Millennium. David LagercrantzЧитать онлайн книгу.
przestawało go interesować. Po raz kolejny zadał sobie pytanie: Czy nie czas zająć się czymś innym? Sprawiłby rzecz jasna wielki zawód Erice i pozostałym. Ale czy był odpowiednim człowiekiem do prowadzenia gazety utrzymującej się z reklam i prenumeraty? Może lepiej by pasował gdzie indziej, gdziekolwiek by to miało być?
Nawet duże poranne dzienniki powoli się wykrwawiały. Pieniądze na reportaże, w których się specjalizował, można było znaleźć tylko w mediach publicznych – dziennikarzy śledczych miały radiowe wiadomości Ekot i telewizja… Dlaczego by nie? Od razu pomyślał o Kajsie Åkerstam – wspaniałej kobiecie, z którą raz na jakiś czas umawiał się na drinka. Była szefową programu „Uppdrag granskning” telewizji SVT i od lat próbowała go zwerbować. Jak dotąd bezskutecznie.
Nie miało znaczenia, co proponowała, ani jak uroczyście obiecywała mu wsparcie i niezależność. „Millennium” było jego domem i sercem. Ale teraz… może powinien skorzystać, jeśli mimo pomyj, które wszędzie na niego wylewano, oferta nadal jest aktualna. Wiele już robił w tym zawodzie, ale nigdy nie pracował w telewizji. Nie licząc współpracy przy setkach telewizyjnych debat i programów śniadaniowych. Praca w „Uppdrag granskning” mogłaby na nowo rozniecić w nim żar.
Zadzwoniła komórka i na chwilę ogarnęła go radość. Bez względu na to, czy to Erika, czy Pernilla, będzie miły i zamieni się w słuch. Ale na wyświetlaczu zobaczył zastrzeżony numer. Odebrał.
– Czy rozmawiam z Mikaelem Blomkvistem? – zapytał jakiś młody głos.
– Tak.
– Ma pan chwilę, żeby porozmawiać?
– Jeżeli się przedstawisz, może będę miał.
– Nazywam się Linus Brandell.
– Rozumiem. O co chodzi?
– Mam dla pana temat.
– W takim razie słucham.
– Opowiem, jeśli wyskoczy pan do Bishop’s Arms po drugiej stronie ulicy. Tam się spotkamy.
Mikael się zdenerwował. Nie tylko z powodu rozkazującego tonu, ale i obecności nieproszonego gościa w pobliżu jego domu.
– Myślę, że telefon w zupełności wystarczy.
– To nie jest coś, o czym powinno się rozmawiać przez telefon.
– Dlaczego rozmowa z panem tak mnie męczy?
– Może miał pan zły dzień?
– Ma pan rację, rzeczywiście.
– No widzi pan. Proszę się pofatygować do Bishopa. Postawię panu piwo i opowiem coś naprawdę mocnego.
Mikael chciał syknąć: Przestań mi mówić, co mam robić! A jednak, może dlatego, że nie miał do roboty nic ciekawszego niż siedzenie i dumanie nad swoją przyszłością, odparł:
– Sam płacę za swoje piwo. Ale w porządku, przyjdę.
– To mądra decyzja.
– Jeszcze jedno.
– Tak?
– Jeżeli będzie pan marnował mój czas i snuł wariackie teorie spiskowe o tym, że Elvis żyje, a pan wie, kto zabił Olofa Palmego, natychmiast wracam do domu.
– Fair enough – odparł Linus Brandell.
Rozdział 3
20 listopada
HANNA BALDER STAŁA W KUCHNI w mieszkaniu przy Torsgatan i paliła camela bez filtra. Miała na sobie niebieski szlafrok i szare znoszone kapcie. Jej gęste włosy wyglądały wspaniale, a ona sama nadal była pięknością, ale sprawiała wrażenie wyniszczonej. Miała opuchniętą wargę, a oczy umalowała mocno nie tylko ze względów estetycznych. Znów oberwała.
Często obrywała. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że się do tego przyzwyczaiła. Nikt nie przyzwyczaja się do maltretowania. Ale stało się ono dla niej częścią codzienności i już prawie zapomniała, jak radosna kiedyś była. Strach się w niej zakorzenił. Od pewnego czasu wypalała sześćdziesiąt papierosów dziennie i łykała tabletki uspokajające.
Lasse klął pod nosem w dużym pokoju. Nie dziwiło jej to. Wiedziała od dawna, że żałuje, że obszedł się z Fransem tak wielkodusznie. Dziwiła mu się od samego początku. Był uzależniony od pieniędzy, które Frans przysyłał im dla Augusta i które przez długie miesiące były w zasadzie jego jedynym dochodem. Nie raz i nie dwa Hanna musiała pisać do Fransa maile i opowiadać mu o nieprzewidzianych wydatkach na pedagoga albo na rehabilitację, co oczywiście było całkowitą fikcją. Właśnie dlatego zachowanie Lassego wydało jej się takie dziwne. Dlaczego zrezygnował z pieniędzy i pozwolił Fransowi zabrać Augusta?
W głębi serca znała odpowiedź. Po alkoholu robił się arogancki, a kiedy mu obiecano rolę w nowym serialu policyjnym TV4, nadął się jeszcze bardziej. Ale przede wszystkim chodziło o Augusta. Chłopak budził w nim niepokój i niechęć. To właśnie było najbardziej zdumiewające. Jak ktokolwiek mógł nienawidzić Augusta?
Przecież tylko siedział na podłodze z puzzlami. Nikomu nie przeszkadzał. A mimo to miała wrażenie, że Lasse go nie znosi. Prawdopodobnie miało to coś wspólnego z jego spojrzeniem – tym jego dziwnym spojrzeniem, które wydawało się skierowane raczej do środka niż na zewnątrz. Widząc go, ludzie się uśmiechali i mówili, że musi mieć bogate życie wewnętrzne. Lassego przyprawiało to o ciarki.
– Hanno, do kurwy nędzy! On mnie widzi na wylot! – potrafił wrzasnąć.
– A mówisz, że jest idiotą.
– Bo jest, ale ma w sobie coś dziwnego. Czuję się tak, jakby chciał mi zrobić coś złego.
To był czysty absurd. August nawet nie patrzył na Lassego, a dokładnie rzecz biorąc, nie patrzył na nikogo i nikogo nie miał zamiaru krzywdzić. Świat tylko mu przeszkadzał. Najlepiej czuł się zamknięty w swojej bańce. Ale Lasse w pijanym widzie wierzył, że knuje zemstę. Pewnie dlatego pozwolił, żeby i on, i pieniądze zniknęły z ich życia. Uważała, że to żałosne. Ale kiedy tak stała przy zlewie i paliła papierosa, tak gwałtownie i nerwowo, że tytoń przyklejał jej się do języka, zastanawiała się, czy mimo wszystko w obawach Lassego nie było ziarna prawdy. Może August odwzajemniał jego nienawiść. Może naprawdę chciał go ukarać za wszystkie otrzymane razy i może… – Hanna zamknęła oczy i przygryzła wargę – może nienawidził także jej.
Takie myśli nachodziły ją od czasu, kiedy wieczorami zaczęła odczuwać niemożliwą do zniesienia tęsknotę. Zadawała sobie pytanie, czy ona i Lasse nie wyrządzili Augustowi krzywdy. Byłam złym człowiekiem, wymamrotała. W tej samej chwili Lasse coś do niej krzyknął. Nie zrozumiała.
– Co?! – krzyknęła.
– Gdzie jest ta kurewska decyzja sądu?
– A po co ci ona?
– Udowodnię, że nie ma prawa go u siebie trzymać.
– Jeszcze niedawno tak się cieszyłeś, że się go pozbyliśmy.
– Byłem pijany i głupi.
– A teraz nagle jesteś trzeźwy i mądry?
– Zajebiście mądry – wysyczał i ruszył do niej, wściekły i pewny swego.
Znów zamknęła oczy i po raz setny zaczęła się zastanawiać, dlaczego wszystko poszło nie tak.
FRANS BALDER nie przypominał już statecznego urzędnika, którym był, kiedy zjawił się u byłej żony. Miał nastroszone włosy, na górnej wardze perlił