Otoczeni przez idiotów. Thomas EriksonЧитать онлайн книгу.
w ręce. Przecież każdy wie, że do takich prac potrzeba szufli.
Ciężarówka przyjechała i wysypała na podjeździe górę specjalnie zamówionych pokruszonych kamieni. Już widziałem, jak kilka dni macham łopatą i szczerze mówiąc, poczułem się lekko zmęczony. No trudno – podejmę to wyzwanie.
A mój stary? Wziął garść żwiru, roztarł między palcami, powąchał – sprawdzał jakość. Pomruczał pod nosem, co uznałem za aprobatę, i zabrał się za stertę.
Ramionami oszacował wysokość, krokami wyliczył obwód. Spytałem, co robi. Nie odpowiedział, ale coś mamrotał, jakby liczby.
– Metr osiemdziesiąt wysokości, pięć metrów w obwodzie, promień… Hmmm… – Po trzydziestu sekundach oznajmił, że mamy na podjeździe między 8,75 a 9,25 metra sześciennego żwiru.
Poinformowałem go, że jest równo dziewięć metrów sześciennych. Dokładnie tyle.
Sceptycznym tonem spytał, skąd wiem. Oznajmiłem, że to jest napisane na ciężarówce.
Niespecjalnie się tym przejął. Spytałem, czy chce policzyć kamyczki. Uznał, że to niekonieczne.
Cztery godziny krążył: przesypywał, uklepywał, grabił żwir, przestawiał wszystko, co dało się ruszyć, aż w końcu stwierdził, że jest w porządku. Poziomica, pion, woda, inne media – nic go nie zaskoczy.
Spadek terenu miał wynosić dokładnie jeden stopień na metr. Dlaczego? Tak piszą w książkach. Ponieważ z wykształcenia był inżynierem, wiedział, czego ma uczyć tych, którzy parają się podobnymi sprawami przez cały boży dzień. Jeden stopień na metr. Przypomniał jeszcze raz. Równo tyle. Kto wie, jakie straszne konsekwencje mogłyby wyniknąć z zaniedbania?
Podkreślam różnicę między „jeden stopień” a „mniej więcej jeden stopień”. Pierwsze określenie jest dokładne, a drugie – bardzo niedokładne. Mniej więcej jeden stopień. Jakby naprawdę źle poszło, mogłyby być nawet dwa stopnie! A różnica między „jeden stopień” a „dwa stopnie” to całe sto procent – ogromne odchylenie!
(Śmieszna jest nie tyle ta historyjka, ile reakcja taty, kiedy przeczytał ten opis. Kłócił się ze mną, że wcale tak nie było. Poprawił mnie w kilku miejscach i upierał się, że na ciężarówce widniała informacja „12m3”, a nie dziewięć. W końcu dodał, że wcale nie należy do Niebieskich. Może coś w tym jest…).
Tata do wszystkiego w domu podchodzi w taki sposób. Kiedy pojawia się problem natury technicznej – szwankuje telewizor, samochód, kuchenka mikrofalowa albo komórka – tata otwiera instrukcję obsługi i szuka odpowiedniej strony. Po czym pokazuje, co tam jest napisane. I dodaje:
– Po co mieliby to pisać, gdyby nie miało tak być?
I co na to odpowiedzieć? Jak można zrobić coś inaczej, niż podaje instrukcja obsługi? Prawdziwy Niebieski nie przyjmie żadnych argumentów. (Nawet w środku nocy tata zatrzymuje się na czerwonym świetle. Nawet jeśli jest jedynym kierowcą w promieniu dziesięciu kilometrów. Bo tak się robi).
Walory takiego podejścia są oczywiste. Nigdy nikt go nie oszuka. Zawsze dostanie to, za co zapłacił. Zachowuje wewnętrzny spokój, bo ma pewność, że wszystko dokładnie sprawdził.
Jeśli znacie Niebieskich, z pewnością zgodzicie się ze mną. W normalnych warunkach są bardzo spokojni i zrównoważeni. Może dlatego, że wszystko mają poukładane w tabelkach i zakładkach.
MILCZENIE JEST ZŁOTEM
Introwertyk. I wszystko wiadomo. Mógłbym na tym skończyć. Wielu znanych mi Niebieskich nie powie ani jednego niepotrzebnego słowa. Ten typ tak ma. Czy to znaczy, że nie mają nic do powiedzenia? Nie mają własnego zdania? Ależ mają, tylko że są bardzo, ale to bardzo introwertyczni, spokojni, zrównoważeni. Aztekowie porównywali Niebieskich do morza, uznając, że ich żywiołem jest woda.
Spokojni na zewnątrz, ale pod powierzchnią może się dziać dosłownie wszystko. Oczywiście „introwertyk” nie znaczy „wyciszony”, lecz „aktywny w swoim świecie”. Ale efektem jest powściągliwość.
Radzę jednak uważnie słuchać, kiedy Niebieski otwiera usta. Zwykle dobrze przemyślał wszystko, co chce powiedzieć.
Czemu Niebiescy są tacy milczący? Między innymi dlatego, że – w odróżnieniu od Żółtych – nie czują potrzeby, by ich słyszano. Nie przejmują się tym, że cichutko siedzą sobie w kąciku. To obserwatorzy, raczej widzowie niż główni aktorzy. Spokojnie sadowią się na obrzeżach grupy, obserwując i notując wszystko, co zostanie powiedziane.
Pamiętajcie: według Niebieskiego milczenie jest złotem. Jeśli nie masz nic do powiedzenia, siedź cicho.
PODSUMOWANIE ZACHOWANIA NIEBIESKIEGO
Wiecie już wszystko o Niebieskich? Macie ich w najbliższym otoczeniu? To na przykład narciarz Ingemar Stenmark i Bosse Ringholm, dawny minister finansów. Kiedyś zapytano go o wysokiego urzędnika, który właśnie wyleciał z pracy. Konferencja prasowa trwała godzinę, a on niezmiennie powtarzał te same słowa. Dokładnie te same. Nie zbliżone, lecz te same. Prasa miała używanie przez tydzień. Niebieski jest Björn Borg. Wydawałoby się też, że premier Szwecji Fredrik Reinfeldt jest Niebieski, ale to pozory i udawanie. Ukrywa swoją czerwoną naturę, grając męża stanu. Spokojny, wyniosły, nic go nie rusza. Stefan Ingves, szef Banku Centralnego, to typowy Niebieski. Mimo lawiny krytyki, jaka spadła na niego, gdy nie obniżył podatków, spokojnie dyskutował i raz za razem przedstawiał swoje argumenty.
Rozdział 8
WKURZAJĄCA DRUGA STRONA MEDALU, CZYLI NIKT NIE JEST DOSKONAŁY
TRUDNY TEMAT: SŁABOŚCI I MOCNE STRONY
Jak sugeruje tytuł książki, otaczają nas jednostki, których zrozumienie w pewnych okolicznościach może być prawdziwym wyzwaniem. Są tacy, których zachowania zupełnie nie pojmujemy, i to niezależnie od sytuacji. A już najgorsi są ci, którzy całkowicie różnią się od nas, bo po prostu nie postępują, jak należy.
Różnice stają się widoczne
Mam wrażenie, że już z grubsza dostrzegacie różnice między poszczególnymi Kolorami. Powyższa ilustracja pokazuje ich odmienność. Jedni są nastawieni na sprawy, inni – na ludzi. Dwa kolory żywo reagują, dwa są refleksyjne. Bywa to źródłem codziennych nieporozumień, drobnych i znaczących. Wrócę do tego na stronie 206, ale już teraz chcę wykorzystać sposobność, by pokazać odcienie poszczególnych Kolorów i niuanse ich zachowań.
Nie twierdzę, że wymyślacie ludziom od idiotów, jak wspomniany na początku książki Sture, którego zachowanie otworzyło mi oczy. Jednak przyznajmy, że każdemu zdarzyło się stać z otwartymi ustami, kiedy nie potrafił zrozumieć właśnie usłyszanych uwag ani zachowania, z jakim się spotkał – tak kompletnie różnych od własnych reakcji.
Punktem wyjścia takiego postępowania jest przekonanie „ja mam zawsze rację”, co automatycznie oznacza, że inni się mylą. Drażliwa sprawa. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że jeśli ty masz rację, to ja niekoniecznie muszę się mylić. Co więcej, na pomyłki i niedociągnięcia innych zwracamy większą uwagę niż na własne potknięcia. Psychologowie dziecięcy utrzymują, że w zachowaniu własnych dzieci najbardziej szokują nas elementy, które dostrzegamy w sobie, a do których najchętniej byśmy się nie przyznawali. A tak na marginesie: kto decyduje, co jest właściwe, a co nie jest?
Конец ознакомительного