Autopsja. Tess GeritsenЧитать онлайн книгу.
choć aż do tego momentu prawie się nie odzywała. To dobrze, pomyślała Jane. Trzeba wciągnąć ją w rozmowę, nawiązać nić porozumienia. Przecież nie zabije przyjaciółki.
Kobieta patrzyła na brzuch Jane.
– To moje pierwsze dziecko – powiedziała Rizzoli.
Teraz spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Widać było, że na coś czeka, liczy mijające minuty.
Jane postanowiła rzucić się na głęboką wodę.
– Jak… jak się nazywasz? – zaryzykowała.
– Dlaczego pytasz?
– Po prostu chciałabym wiedzieć. – Żeby móc przestać nazywać cię Szaloną Lalą.
– To nie ma znaczenia. Jestem już trupem. – Spojrzała na Jane. – Ty też.
Patrząc w jej płonące oczy, Jane pomyślała przerażona: A jeśli to prawda? Jeśli już jesteśmy trupami, a to jest tylko któryś krąg piekła?
– Błagam – szepnęła recepcjonistka – proszę nas wypuścić. Nie jesteśmy pani potrzebni. Proszę pozwolić nam otworzyć drzwi i wyjść.
Kobieta znów zaczęła chodzić tam i z powrotem, nadeptując od czasu do czasu na leżącą na ziemi kopertę. – Łudzicie się, że pozwolą wam żyć? Po tym, jak byliście ze mną? Każdy, kto jest ze mną, musi umrzeć.
– O czym ona mówi? – szepnęła doktor Tam.
Paranoiczka, pomyślała Jane. Cierpi na manię prześladowczą.
Kobieta zatrzymała się nagle, patrząc na leżącą u jej stóp kopertę.
Nie otwieraj jej! Proszę, nie rób tego!
Kobieta podniosła ją i spojrzała na wypisane na niej nazwisko.
Zajmij czymś jej uwagę! Prędko!
– Przepraszam – powiedziała Jane – ja naprawdę… muszę do łazienki. – Z powodu ciąży… i w ogóle. – Wskazała palcem drzwi toalety. – Mogę?
Kobieta rzuciła kopertę na niski stolik, stojący poza zasięgiem Jane.
– Nie zamkniesz drzwi na zasuwkę?
– Nie, przyrzekam.
– To idź.
Doktor Tam dotknęła ręki Jane.
– Pomóc ci? Chcesz, żebym z tobą poszła?
– Nie. Dam sobie radę. – Jane, podniósłszy się chwiejnie, stanęła niepewnie. Przechodząc koło stolika, pragnęła rozpaczliwie zabrać swoją kartę, ale Szalona Lala przez cały czas na nią patrzyła. Powędrowała więc do toalety, zapaliła światło i zamknęła za sobą drzwi. Poczuła nagłą ulgę, że jest sama i nie ma przed oczami pistoletu.
Mogłabym się tu zabarykadować i poczekać, aż to wszystko się skończy.
Pomyślawszy jednak o doktor Tam, o sanitariuszu oraz o Glennie i Domenice, przytulonych do siebie na kanapie, zrezygnowała z tego zamiaru. Jeśli wkurzę Szaloną Lalę, oni ucierpią, a ja okażę się tchórzem, chowającym się za zamkniętymi drzwiami.
Skorzystała z toalety i umyła ręce. Napiła się wody z kranu, bo nie wiedziała, kiedy jej się trafi następna taka okazja. Wycierając mokry podbródek, rozejrzała się po małym pomieszczeniu w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby posłużyć za broń, lecz prócz papierowych ręczników, pojemnika z mydłem w płynie i kubła z nierdzewnej stali niczego więcej tam nie było.
Nagle drzwi się otworzyły. Odwróciwszy się, zobaczyła porywaczkę. Przyglądała jej się uważnie. Nie ufa mi. Na pewno mi nie ufa.
– Skończyłam – powiedziała Jane. – Wracam na miejsce. Wyszła z toalety i usiadła na kanapie. Zauważyła, że jej karta zdrowia nadal leży na stoliku.
– Teraz usiądziemy i poczekamy – oznajmiła kobieta, siadając na krześle, z pistoletem na kolanach.
– Na co właściwie mamy czekać? – spytała Jane.
Kobieta spojrzała na nią.
– Na koniec – odpowiedziała spokojnie.
Po ciele Jane przebiegł dreszcz, ale poczuła coś jeszcze: w jej brzuchu powoli narastał ucisk, przypominający zaciskanie ręki w pięść. Wstrzymała oddech, bo skurcz stał się bolesny. Pięć sekund. Dziesięć. Ból powoli ustępował. Opadła na oparcie kanapy, oddychając głęboko.
Doktor Tam bacznie jej się przyglądała.
– Co się dzieje?
Jane przełknęła ślinę.
– Zdaje się, że zaczynam rodzić.
– Czy to prawda, że mamy tam policjantkę? – spytał kapitan Hayder.
– Nie możemy dopuścić, żeby to się rozeszło – powiedział Gabriel. – Nie chcę, żeby ktokolwiek o tym wiedział. Jeżeli porywaczka dowie się, że przetrzymuje policjantkę… – Gabriel westchnął głęboko i dodał cicho: – To nie może przeciec do mediów. W żadnym wypadku.
Leroy Stillman pokiwał głową.
– Nie dopuścimy do tego. Zwłaszcza po tym, co spotkało ochroniarza… – Przerwał. – Tę informację musimy utrzymać w sekrecie.
– To dobrze, że mamy tam policjantkę – stwierdził Hayder.
– Słucham? – Maura była zdumiona, że Hayder zrobił tę uwagę w obecności Gabriela.
– Derektyw Rizzoli ma głowę na karku i umie posługiwać się bronią, może więc wpłynąć na bieg wypadków.
– Ale jest w dziewiątym miesiącu ciąży i lada moment zacznie rodzić. Czego pan od niej oczekuje?
– Powiedziałem tylko, że ma instynkt policyjny. To dobrze.
– W tej chwili – rzekł Gabriel – jedynym instynktem, jakiego od niej oczekuję, jest instynkt samozachowawczy. Chcę, żeby wróciła żywa. Nie wymagam od niej bohaterskich czynów, chcę ją tylko stamtąd wydostać.
– Nie zrobimy niczego, co mogłoby zagrozić pańskiej żonie, agencie Dean – zapewnił Stillman. – Przyrzekam panu.
– Kim jest porywaczka?
– Nadal próbujemy to ustalić.
– Jakie ma żądania?
– Może agent Dean i doktor Isles wyjdą z wozu i pozwolą nam wrócić do pracy? – wtrącił się Hayder.
– Nie – odparł Stillman. – On powinien o wszystkim wiedzieć. – Spojrzał na Gabriela. – Nie naciskaj na nią. Chcemy dać jej czas na uspokojenie się, wtedy zacznie z nami rozmawiać. Dopóki nikt nie cierpi, możemy poczekać.
Gabriel pokiwał głową.
– To najlepszy sposób. Ona nie zabija, my nie atakujemy. Po prostu utrzymajmy ich przy życiu.
– Kapitanie, przyszła lista brakującego personelu i pacjentów! – zawołał Emerton.
Chwyciwszy wyrzuconą przez drukarkę kartkę, Stillman przebiegł wzrokiem nazwiska.
– Czy jest na niej Jane? – spytał Gabriel.
– Niestety tak – odpowiedział Stillman po chwili milczenia. – Wręczył kartkę Hayderowi. – Sześć nazwisk. Zgodnie z tym, co powiedziała przez radio ta kobieta, przetrzymuje sześcioro ludzi. – Nie zacytował wszystkiego, co powiedziała. Pominął: „Wystarczy mi kul dla wszystkich”.
– Kto zna tę listę? – spytał Gabriel.
– Administrator