Hajmdal. Tom 3. Bunt. Dariusz DomagalskiЧитать онлайн книгу.
się lekko. Poleciała na terminal przeładunkowy w pewnym określonym celu, który udało się zrealizować. Gdy tylko „Hajmdal” pojawił się w Dominium Hatysa, skontaktowała się z władzami i w imieniu prezydenta Federacji Terrańskiej poprosiła o spotkanie z tutejszym archontem. Zrobiła to w tajemnicy przed admirałem, a także przed ojcem, bo doktor Sandra Thushpa miała własny plan.
Nigdy nie przepadała za wojskiem i nie podobało jej się, że Nathaniel Kashtaritu sprawuje niepodzielną władzę na pokładzie okrętu. Zachowywał się jak dyktator. Nikomu nie zdradził celu podróży i znaleźli się tacy, którzy twierdzili, że wiedzie dwa tysiące ludzi na pewną śmierć. Sandra podzielała ten pogląd.
Wraz z kilkoma innymi osobami zaczęła spiskować przeciw admirałowi i planować przejęcie okrętu. Wiedziała, że nie będzie to łatwe, bo Kashtaritu miał na pokładzie wielu oddanych ludzi, którzy bezgranicznie mu ufali.
Takich jak Ezra Leahy.
Uśmiech zgasł na twarzy Sandry, na czole pojawiła się głęboka zmarszczka. Żałowała, że nie może wtajemniczyć Ezry w swój plan. Ale on był uczciwym człowiekiem i lojalnym żołnierzem. Nie interesowały go polityczne machinacje.
Czasami dziwiła się, że tak wiele w nim idealizmu, prawości, przyzwoitości i postrzegała go niczym szlachetnego rycerza z legend, które opowiadał jej ojciec, gdy była mała. Sandra dobrze wiedziała, że dotąd nie zrobił nic niezgodnego z własnym sumieniem, a to, co planowała, mogło zakończyć się ofiarami w ludziach.
Thushpa ciężko westchnęła. Miała nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale to były tylko pobożne życzenia. Zdawała sobie sprawę, że gdy wszystko się zacznie, padną strzały. To nieuniknione. Wybuchnie panika i chaos. Ludzie opowiedzą się po jednej ze stron. Doktor Thushpa miała świadomość, po której stanie Ezra.
Straci go.
Poczuła ogromny żal. Łzy napłynęły jej do oczu, mocno zacisnęła powieki, żeby je powstrzymać. Z tym się udało, z żalem już nie.
Wychodząc dzisiaj z kajuty, nie przypuszczała, że sprawy potoczą się aż tak szybko. Podejrzewała, że przewrót nastąpi w momencie, gdy ich czas w Dominium Hatysa dobiegnie końca. Ale sprawy przyspieszyły.
Tak więc to była ich ostatnia wspólna noc. Ezra obudził się wcześniej od niej i pobiegł na salę treningową. Od dawna źle sypiał. Koił niepewność i strach, wyżywając się na macie. Ona wolała działać.
Zaraz po jego wyjściu ubrała się i poszła na spotkanie ze spiskowcami. Konspirowali w zatęchłym pomieszczeniu na dolnym pokładzie, którego nikt nie odwiedzał ze względu na bliskość reaktora.
Na początku było ich niewielu, garstka zaledwie, ale szybko urośli w siłę, bo wielu ludzi okazało się niezadowolonych z rządów admirała. Sandra Thushpa pozyskała dla swojej sprawy wysokich rangą oficerów. Czekali tylko na dogodny moment, żeby przejąć władzę. Musieli wywołać bunt.
Bunt!
To słowo zabrzmiało w jej głowie niczym wystrzał. Bała się tego, co się stanie. Nie kary, którą poniosłaby, gdyby przewrót się nie powiódł, ale tego, że ludzie rzucą się sobie do gardeł w bratobójczej walce. A przecież przedstawicieli ludzkiego gatunku zostało już tak niewielu…
Sandra Thushpa zawsze kierowała się rozsądkiem i logiką. Nie pozwalała sobie na emocje. Tak bardzo potrafiła się odciąć od uczuć, że wielu nazywało ją zimną i wyrachowaną suką. Jednak w głębi serca, pod tymi wszystkimi maskami i skorupami, jakimi zdołała się obudować, tliła się w niej wrażliwość. Sandra potrafiła wykrzesać z siebie empatię, której się po niej nikt nie spodziewał. I wiedziała, że będzie ciężko. To, co zrobi, zostanie w niej na zawsze. Śmierć ludzi obciąży jej sumienie. Do końca życia będzie dźwigać brzemię podjętych decyzji.
Mogła wszystko odwołać, jeszcze nie było za późno. Z drugiej strony wiedziała, że lepszego momentu na przewrót nie będzie. Dzisiaj albo nigdy.
– Imponujący, prawda?
Otworzyła oczy. Młody pilot szczerzył się do niej.
– Co? – zapytała, wracając do tu i teraz.
– Terminal przeładunkowy.
– Rzeczywiście robi wrażenie.
– Trzeba przyznać, że Togarianie znają się na rzeczy. Potrafią budować architektoniczne cuda. A widziała pani ich metropolie? To dopiero technologiczne arcydzieła. Wielopoziomowe kompleksy przemysłowe, strzeliste budynki wznoszące się pod kopuły, którymi otoczone są miasta…
– Wiem, jak wyglądają – przerwała mu ostro. Nie miała ochoty na rozmowę.
– Szkoda, że Togarianie okazali się takimi skurwysynami – kontynuował niezrażony młodzieniec. – Naprawdę wierzyłem, że nam się uda, tam, w systemie Epsilon Eridani. A oni nas zdradzili. Już nigdy im nie zaufam.
Ona musiała.
– A co było celem pani podróży? – Pilot był bezpośredni.
– Zamknij się, młody – warknął starszy mężczyzna. Sandra zmarszczyła czoło i spojrzała na niego. Na twarzy pilota nie drgnął nawet mięsień, nie dał po sobie nic poznać, ale nie był w ciemię bity. Domyślił się, czemu córka prezydenta potajemnie poleciała na togariańską placówkę.
I miał słuszność. Doktor Thushpa spotkała się z archontem, żeby uzgodnić warunki oddania „Hajmdala” w ręce Dominium Hatysa. Archont zagwarantował azyl dla wszystkich chętnych członków załogi. Ludzie będą mogli osiedlić się na wybranej planecie i żyć pod togariańskim protektoratem. Nie mogą jednak stanowić politycznej organizacji ani posiadać wojska. Drednot z całym wyposażeniem i bronią na pokładzie zostanie przekazany władzom dominium. Ludzie nie będą mogli rościć sobie do niego żadnych praw. To Sandrze nie przeszkadzało. Zawsze twierdziła, że Federacja Terrańska nie powinna opierać się na sile militarnej. Ale był jeszcze jeden warunek.
Znajdujący się na pokładzie „Hajmdala” Trzeci Preodroj Czternastej Eklezji Klanu Pamiętających zostanie aresztowany i odstawiony do togariańskiego więzienia. Sandra wiedziała, co go czeka. Zostanie poddany drenażowi mózgu, żeby władze Hatysy mogły wydobyć z niego tajemnice Dominium Epsilon Eridani.
To była niewielka cena, bowiem Preodroj nie cieszył się sympatią załogi. Gdy ludzie dowiedzieli się, że wiedział o przewidzianym ataku, a także zataił informację o tym, kto zniszczył Ziemię, sami chcieli wyrzucić go przez śluzę. Gdyby nie interwencja żandarmerii, skończyłoby się linczem. Nikt nie będzie za nim płakał. Ona też nie. Ale w głębi duszy czuła, że w tym wypadku postępuje niewłaściwie.
Sandra Thushpa nigdy nie była orędowniczką planu ojca. Niewiele obchodziło ją to całe zjednoczenie, mrzonki o federacji czy odwoływanie się do dziedzictwa ludzkości. Podjęła się pracy przy projekcie, bo kochała wyzwania. Jednak przez te wszystkie miesiące coś się zmieniło, coś w niej pękło. Zaczęło jej zależeć. Nie na przetrwaniu tworu, jakim była Federacja Terrańska, ale na ludziach, którzy ją otaczali. I uważała, że najlepsze, co może dla nich zrobić, to dać im bezpieczną przystań – miejsce, gdzie będą mogli osiąść. Nawet jeśli nie będą do końca wolni.
Co prawda oznaczało to pogrzebanie idei ojca, ale ludzie byli już zmęczeni tułaczką i wielu pragnęło tylko spokoju. A teraz, gdy wszystko dogadała z archontem, mogła im go zagwarantować. Należało jedynie przejąć okręt.
Postanowiła, że zaraz po wejściu na pokład „Hajmdala” skontaktuje się z pozostałymi spiskowcami i przystąpią do działania.
Wtem usłyszała znajomy dźwięk włączonego komunikatora. Miała identyczny egzemplarz,