Korekty. Джонатан ФранзенЧитать онлайн книгу.
podniecać – Chip uznał za jeszcze jedną niesprawiedliwość w długim szeregu niesprawiedliwości, jakie spotkały go tego przedpołudnia.
Denise niosła czarną parasolkę, bukiecik oraz przewiązane wstążką pudełko z ciastkami. Omijając kałuże i płynące chodnikiem wezbrane strumienie, podeszła do Chipa stojącego pod markizą.
– Posłuchaj – odezwał się od razu z nerwowym uśmiechem, unikając jej wzroku. – Mam do ciebie wielką prośbę: zajmij moje miejsce w okopach, a ja w tym czasie poszukam Eden i zabiorę jej scenariusz. Muszę natychmiast wprowadzić parę drobnych poprawek.
Denise wręczyła mu parasolkę, zupełnie jakby był portierem albo szoferem, po czym strzepnęła z dżinsów wodę i błoto. Miała ciemne włosy oraz jasną cerę matki i roztaczała wokół siebie taką samą przytłaczającą atmosferę moralnej wyższości jak ojciec. To ona poleciła Chipowi, żeby podczas pobytu rodziców w Nowym Jorku zaprosił ich na lunch. Uczyniła to w taki sposób, w jaki Bank Światowy mógłby dyktować warunki spłaty kredytów jakiemuś zadłużonemu po uszy środkowoamerykańskiemu państewku – i miała ku temu wszelkie powody, ponieważ Chip, niestety, siedział u niej w kieszeni. Krótko mówiąc, był jej winien tyle, ile otrzymałoby się po dodaniu dziesięciu tysięcy, pięciu i pół tysiąca, czterech tysięcy i tysiąca dolarów.
– Eden chce przeczytać go dzisiaj po południu, a ze względu na sprawy finansowe to bardzo ważne, żebym…
– Nie możesz teraz zniknąć – przerwała mu Denise.
– Załatwię to w godzinę, najwyżej w półtorej.
– Julia już jest?
– Nie, wyszła. Przywitała się i wyszła.
– Zerwaliście ze sobą?
– Nie wiem. Nałykała się jakichś leków, więc nawet…
– Zaczekaj chwilę. Chodzi ci o to, żeby pojechać do Eden, czy o to, żeby gonić za Julią?
Musnął koniuszkami palców nit w lewym uchu.
– W dziewięćdziesięciu procentach o to, żeby pojechać do Eden.
– Chip, posłuchaj…
– Nie, to ty posłuchaj. Ona posługuje się słowem „zdrowie” w taki sposób, jakby miało jakieś znaczenie ponadczasowe.
– Julia?
– Od trzech miesięcy łyka jakieś pastylki, które ją przymulają, a ona uważa, że to jest właśnie pełnia zdrowia psychicznego! To tak jakby ślepotę uważać za wzór doskonałego wzroku. Skoro jestem ślepy, widzę, że nie ma co widzieć…
Denise westchnęła i opuściła rękę z kwiatami, tak że prawie dotknęły chodnika.
– Więc co, chcesz pogonić za nią i zabrać jej to lekarstwo?
– Chcę powiedzieć, że struktura całej naszej kultury jest do bani – odparł. – Chcę powiedzieć, że urzędnicy przywłaszczyli sobie prawo do definiowania określonych stanów umysłu jako chorobowych. Brak chęci wydawania pieniędzy uznaje się za objaw choroby wymagającej kosztownego leczenia. Lekarstwo niszczy libido, a więc apetyt na jedyną życiową przyjemność, która jest całkowicie za darmo, w związku z czym trzeba wydawać jeszcze więcej pieniędzy na przyjemności zastępcze. Zdrowie psychiczne to nic innego jak zdolność uczestniczenia w ekonomii konsumpcyjnej. Kupując terapię, kupuje się możliwość kupowania. Chcę też powiedzieć, że ja osobiście właśnie w tej chwili przegrywam walkę ze skomercjalizowaną, zmedycynizowaną, totalitarną nowoczesnością.
Denise przymknęła jedno oko, drugie otworzyła bardzo szeroko. Źrenica i tęczówka zlewały się w jedno, tworząc duży czarny paciorek na białej porcelanie.
– Jeśli powiem, że to bardzo interesujące sprawy, to czy przestaniesz o nich mówić i pójdziesz ze mną na górę?
Chip pokręcił głową.
– W lodówce jest poszetowany łosoś. Sos śmietanowo-szczawiowy. Sałatka z fasoli i orzechów. Wino, bułka i masło. To dobre, świeże masło z Vermontu.
– Czy przyszło ci do głowy, że tata jest chory?
– Wrócę za godzinkę, najpóźniej za półtorej.
– Zapytałam, czy przyszło ci do głowy, że tata jest chory?
Chipowi stanął przed oczami obraz drżącego ojca, mówiącego błagalnym tonem; żeby zablokować to wspomnienie, usiłował sięgnąć pamięcią do seksu z Julią, z nieznajomą o lazurowych włosach, z Ruthie, z kimkolwiek, ale bezskutecznie – wywołał jedynie wizję mściwych, atakujących go jak furie piersi.
– Im szybciej pojadę do Eden i naniosę poprawki, tym szybciej wrócę. Jeśli naprawdę zależy ci na tym, żeby mi pomóc.
Właśnie nadjeżdżała wolna taksówka. Odruchowo zerknął na nią, ale to był błąd, ponieważ Denise opacznie zrozumiała jego spojrzenie.
– Nie mogę dać ci więcej pieniędzy.
Cofnął się raptownie, jakby go opluła.
– Jezu, Denise…
– Chciałabym, ale nie mogę.
– Przecież nie proszę cię o pieniądze.
– Bo to do niczego nie prowadzi?
Odwrócił się na pięcie, wyszedł w ulewę i z twarzą wykrzywioną gniewnym uśmiechem, brodząc po kostki w kipiącym, rozlanym na chodniku jeziorze, pomaszerował w kierunku University Place. W ręce ściskał zamkniętą parasolkę Denise, ale i tak był przekonany, że to nie jego wina, że to nie w porządku, że jest zupełnie mokry.
Jeszcze całkiem niedawno, nawet nie poświęcając temu zagadnieniu wiele uwagi, Chip wierzył, że w Ameryce można odnieść sukces, nie zarabiając mnóstwa pieniędzy. Zawsze był dobrym uczniem i studentem, ale że od wczesnej młodości jedyną formą działalności ekonomicznej, do jakiej przejawiał jakiekolwiek uzdolnienia, było robienie zakupów, postanowił poświęcić się karierze intelektualisty.
Ponieważ Alfred wspomniał kiedyś mimochodem, że w ogóle nie rozumie potrzeby istnienia czegoś takiego jak teoria literatury, i ponieważ Enid w kwiecistych, pisanych regularnie co dwa tygodnie listach, dzięki którym sporo zaoszczędziła na rozmowach międzymiastowych, nieustająco błagała go, żeby zrezygnował z robienia „niepraktycznego” doktoratu z nauk humanistycznych („Patrzę na wszystkie Twoje nagrody zdobyte w konkursach matematycznych i fizycznych i myślę, jak bardzo taki zdolny młody człowiek jak Ty przydałby się społeczeństwu na przykład jako lekarz, bo musisz wiedzieć, że ojciec i ja staraliśmy się wychowywać Was w taki sposób, żebyście nauczyli się myśleć nie tylko o sobie, lecz także o innych”), Chip nie mógł narzekać na brak motywacji do ciężkiej pracy, żeby udowodnić rodzicom, iż nie mają racji. Wstając z łóżka znacznie wcześniej niż odsypiający kaca koledzy, pilnie gromadził wyróżnienia, nagrody i pochwały pełniące w środowisku akademickim funkcję brzęczącej monety.
W ciągu pierwszych piętnastu lat życia tylko raz, a i to pośrednio, zetknął się z autentyczną porażką. Tori Timmelman, z którą chodził w college’u i długo potem, tak bardzo uległa feministycznemu zacietrzewieniu i do tego stopnia znienawidziła patriarchalny system awansu i fallometryczny system pomiarów osiągnięć, iż nie zdała matury – może dlatego, że nie chciała zdać, a może dlatego, że nie była w stanie tego uczynić. Chip dorastał, słuchając wywodów ojca na temat Powinności Mężczyzny i Powinności Kobiety oraz potrzeby zachowania tego rozróżnienia. Dla równowagi przez prawie dziesięć lat mieszkał z Tori w maleńkim mieszkanku, piorąc,