Millennium. David LagercrantzЧитать онлайн книгу.
z przewidywaniami trafiła do Björngärda Gård – zakładu typu otwartego, w którym miała sporo swobody. Pojawiły się jednak informacje, że istnieje zagrożenie – należało się tego spodziewać, biorąc pod uwagę, z kim zadarła – i dlatego została przeniesiona do pawilonu bezpieczeństwa w więzieniu Flodberga.
Nie było to znów takie dziwne, jak się nad tym dobrze zastanowić. Wprawdzie umieszczono ją w jednym miejscu z najgorszymi przestępczyniami w kraju, ale ona sama nie miała nic przeciwko temu. Przez cały czas otaczali ją strażnicy. I rzeczywiście od wielu lat na oddziale nie zgłaszano żadnych napaści czy aktów przemocy. Personel mógł nawet okazać całkiem imponujące statystyki dotyczące zresocjalizowanych osadzonych, choć pochodziły one z czasów przed przybyciem Benito Andersson.
LISBETH OD POCZĄTKU doświadczała prowokacji, co również nie było szczególnie zaskakujące. Była więźniarką znaną z mediów, plotek i informacji przesyłanych tam i z powrotem kanałami podziemnego światka. Zaledwie kilka dni wcześniej Benito wetknęła jej w rękę karteczkę z napisem „Przyjaciel czy wróg?”. Lisbeth wyrzuciła ją po minucie – i to tylko dlatego, że rozczytanie napisu zajęło jej mniej więcej pięćdziesiąt osiem sekund.
Nie obchodziły jej walki o władzę i zawierane sojusze. Skupiła się na tym, żeby patrzeć i się uczyć, a w ostatnim czasie nauczyła się aż za wiele. Wodziła pustym wzrokiem po półce z tekstami na temat kwantowej teorii pola, które specjalnie zamówiła, jeszcze zanim ją zamknęli. W szafie po lewej leżały dwa komplety więziennych ciuchów ze znaczkiem ZK – zakład karny – na piersi. Do tego kilka kompletów bielizny i dwie pary trampek. Na ścianach nie było nic, nawet jednego zdjęcia czy najmniejszej choćby pamiątki z życia poza murami. Urządzanie wnętrza interesowało ją tu równie mocno co w domu przy Fiskargatan.
W korytarzu rozpoczęło się zamykanie drzwi cel – zwykle było to dla niej wybawienie. Kiedy dźwięki cichły, a na oddziale robiło się spokojnie, Lisbeth pogrążała się w matematyce – próbowała pogodzić mechanikę kwantową i teorię względności – zapominając o całym świecie. Jednak tego wieczoru było inaczej. Czuła zdenerwowanie – nie tylko z powodu ataku na Farię Kazi czy panującego w tym miejscu totalnego zepsucia.
Przyczyną była wizyta, którą sześć dni wcześniej złożył jej Holger Palmgren – jej kurator z czasów, kiedy to zdaniem społeczeństwa prawa sama nie była w stanie się sobą zająć. Wizyta była istnym przedstawieniem. Holger zwykle nie wychodził z domu, był całkowicie zależny od opiekunów i służących, którzy się nim zajmowali w mieszkaniu na Liljeholmen. A jednak nalegał, że chce przyjechać, skorzystał z transportu dla niepełnosprawnych i wjechał na wózku do więzienia, oddychając przez maskę tlenową. Atmosfera była miła. Rozmawiali o starych czasach, Holgerowi zebrało się na sentymenty, był wzruszony. Nie podobało jej się tylko jedno. Holger opowiedział, że odwiedziła go niejaka Maj-Britt Torell, sekretarka z Dziecięcej Kliniki Psychiatrycznej Świętego Stefana, w której Lisbeth przebywała jako dziecko. Torell czytała o niej w gazetach i przekazała mu papiery, które uznała za interesujące. Tymczasem zdaniem Holgera były to odgrzewane kotlety o przywiązywaniu pasami i okropnym traktowaniu w klinice.
– Nie musisz tego oglądać – powiedział.
A jednak dokumenty z pewnością zawierały coś nowego, bo kiedy Holger zapytał o tatuaż smoka, ona zaś opowiedziała o kobiecie z ognistym znamieniem, zapytał:
– Czy ona nie była z Rejestru?
– Co?
– Z Rejestru Badań nad Genetyką i Środowiskiem w Uppsali? Chyba go czytałem.
– To musiało być w tych nowych papierach – odparła.
– Tak myślisz? Może wszystko mi się pomieszało.
Możliwe, że wszystko mu się pomieszało. Holger był już stary. Tyle że ta informacja wciąż chodziła jej po głowie. Nie dawała jej spokoju, kiedy popołudniami uderzała w gruszkę bokserską w sali gimnastycznej i kiedy rankiem pracowała w warsztacie ceramicznym. Nie dawała jej spokoju teraz, kiedy stała w celi i znów patrzyła w podłogę.
Miała wrażenie, że test na inteligencję, który tam leżał, przeobraził się i przestał być jej obojętny, zaczął natomiast przypominać przedłużenie tego, o czym rozmawiała z Holgerem. Przez chwilę nie rozumiała dlaczego. Potem jednak przypomniała sobie, że kobieta ze znamieniem też dawała jej różne testy. Zawsze kończyło się to kłótnią i aferą, a w końcu nocną ucieczką z domu w wieku zaledwie sześciu lat.
Tyle że to nie ucieczka czy testy były najważniejsze w tym wspomnieniu. Najważniejsze było podejrzenie, które już zaczęło w niej kiełkować – że w jej dzieciństwie jest jakiś zasadniczy element, którego nie rozumiała. Doszła do wniosku, że musi się dowiedzieć więcej.
Wprawdzie wkrótce miała wyjść na wolność, gdzie będzie mogła robić, co zechce, ale miała haka na szefa strażników, Alvara Olsena. Nie po raz pierwszy odwracał się plecami, kiedy atakowano więźnia. Oddział, którym kierował, wciąż jeszcze traktowany jako duma więziennictwa, był w stanie moralnego upadku. Lisbeth zaczęła się zastanawiać, czy Alvar Olsen nie pomógłby jej w otrzymaniu tego, czego w tym miejscu nikt nie mógł mieć – połączenia z internetem.
Zaczęła nasłuchiwać. Z korytarza dobiegało mamrotanie – na przemian miłe słowa i przekleństwa. Potem trzasnęły drzwi, zadźwięczały klucze i rozległ się stukot kroków, ale i on po chwili ucichł. Słychać było tylko system wentylacyjny, który szumiał, choć nie działał. Było duszno, nie do wytrzymania. Lisbeth Salander popatrzyła na leżący na podłodze test i zaczęła myśleć o Farii Kazi, Benito, Alvarze Olsenie i o kobiecie z ognistym znamieniem na szyi.
Pochyliła się i pozbierała papiery, usiadła przy biurku i szybko spisała odpowiedzi. Kiedy skończyła, nacisnęła srebrny wewnętrzny alarm przy stalowych drzwiach. Alvar Olsen odebrał nerwowo i z ociąganiem. Powiedziała, że natychmiast musi z nim porozmawiać.
– To ważne – podkreśliła.
Rozdział 2
12 czerwca
ALVAR OLSEN chciał wrócić do domu. Chciał już stąd iść. Ale najpierw musiał skończyć służbę i wziąć się do papierkowej roboty, a potem oczywiście zadzwonić do domu i powiedzieć dobranoc swojej dziewięcioletniej córce Vildzie. Dziewczynki jak zwykle pilnowała ciotka Kerstin i jak zwykle kazał jej zamknąć drzwi także na dodatkowy zamek.
Alvar od dwunastu lat pracował jako szef pawilonu bezpieczeństwa w więzieniu Flodberga, przez długi czas był dumny z tej posady i uważał się za właściwego człowieka na tym stanowisku. Jako młody chłopak uratował życie matce alkoholiczce. Sprawił, że przestała pić. Zawsze miał naturę pasjonata i stawał po stronie wykluczonych, nie było więc nic dziwnego w tym, że rozpoczął pracę w służbie więziennej i szybko się dorobił nieposzlakowanej opinii. Dziś jednak niewiele zostało z jego dawnego idealizmu.
Pierwszy cios padł, kiedy żona zostawiła go z córką i przeprowadziła się do Åre ze swoim byłym szefem. Choć ostatecznie to oczywiście Benito odarła go ze złudzeń. Alvar mawiał, że każdy przestępca ma w sobie coś dobrego. Tyle że w Benito nie było nic dobrego, a szukało wielu – jej chłopacy, dziewczyny, adwokaci, terapeuci, psychiatra sądowy, nawet dwóch księży. Benito urodziła się jako Beatrice. Zmieniła imię na cześć jednego włoskiego faszysty… Miała swastykę wytatuowaną na szyi, bardzo krótko ostrzyżone włosy i niezdrowo bladą twarz. A jednak nie odstraszała wyglądem.
Mimo sylwetki bandziora miała w sobie pewną grację, na którą niejeden dawał się złapać. Choć znaczna