Korekty. Джонатан ФранзенЧитать онлайн книгу.
– wykrzyknęła Eden z zachwytem.
– Mamo, spójrz… – odezwała się April.
– Możemy zawrzeć tylko i wyłącznie ustną umowę – stwierdził Gitanas.
– Oczywiście w tym, co robisz, nie ma nic naprawdę nielegalnego?
Gitanas odpowiedział na jej pytanie w ten sposób, że przez kilka sekund wpatrywał się w milczeniu w okno. W czerwonej skórzanej kurtce wyglądał jak zawodnik startujący w motocrossie.
– Oczywiście – odrzekł wreszcie.
– A więc to nie jest oszustwo?
– Oszustwo? Skądże znowu.
– Nie chciałabym czepiać się szczegółów, ale na podstawie tego, co mówiłeś…
– Niemal cały narodowy majątek mojego kraju został w okamgnieniu wchłonięty przez twój kraj i nawet nikt nie zwrócił na to uwagi – przerwał jej Gitanas. – Potężne, bogate państwo ustanowiło zasady, które doprowadziły Litwinów na skraj przepaści. Niby dlaczego mielibyśmy je respektować?
– To pytanie w stylu Foucaulta – zauważył Chip.
– I Robin Hooda – dodała Eden. – Co jednak ani trochę nie rozwiewa moich wątpliwości.
– Proponuję Chipowi pięćset dolarów tygodniowo plus dodatki, jakie uznam za stosowne. Jesteś zainteresowany?
– Tutaj mogę zarobić więcej.
– Zażądaj co najmniej tysiąca dziennie! – syknęła Eden.
– W Wilnie dolar ma dużo większą wartość.
– Och, nie wątpię. Na Księżycu także. Co tam można kupić?
– Chip, powiedz Eden, co można kupić za dolary w biednym kraju.
– Na pewno dobre jedzenie i picie – powiedział Chip.
– W kraju, gdzie młodzi ludzie dorastali w atmosferze moralnej anarchii, a teraz często nie mają co jeść.
– W takim razie również atrakcyjną partnerkę, jeśli właśnie to masz na myśli.
– Mam nadzieję, że nie popłakałbyś się na widok niewinnej dziewczynki z prowincji, która klęka przed tobą i…
– Ekhm, Gitanas… – przerwała mu Eden. – W tym pokoju jest dziecko.
– Jestem na wyspie! – wykrzyknęła April. – Mamusiu, zobacz moją wyspę!
– Mówię właśnie o dzieciach – odparł Gitanas. – O piętnastolatkach. Masz dolary? W takim razie mogą być trzynasto- i dwunastolatki.
– Dwunastolatki zupełnie mnie nie interesują – stwierdził Chip.
– Wolisz dziewiętnastki? Dziewiętnastki są jeszcze tańsze.
Eden zamachała rękami.
– Doprawdy to wszystko zaczyna być…
– Po prostu chcę, żeby Chip zrozumiał, że jeden dolar to mnóstwo pieniędzy, i że moja oferta jest poważna.
– Problem polega na tym, że dokładnie tymi samymi dolarami miałbym obsługiwać amerykańskie długi.
– Wierz mi, na Litwie jesteśmy do tego przyzwyczajeni.
– Chip chce podstawowej pensji w wysokości tysiąca dolarów dziennie plus premii motywacyjnej.
– Tysiąc tygodniowo – odparł Gitanas. – Za uwiarygodnianie mojego projektu. Za pracę twórczą i odbieranie telefonów.
– Jeden procent od zysku brutto, minus pensja w wysokości dwudziestu tysięcy dolarów miesięcznie.
Nie zwracając na nią najmniejszej uwagi, Gitanas wyjął z kieszeni wypchaną kopertę i grubymi palcami o zaniedbanych paznokciach zaczął odliczać studolarówki. April przycupnęła na skrawku białego papieru otoczonego wielokolorowymi zębatymi potworami i niepokojącymi gryzmołami. Gitanas rzucił na biurko plik banknotów.
– Trzy tysiące – powiedział. – Za pierwsze trzy tygodnie.
– Oczywiście przelot w business class – zastrzegła Eden.
– W porządku.
– I luksusowe warunki zamieszkania w Wilnie.
– Nie ma problemu, już czeka pokój w willi.
– A kto będzie go chronił przed bandziorami?
– Kto wie, może ja też jestem trochę bandziorem? – odparł Gitanas z zagadkowym, trochę nieśmiałym uśmiechem.
Chip wpatrywał się w stertę zielonych papierków na biurku Eden. Miał wzwód, sam nie wiedział dlaczego. Może na widok pieniędzy, może na myśl o sprzedajnych i ponętnych dziewiętnastolatkach, a może z powodu tego, że oto nadarzyła się okazja, żeby wsiąść do samolotu i oddalić się o osiem tysięcy kilometrów od koszmaru życia w Nowym Jorku. Dlaczego narkotyki są takie seksowne? Ponieważ dają szansę stania się kimś innym. Wiele lat po stwierdzeniu, że marihuana powoduje u niego bezsenność i doprowadza go do paranoi, wciąż dostawał erekcji na samą myśl o jej paleniu, wciąż pragnął uciec z więzienia.
Dotknął banknotów.
– Może od razu zarezerwuję wam bilety przez internet? – zaproponowała Eden. – Moglibyście wyruszyć niezwłocznie.
– Więc zgadzasz się? – zapytał Gitanas. – Czeka cię dużo pracy i mnóstwo dobrej zabawy. Ryzyko niewielkie, chociaż na pewno jest. Tam, gdzie są pieniądze, zawsze jest ryzyko.
– Wiem o tym – odparł Chip, wciąż dotykając banknotów.
Wśród przepychu kolejnych ślubów Enid coraz głębiej i goręcej kochała to miejsce – środkowy zachód w ogóle, a przedmieścia St. Jude w szczególności. Miłość tę traktowała jako jedyny autentyczny przejaw patriotyzmu oraz duchowości. Żyjąc pod rządami prezydentów tak nieuczciwych jak Nixon, tak głupich jak Reagan i tak odrażających jak Clinton, utraciła wszelkie zainteresowanie demonstracyjnym okazywaniem miłości do Ameryki i choć nie zdarzył się ani jeden z cudów, o które modliła się do Boga, to siedząc podczas kolejnego sobotniego ślubu w ławce kościoła prezbiteriańskiego w Paradise Valley, rozglądała się dookoła i widziała dwustu dobrych ludzi i ani jednego niedobrego. Wszyscy jej znajomi byli porządni i mieli porządnych znajomych, a ponieważ porządni ludzie zwykle miewają porządne dzieci, świat Enid przypominał trawnik tak gęsto obsiany trawą, że chwasty nie miały tam żadnych szans. Prawdziwy cud porządności. Jeżeli na przykład w kierunku ołtarza, uczepiona ojcowskiego ramienia, zmierzała któraś z córek Esther i Kirby’ego Rootów, Enid doskonale pamiętała, jak w dzieciństwie panna Root biegała podczas Halloween w przebraniu baletnicy, jak sprzedawała w celach dobroczynnych upieczone przez jej skautowski zastęp ciasteczka, jak przychodziła opiekować się Denise i jak, tak samo jak wszystkie jej siostry, za każdym razem gdy przyjeżdżały do domu z college’ów, stukały do jej drzwi i opowiadały o swoich dokonaniach, a wizyty te trwały niekiedy nawet ponad godzinę (i to wcale nie dlatego – wiedziała o tym na pewno – że tak kazała im Esther, ale dlatego, że po prostu były porządnymi dzieciakami z St. Jude, najzwyczajniej w świecie przejmującymi się bliźnimi), i wówczas serce Enid wzbierało szczęściem, że oto kolejna porządna córka Rootów otrzymuje za swoje wszystkie dobre uczynki nagrodę w postaci małżeńskiej przysięgi składanej przez młodego człowieka we fryzurze jakby prosto z reklamy męskiej mody, naprawdę wspaniałego młodego człowieka o pogodnym usposobieniu, szanującego starszych i przeciwnego seksowi przedmałżeńskiemu, pracującego i dobrze służącego społeczeństwu, na przykład elektryka albo