Zwodniczy punkt. Дэн БраунЧитать онлайн книгу.
od retoryki ojca. Zwykle ostry elektroniczny sygnał działał jej na nerwy, ale teraz wydawał się niemal melodyjny.
Senator zademonstrował niezadowolenie. Był oburzony, że mu przerwano.
Rachel wyłowiła pager z torebki i wcisnęła sekwencję pięciu klawiszy, potwierdzając swoją tożsamość. Popiskiwanie ucichło, zamrugał wyświetlacz. Za piętnaście sekund miała otrzymać zaszyfrowaną wiadomość.
Sneeden uśmiechnął się do senatora.
– Pańska córka najwyraźniej jest bardzo zapracowana. To miłe, że znajdujecie czas na wspólne posiłki.
– Jak mówiłem, rodzina na pierwszym miejscu.
Sneeden pokiwał głową, a jego spojrzenie stwardniało.
– Mogę zapytać, jak radzicie sobie z konfliktem interesów?
– Z konfliktem? – Senator Sexton podniósł głowę z niewinnie zdziwioną miną. – Jaki konflikt ma pan na myśli?
Rachel z grymasem niezadowolenia obserwowała grę ojca. Dokładnie wiedziała, do czego zmierza rozmowa. Cholerni reporterzy, pomyślała. Połowa z nich figuruje na politycznej liście płac. Pytanie postawione przez Sneedena w żargonie dziennikarskim nazywano „grejpfrutem”–wyglądało na element bezpardonowego przesłuchania, ale w rzeczywistości było zgodne z wcześniej przygotowanym scenariuszem i wyświadczało przysługę indagowanej osobie. Przypominało podaną wysokim łukiem piłkę, którą senator miał bez wysiłku przejąć i wybić z boiska, przy okazji oczyszczając atmosferę z paru innych rzeczy.
– Cóż, panie senatorze… – Reporter kaszlnął, udając zakłopotanie. – Konflikt polega na tym, że pańska córka pracuje dla pańskiego przeciwnika.
Senator Sexton wybuchnął śmiechem, błyskawicznie bagatelizując problem.
– Po pierwsze, prezydent i ja nie jesteśmy przeciwnikami. Jesteśmy dwoma patriotami, mającymi inne poglądy na kwestię kierowania krajem, który obaj kochamy.
Reporter się rozpromienił. Miał już swój krótki wywiad.
– A po drugie?
– Po drugie, moja córka nie jest zatrudniona przez prezydenta. Pracuje dla wywiadu, analizuje raporty wywiadowcze i wysyła opracowania do Białego Domu. Jest pracownikiem niższego szczebla. – Umilkł i popatrzył na Rachel. – Szczerze mówiąc, moja droga, nie jestem pewien, czy kiedykolwiek miałaś okazję porozmawiać z prezydentem.
Rachel wbiła w niego pełne złości oczy.
Ćwierknięcie pagera skierowało jej uwagę na wiadomość ukazującą się na wyświetlaczu.
RPRT DYRNRO NIEZWŁ
Natychmiast rozszyfrowała skróty i ściągnęła brwi. Niespodziewana wiadomość bezsprzecznie oznaczała coś niedobrego, ale przynajmniej stała się pretekstem do zakończenia spotkania.
– Panowie, z przykrością muszę was pożegnać. Spóźnię się do pracy.
Reporter szybko sformułował pytanie:
– Panno Sexton, czy mogłaby pani skomentować pewną pogłoskę? Podobno ojciec zaproponował pani wspólne śniadanie, by omówić możliwość porzucenia przez panią dotychczasowej pracy i zaangażowania się w jego kampanię. Czy to prawda?
Rachel poczuła się tak, jakby ktoś chlusnął jej w twarz gorącą kawą. Pytanie zupełnie ją zaskoczyło. Popatrzyła na ojca i po jego uśmieszku poznała, że zostało z góry przygotowane. Miała ochotę wskoczyć na stół i dźgnąć go widelcem.
Reporter przysunął mikrofon do ust Rachel.
– Panno Sexton?
Spojrzała mu w oczy.
– Ralph, czy jak ci tam na imię, wyjaśnijmy sobie jedno: nie mam zamiaru rezygnować z posady, żeby pracować dla senatora Sextona. Jeśli wydrukujesz coś innego, będzie ci potrzebna łyżka do butów, żeby wydłubać sobie ten magnetofon z dupy.
Reporter otworzył szeroko oczy. Po chwili wyłączył magnetofon, tłumiąc uśmiech.
– Dziękuję państwu. – Zniknął.
Rachel natychmiast pożałowała swojego wybuchu. Temperament odziedziczyła po ojcu i za to też go nienawidziła. Spokojnie, Rachel, tylko spokojnie.
Ojciec popatrzył na nią z dezaprobatą.
– Mogłabyś się nauczyć trochę nad sobą panować.
Zaczęła zbierać swoje rzeczy.
– Spotkanie dobiegło końca.
Senator najwyraźniej też skończył. Wyjął komórkę.
– Pa, skarbie. Wstąp kiedyś do mnie do biura. I wyjdź za mąż, na miłość boską. Masz trzydzieści trzy lata.
– Trzydzieści cztery – warknęła. – Twoja sekretarka przysłała mi kartkę na urodziny.
Zacmokał ze smutkiem.
– Trzydzieści cztery. Prawie stara panna. Wiesz, gdy ja byłem w twoim wieku, to już…
– Poślubiłeś mamę i pieprzyłeś sąsiadkę? – dokończyła za niego głośniej, niż zamierzała. W restauracji panowała akurat cisza. Ludzie siedzący w pobliżu odwrócili głowy w ich stronę.
Oczy senatora Sextona jakby zamarzły. W jej twarz wwierciły się dwa kryształy lodu.
– Uważaj, młoda damo.
Rachel ruszyła do drzwi. To ty uważaj, senatorze.
Rozdział 2
Trzej mężczyźni siedzieli w milczeniu w namiocie. Lodowaty wiatr szarpał tkaniną, grożąc zerwaniem linek. Żaden z nich nie zwracał na to uwagi; bywali w sytuacjach o wiele groźniejszych.
Rozbity w płytkim zagłębieniu śnieżnobiały namiot był prawie niewidoczny. Zajmujący go mężczyźni dysponowali supernowoczesnym sprzętem łączności oraz bronią. Dowódca grupy miał kryptonim Delta Jeden. Był muskularny i zwinny, z oczami pustymi jak otaczający ich krajobraz.
Wojskowy chronometr na jego nadgarstku pisnął przenikliwie. Dźwięk zbiegł się z sygnałami wyemitowanymi przez zegarki jego towarzyszy.
Minęło trzydzieści sekund.
Już czas. Znowu.
Delta Jeden bez słowa zostawił swoich partnerów i wyszedł w ciemność i wyjący wiatr. Przez lornetkę na podczerwień omiótł oświetlony przez księżyc horyzont. Jak zawsze skupił uwagę na budowli. Stała kilometr dalej – ogromna, niezwykła, wzniesiona na jałowej ziemi. Obserwował ją już od dziesięciu dni, od czasu ukończenia budowy. Nie miał wątpliwości, że informacje kryjące się w jej wnętrzu zmienią świat. Ich ochrona już kosztowała ludzkie życie.
W tej chwili wokół budowli panował spokój.
Najważniejsze jednak było to, co działo się wewnątrz.
Delta Jeden wszedł do namiotu i zwrócił się do żołnierzy:
– Czas na przelot.
Obaj pokiwali głowami. Wyższy, Delta Dwa, otworzył i włączył laptopa. Usadowił się przed ekranem, położył rękę na joysticku i poruszył nią. Ukryty w oddalonej o tysiąc metrów budowli robot obserwacyjny wielkości komara odebrał sygnał i zbudził się do życia.
Rozdział 3
Rachel Sexton wciąż gotowała się ze złości, gdy jechała swoją białą integrą Leesburg Highway. Marcowe niebo było pogodne, ozdobione koronką nagich gałęzi