Klub niewiernych. Agnieszka Lingas-ŁoniewskaЧитать онлайн книгу.
kiedy ta podpierała się na jego ramieniu.
– Co? – spytała bełkotliwie.
– Jesteś pewna, że twój mąż nie wrócił? – powtórzył głośniej. – Nie chcę się tłumaczyć za nas oboje.
– Przestań. On uciekł. Z własnego domu – prychnęła. – Może powinnam to wykorzystać i… wymienić zamki? Co o tym myślisz?
Zaczęła się głośno śmiać. Dowlekli się do drzwi klatki schodowej.
– Nic mi do tego. Jaki jest kod na domofonie?
– Dwanaście, klucz, dwa, zero, siedem, siedem. Nie, czekaj… – poprawiła się: – Dwa, zero, siedem, jeden.
Wcisnął kombinację cyfr, czując jej gorący oddech na twarzy i ciepło przylegającego do niego ciała.
– Poradzisz sobie dalej? – zapytał.
– Nie poradzę – mizdrzyła się.
Sprowadziła na dół windę. Weszli do środka, a ona wcisnęła przycisk z trójką. Jechali w milczeniu, ale ona uśmiechała się do niego zachęcająco.
Był zły na siebie, że pod pozorem pomocy tak naprawdę akceptował napisany przez Kaję scenariusz. Tłumaczył sobie, że jest za nią odpowiedzialny, w każdej chwili może zrezygnować i w decydującym momencie będzie w stanie to uczynić, ale wiedział, że nie przyjdzie mu to łatwo.
Nagle poczuł raz po razie wibrowanie telefonu. Kiedy ona szukała w torebce kluczy, on sięgnął po komórkę.
Dopiero teraz zauważył, że miał dwa nieodebrane połączenia od Justyny. Przy wyciszonym telefonie i głośnej muzyce umknęło mu, że dzwoniła. A teraz przyszły te wiadomości.
Pewnie musisz być cholernie zajęty, skoro nie stać cię na odebranie telefonu.
Przecież mówiła wcześniej, że zatrzyma się na dwie noce u tej swojej Ewki, i prosiła, by uszanował fakt, że potrzebuje „odetchnąć od tego wszystkiego”, a teraz stroiła dodatkowe fochy.
– Kurwa – zaklął cicho pod nosem, a potem przeszedł do drugiej wiadomości.
Gdyby mamusia zadzwoniła, na pewno byś odebrał.
Miał ochotę cisnąć telefonem o ścianę i rozpieprzyć go w drobny mak, ale się powstrzymał.
– Wszystko w porządku? – zapytała Kaja i w tym momencie jej dłoń wydobyła triumfalnie z torebki klucze i oznajmiła ten fakt brzękiem.
– Można tak powiedzieć – odparł niechętnie.
Jeszcze chwilę zajęło jej znalezienie właściwego klucza, a potem drzwi mieszkania stanęły otworem.
– Dobra, teraz sobie już na pewno poradzisz i oboje możemy spać spokojnie – stwierdził.
– Chyba żartujesz. – Znowu się zaśmiała. Chwyciła go za dłoń i dosłownie wciągnęła do środka. – Nie chcę być sama.
Chciał odpowiedzieć, że nie może, że żona czeka, że naprawdę już późno… Ale nie powiedział nic.
Kiedy tylko zatrzasnęły się za nimi drzwi, Kaja zaczęła mu majstrować przy pasku i poluzowała spodnie.
– Nie powinniśmy – bronił się jeszcze, ale nie odsunął jej od siebie.
– Jakie to ma znaczenie, czy powinniśmy, czy nie… skoro chcemy? – zdobyła się na przytomne pytanie.
W tym momencie nie tylko skapitulował, ale i przejął inicjatywę.
– Sama tego chciałaś – powiedział i odwrócił ją tyłem do siebie.
Podciągnął sukienkę, gwałtownym ruchem ściągnął jej rajstopy i majtki.
Oparła się dłońmi o kredens i zapraszająco wypięła w jego kierunku. Spodziewała się, że w nią wejdzie, i trwała tak chwilę w wyczekującym bezruchu. On tymczasem przed nią uklęknął. Poczuła zmysłowy dotyk jego ust i języka.
– Tak, tak… Tego właśnie chciałam – jęczała i drżała, a wraz z nią trzęsła się niebezpiecznie zawartość kredensu.
Gdyby to widział Janek, który kupił ten i inne meble za roczną premię w pracy, jeszcze zanim zostali małżeństwem, zapewne dostałby zawału, pomyślała rozbawiona.
A może widział. Może właśnie dlatego zostawił jej mieszkanie do dyspozycji, żeby za pomocą jakiejś podstępnie ukrytej kamery zarejestrować jej wyczyny i przekonać siebie oraz sąd, jaka z niej kurewka? – przeszło jej nagle przez myśl.
Prawdę mówiąc, było jej to w tej chwili obojętne.
A może nawet podniecała ją dodatkowo myśl, że ten nieudacznik ogląda, jak powinien zajmować się swoją kobietą prawdziwy facet z wyobraźnią i inicjatywą.
13. ON
Włączyłem laptopa, kliknąłem w ikonkę przeglądarki, po chwili już byłem zalogowany. Na czacie panował względny spokój, jednakże pokój „Gorące oferty” zapełniał się w przyspieszonym tempie. Znowu poczułem nieznośne, niecierpliwe oczekiwanie na Czarną38, z którą wcześniej już kilka razy czatowałem. Wysłała mi kilka niegrzecznych zdjęć, a ja jej fotografię mojego wzwodu. Była gotowa na spotkanie, czekała tylko, aż jej mąż wyjedzie w delegację. Chciała spotkać się ze mną w swoim mieszkaniu, naprawdę, kurwa z niej była doskonała. Pokręciłem głową i na samo wyobrażenie tego, co z nią zrobię, poczułem narastające podniecenie. To mnie nakręcało, ale i sprawiało, że przestawałem wierzyć w cokolwiek i w kogokolwiek. Może oprócz jednej osoby, ale nie mogłem o niej myśleć, bo skutecznie mnie rozpraszała. Rozmyślałem o niej najczęściej nocami albo zaraz po przebudzeniu, kiedy przed moimi oczami galopowały jeszcze resztki snu, w którym pojawiała się jej twarz. Od początku wiedziałem, że ona jest inna, że nie należy do tej watahy pierdolonych dziwek, które na co dzień zasłaniają się rolą dobrej matki, wiernej żony, ale tak naprawdę, gdy poczują zew natury, wystawiają swój kurewski radar i szukają frajera, który zrobi im dobrze. Wcześniej miały może z tym problem, ale odkąd pojawił się pierdolony „Klub Niewiernych”, do którego można było przystąpić tylko na zaproszenie, po uiszczeniu niemałej opłaty, zwanej abonamentową, zadanie polegające na przyprawieniu rogów jakiemuś pozostającemu w błogiej nieświadomości mężowi lub narzeczonemu, ewentualnie chłopakowi czy partnerowi było bardziej niż proste.
I niech się tłumaczą, że są zaniedbywane, niekochane, ignorowane, niezaspokajane, uprzedmiotowiane, poniżane, wyśmiewane. Setki razy to czytałem, one korzystały chyba z tej samej ściągi z podręcznika zdrad. Jak usprawiedliwić się przed sobą, jak wyjaśnić to facetowi, który miał ją pieprzyć? Żałosne. Jakby mnie to cokolwiek obchodziło. Każdy, kto się tu logował, wiedział doskonale, po co to robi. Oczywiście, moje pobudki były całkiem inne, ale ich? Tak, były śmieszne i żałosne, jeśli sądziły, że to cokolwiek zmienia. Były niewiernymi kurwami i zasługiwały na karę. A ja byłem tym, który tę karę z przyjemnością wymierzał.
Bo sam wiedziałem, jak to jest, gdy…
Koniec! Potrząsnąłem głową, zupełnie bezsensownie wracając do tego, co już dawno usunąłem z głowy i z życia. No, może nie do końca, ale przynajmniej mocno próbowałem.
Wziąłem kilka głębszych oddechów i przed moimi oczami pojawiła się jej twarz. Od razu się uspokoiłem, wyciszyłem. Serce zaczęło szybciej bić, skóra swędziała, palce niecierpliwie wystukiwały rytm. O tak, ona nie musiała nic robić, aby mnie poruszyć. Wystarczyło, że była. Ale to było inne. Takie… czyste. Takie… cudowne. Może kiedyś…
Ale teraz musiałem zająć się