Korekty. Джонатан ФранзенЧитать онлайн книгу.
domu, odpowiadał temu w jego głowie. Cali Lopez zastąpiła Jima Levitona na stanowisku dziekana.
Opowiedz mi o stosunkach, które łączą cię z twoją studentką Melissą Paquette.
Z moją byłą studentką?
Tak, z twoją byłą studentką.
Lubię ją. Zjedliśmy razem kolację. Spędziliśmy wspólnie trochę czasu na początku przerwy świątecznej. Jest doskonałą studentką.
Czy pomagałeś jej pisać pracę semestralną dla Vendli O’Fallon?
Rozmawialiśmy o tym. Pomogłem jej wyjaśnić kilka wątpliwości.
Czy wasze stosunki mają charakter seksualny?
Nie.
Będziemy musieli czasowo odsunąć cię od prowadzenia zajęć aż do chwili, gdy przeprowadzimy szczegółowe śledztwo. Następne przesłuchanie odbędzie się na początku przyszłego tygodnia, a tymczasem dobrze by było, gdybyś znalazł sobie prawnika i pogadał z przedstawicielem związków zawodowych. Nie próbuj natomiast rozmawiać z Melissą Paquette.
A co ona mówi? Że napisałem za nią tę pracę?
Melissa naruszyła kodeks honorowy, oddając wykładowcy pracę nie swojego autorstwa. Grozi jej zawieszenie na jeden semestr, ale zdajemy sobie sprawę z istnienia licznych okoliczności łagodzących. Chociażby godny potępienia fakt, że utrzymywałeś z nią kontakty seksualne.
Tak twierdzi?
Całkiem prywatnie radzę ci, Chip, żebyś sam złożył rezygnację.
Ona tak twierdzi?
Nie masz szans.
Woda z roztopionego śniegu kapała obficie na patio. Zapalił papierosa od węgielka z kominka, po czym zacisnął palce na rozżarzonej grudce. Jęknął przez zaciśnięte zęby, otworzył zamrażarkę, wepchnął do niej rękę i stał tak przez minutę, wciągając w płuca świeży dym, a następnie, z kostką lodu w dłoni, poszedł do telefonu, żeby wybrać najpierw doskonale znany numer kierunkowy, potem zaś równie dobrze znany, domowy. Czekając, aż w St. Jude ktoś podniesie słuchawkę, stopą wepchnął głębiej do kosza egzemplarz „New York Timesa” z podkreślonymi wielkimi literami M.
– To ty, Chip?! – wykrzyknęła Enid. – Alfred właśnie położył się do łóżka!
– Więc go nie budź, tylko mu powiedz…
Lecz Enid już położyła słuchawkę i wołała „Al! Al!”. Jej głos cichł w miarę, jak oddalała się od aparatu, wspinając się po stopniach. „To Chip!” Ciche kliknięcie oznajmiło, że ktoś podniósł słuchawkę aparatu na piętrze. „Tylko nie odkładaj od razu słuchawki!” – poinstruowała Enid Alfreda. – „Porozmawiaj z nim trochę!”
– Tak – powiedział Alfred.
– Cześć, tato. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
– Tak – odparł Alfred tym samym, całkowicie wypranym z emocji tonem.
– Przepraszam, że dzwonię tak późno.
– Jeszcze nie spałem.
– Bałem się, że cię obudzę.
– Tak.
– No więc wszystkiego najlepszego.
– Tak.
Chip miał nadzieję, że Enid zapomniała o obolałym biodrze i o wszystkim, i kuśtyka najszybciej jak może z powrotem do kuchni, żeby wyratować go z opresji.
– Na pewno jesteś zmęczony. Jest bardzo późno. Nie musimy długo rozmawiać.
– Dzięki za telefon – powiedział Alfred.
Do rozmowy włączyła się Enid.
– Muszę dokończyć zmywanie. Ależ dzisiaj mieliśmy przyjęcie! Al, opowiedz Chipowi o przyjęciu, a ja wracam do zmywania.
Odłożyła słuchawkę.
– Mieliście gości? – zapytał Chip.
– Tak. Rootowie wpadli na kolację i partyjkę brydża.
– Był tort?
– Twoja matka zrobiła.
Papieros wypalił w ciele Chipa dziurę, przez którą wdzierał się ból i uciekała radość życia. Spomiędzy palców kapała woda z roztopionego lodu.
– A co z brydżem?
– Jak zwykle. Karta zupełnie mi nie szła.
– To nie w porządku. Przecież dzisiaj twoje urodziny.
– Zdaje się, że szykujesz się do nowego semestru?
– Tak, oczywiście. To znaczy, nie bardzo. Właściwie postanowiłem w ogóle nie wykładać w tym semestrze.
– Nie usłyszałem.
– Mówię, że postanowiłem nie wykładać w tym semestrze – powtórzył Chip podniesionym głosem. – Wezmę wolne i zajmę się pisaniem.
– O ile sobie przypominam, miałeś nadzieję podpisać stały kontrakt?
– Tak. W kwietniu.
– Czy osoba, która ma nadzieję na stały kontrakt, nie powinna raczej kontynuować zajęć?
– Tak, oczywiście.
– Jeśli zobaczą, że nie pracujesz ze wszystkich sił, mogą nie zaproponować ci kontraktu.
– Oczywiście. Oczywiście. – Chip skinął głową. – Z drugiej strony, muszę przygotować się psychicznie na ewentualność, że go nie dostanę. Właśnie… eee… właśnie otrzymałem bardzo ciekawą propozycję od pewnej hollywoodzkiej producentki. Koleżanka Denise z college’u teraz zajmuje się produkcją filmów. To potencjalnie bardzo korzystna propozycja.
– Praktycznie nie ma sposobu, żeby zwolnić dobrego pracownika.
– W tych sprawach często dużą rolę odgrywają inne czynniki. Muszę mieć przygotowane rozwiązania alternatywne.
– Jak uważasz – odparł Alfred. – Ja jednak sądzę, że najlepiej przygotować sobie plan i się go trzymać. Jeśli ci się nie uda, oczywiście zawsze możesz robić coś innego, ale pracowałeś wiele lat na to, żeby uzyskać to, co masz w tej chwili. Jeszcze jeden semestr ciężkiej pracy na pewno by ci nie zaszkodził.
– Oczywiście.
– Odpoczniesz po podpisaniu kontraktu. Wtedy będziesz bezpieczny.
– Oczywiście.
– No cóż, w każdym razie dziękuję, że zadzwoniłeś.
– Oczywiście. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, tato.
Chip rzucił słuchawkę na widełki, szybkim krokiem wyszedł z kuchni, chwycił za szyjkę jedną z butelek po winie i z całej siły rąbnął nią o krawędź stołu. Chwilę później tak samo rozprawił się z drugą, a potem z sześcioma pozostałymi, tłukąc je oburącz, po dwie jednocześnie.
Przez kolejne tygodnie żył napędzany gniewem. Pożyczył dziesięć tysięcy dolarów od Denise i wynajął prawnika, żeby ten zagroził władzom college’u procesem o bezpodstawne zwolnienie. Oczywiście oznaczało to wyrzucenie pieniędzy w błoto, ale od razu poczuł się lepiej. Pojechał do Nowego Jorku, gdzie za cztery tysiące dolarów został podnajemcą małego mieszkanka przy Dziewiątej Ulicy. Kupił skórzane ubrania, kazał sobie przekłuć uszy. Pożyczył jeszcze trochę pieniędzy od Denise i na nowo nawiązał