Kod Leonardo Da Vinci. Дэн БраунЧитать онлайн книгу.
Collet oczekiwał, że to pytanie padnie.
– Widzę, że mu się nie spieszy – mruknął niechętnie Fache.
Kapitan patrzył nad ramieniem Colleta na plamkę oznaczającą czujnik GPS. W idealnym modelu obserwacji daje się podmiotowi tyle czasu i wolności, ile to tylko możliwe, łudząc go fałszywym poczuciem bezpieczeństwa. Langdon musi wrócić z własnej woli. Z drugiej jednak strony nie było go już prawie dziesięć minut.
Za długo.
– Panie kapitanie? – Jeden z agentów DCPJ zawołał do niego teraz z drugiej strony gabinetu. – Lepiej, żeby pan odebrał ten telefon. – Trzymał słuchawkę i wyglądał na zaniepokojonego.
– Kto dzwoni? – spytał Fache.
Agent zmarszczył czoło.
– Dyrektor naszego Wydziału Kryptografii.
– No i?
– To dotyczy Sophie Neveu, panie kapitanie. Coś tu nie gra…
Kilka minut później Fache zakończył rozmowę i podszedł do Colleta, domagając się połączenia z agentką Neveu. Gdy Colletowi nie udało się do niej dodzwonić, Fache zaczął nerwowo chodzić tam i z powrotem.
– Co to znaczy „nie odpowiada”? – Fache nie mógł uwierzyć. – Dzwonisz na jej telefon komórkowy, tak? Wiem, że ma go przy sobie.
– Może wyczerpały się jej baterie. Albo go wyłączyła.
– Czemu dzwonili z Kryptografii? – spytał teraz nieśmiało Collet.
Fache się odwrócił.
– Żeby nam powiedzieć, że nie znaleźli żadnych odniesień do czortów i dolin. Chcieli nam także powiedzieć, że właśnie udało im się dojść do ciągu Fibonacciego, ale podejrzewają, że nie ma on żadnego znaczenia.
Collet nie bardzo rozumiał.
– Ale przecież już posłali agentkę Neveu, aby nas o tym poinformowała.
Fache pokręcił przecząco głową.
– Nie posłali Neveu.
– Co takiego?
– Dyrektor mówi, że zgodnie z moim poleceniem nakazał przez pagery całej swojej ekipie przyjrzeć się obrazom i fotografiom, które im przesłałem. Kiedy przyszła agentka Neveu, rzuciła tylko okiem na fotografię Saunière’a i na kod, i bez słowa wyszła z biura. Dyrektor powiedział, że nie dziwiło go jej zachowanie, ponieważ, co zrozumiałe, była bardzo poruszona tymi fotografiami.
– Poruszona? Dlaczego?
Fache przez chwilę się nie odzywał.
– Nie wiedziałem o tym, chyba nie wiedział też dyrektor, dopóki ktoś z pracowników nie poinformował go, że Sophie Neveu jest chyba wnuczką Jacques’a Saunière’a.
Zanim ktokolwiek miał szansę nad tym pomyśleć, ciszę pustego muzeum przerwał nagle głośny dźwięk alarmu.
– Grande Galerie! – wrzasnął jeden z agentów. – Toilettes messieurs!
Wybite okno w męskiej toalecie?
Fache podbiegł do Colleta.
– Gdzie jest Langdon?
– Wciąż w toalecie! – Collet wskazał palcem migoczący punkt na ekranie laptopa. – Jezus Maria! – krzyknął Collet, wlepiając oczy w ekran komputera. – Langdon wchodzi na parapet!
Ale Fache’a już nie było. Wyszarpnąwszy rewolwer z kabury pod marynarką, kapitan wypadł na korytarz jak wystrzelony z procy.
Collet z niedowierzaniem patrzył na ekran. Zobaczył, że mrugające światełko dotarło na parapet, a potem zrobiło coś zupełnie niespodziewanego. Przesunęło się poza granicę budynku.
– Boże!
Collet zerwał się na równe nogi.
Pomanipulował myszą i klawiszami, wywołał mapę Paryża i skalibrował na nowo GPS. Zogniskował pole widzenia i teraz zobaczył dokładne położenie sygnału.
Znajdował się dokładnie na środku Place du Carrousel. Nie poruszał się.
Langdon musiał więc wyskoczyć przez okno.
Dobiegający z radia głos Colleta przebijał się przez odległy dźwięk alarmu.
– Skoczył! – wrzeszczał Collet. – Widzę sygnał przy Place du Carrousel.
Fache słyszał głos, ale nie wiedział, o co chodzi. Biegł dalej. Wydawało się, że galeria nie ma końca. Kiedy mijał ciało Saunière’a, skupił wzrok na ściankach działowych na końcu skrzydła Denona.
– Chwileczkę! – ponownie odezwał się Collet. – Rusza się! Mój Boże, on żyje! Langdon się rusza! Langdon porusza się coraz szybciej! – wrzeszczał Collet. – Biegnie w dół Carrousel. Nie… Nabiera prędkości. Porusza się za szybko!
Fache dopadł do ścianek działowych, prześlizgnął się między nimi i pobiegł prosto do toalet.
Głosu z krótkofalówki prawie nie było już słychać, tak głośno wył alarm.
– On musi być w samochodzie! Chyba jest w samochodzie! Nie potrafię…
Dźwięki dzwonków alarmowych połknęły głos Colleta, kiedy Fache w końcu wpadł z wyciągniętą bronią do męskiej toalety.
Mrużąc oczy, jakby chciał w ten sposób przytłumić przeszywający czaszkę dźwięk alarmu, przeszukał wzrokiem całą przestrzeń.
Pusto. Oczy Fache’a spoczęły natychmiast na rozbitej szybie. Podbiegł do otworu okiennego i spojrzał w dół. Langdona nigdzie nie było widać.
Kiedy alarm się wyłączył, w krótkofalówce rozległ się głos Colleta:
– …Porusza się w kierunku wschodnim… Coraz szybciej… Przejeżdża przez Pont du Carrousel na drugi brzeg Sekwany!
Fache spojrzał w lewo. Jedynym pojazdem na Pont du Carrousel była ogromna ciężarówka z przyczepą, która jechała na południe, oddalając się od Luwru. Ciężarówka była przykryta od burty do burty plastikową plandeką, przypominającą z daleka ogromny hamak. Fache poczuł dreszcz strachu. Ta ciężarówka kilka chwil temu prawdopodobnie zatrzymała się na czerwonym świetle tuż pod oknem toalety.
To szalone ryzyko, powiedział sobie Fache. Langdon nie mógł wiedzieć, co ciężarówka wiezie pod winylową plandeką. A gdyby wiozła stal? Albo cement? Albo nawet śmieci? Skoczyć z dwunastu metrów? To by było szaleństwo.
– Skręca w prawo, w Pont des Saints-Pères! – krzyknął Collet.
I rzeczywiście, ogromny tir, który przejechał most, teraz zwalniał i skręcał w prawo, w Pont des Saints-Pères. Nie mogąc wyjść ze zdumienia, przyglądał się, jak ciężarówka znika za rogiem.
To koniec, Fache nie miał wątpliwości. Jego ludzie otoczą ciężarówkę w ciągu kilku minut.
Fache wezwał Colleta przez radio.
– Sprowadź mi samochód. Chcę tam być, kiedy go aresztujemy.
Kiedy Fache biegł z powrotem przez całą Wielką Galerię, zastanawiał się, czy Langdon w ogóle przeżył upadek.
Prawdę mówiąc, i tak go to nie obchodziło.
Langdon uciekł. A więc jest winny.
Langdon i Sophie stali w ciemnościach Wielkiej Galerii, przyciśnięci plecami do jednej ze ścianek działowych, które zasłaniały toalety przed wzrokiem zwiedzających. Ledwo zdążyli