziną w naszym domku na wsi. Ooo, jak ja bardzo kochałam tamten dom! W ogrodzie, gdzie przebywałam najczęściej, było tyle drzew. Mnie sadzano zawsze tuż pod czereśnią. Kochałam czereśnie i nawet teraz wspominam ich słodki smak. Z chęcią zdradziłabym komuś swój sekret o moim marzeniu: móc skosztować je ponownie, jeszcze jeden raz. Jak tu jednak to powiedzieć, kiedy nie potrafię wydusić z siebie słowa?
W ogrodzie tym rosły drzewa: śliwy, dzikiej gruszki, jabłek, takich co są dobre dopiero na zimę. I papierówki. Te jabłka miały słodkawy smak, wygląd i zapach słońca…
Dokoła rosły krzewy czerwonej, białej i czarnej porzeczki. Biała smakowała mi najbardziej, była najsłodsza. Dalej rósł agrest, a na tyłach domu wznosił się olbrzymi, górujący nad wszystkim świerk. Kochałam tamten czas, tamto życie. Nie potrzebowałam i nie oczekiwałam więcej.
Jednego dnia wszystko się zmieniło. Znalazłam się tutaj, opuszczona przez rodzinę, z postępującą chorobą. Myślę o nich dobrze, chociaż nie zostałam z nimi, chociaż mnie już nie chcieli. Może to dlatego, że się bali. Może choroba, jaka na mnie spadła, okazała się dla nich zbyt wielkim ciężarem, którego nie zdołali udźwignąć. Biedny ojciec, gdy zabrakło matki, umarł dla świata i dla mnie…
Byłam przecież niczym bezwładny worek leżący w kącie bez ruchu, na który każdy zwraca uwagę przypadkiem, dopiero gdy na niego wpadnie. Wiele pracy im przydawałam swą ułomnością.
Nigdy nie mówiłam. Nie potrafiłam zmusić swojego gardła do wydalenia odpowiednich wibracji. Usta nie chciały słuchać i nie układały się w specjalnie przybrane formy, przez które głos mógłby się wydostać odpowiednio ukształtowany. Język zawsze sprawiał wiele problemu, przyklejał się do podniebienia lub wychodził na zewnątrz i nigdy nie mogłam zmusić go do odpowiedniego ułożenia.
Czasami udało mi się z powodzeniem wyartykułować jakieś nic nie znaczące słowo. Po wyrazie rysującym się na twarzach bliskich widziałam, że nic nie rozumieją. Zaprzestałam więc tego.
Wspomnienia przychodziły do mnie każdej nocy. W dzień nie miałam czasu na takie myślenie, zajmowałam się swoimi ptakami, poświęcałam im całą swą uwagę. Nocą jednak często zdarzało mi się odczuwać, jakby sen dla mnie nie istniał. Wtedy napływały obrazy związane z moją wcześniejszą egzystencją, zanim tu przybyłam.
Późną nocą zaś, nie wiedząc, kiedy wreszcie nadchodził sen.
We śnie przychodzi do mnie „ona”. Pani ta, ubrana w czarny habit, wpatruje się we mnie kojąco.
– Wiem, że boisz się ciemności – mówi do mnie, podchodząc bliżej. Wpatruję się w nią pełna ciekawości. Kim była? Skąd wiedziała to, czego tutaj nie wiedział nikt i dlaczego, kiedy budziłam się rano, nie pozostał po niej żaden ślad a jedynie wspomnienie?
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.