Ogród bestii. Jeffery DeaverЧитать онлайн книгу.
szybko złapani. A tu proszę, morderstwo rzut kamieniem od Tiergarten. – Krauss syknął przejęty.
Kohl otwarcie spojrzał na zegarek, pragnąc jak najprędzej znaleźć się w „Ogrodzie Letnim”.
– Obawiam się, że musimy już iść, Peter.
Kucając i uważnie oglądając ciało, gestapowiec rzekł:
– Niestety, w mieście jest tylu zagranicznych dziennikarzy… trudno ich upilnować, patrzeć im na ręce.
– Tak, tak, ale…
– Musimy zrobić wszystko, żeby to wyjaśnić, zanim się dowiedzą. – Krauss wstał i wolno obszedł ofiarę zabójstwa. – Wiemy przynajmniej, kto to jest?
– Jeszcze nie. Nie ma dokumentów. Słuchaj, Peter, to chyba nie ma nic wspólnego z SS ani SA, prawda?
– Nic mi o tym nie wiadomo – odparł Krauss, marszcząc brwi. – Dlaczego pytasz?
– Po drodze zauważyliśmy z Janssenem sporo patroli. Zatrzymywali i legitymowali różnych ludzi. Nie słyszeliśmy jednak ani słowa o żadnej operacji.
– Ach, to nic takiego. – Śledczy gestapo machnął lekceważąco ręką. – Drobnostka związana z bezpieczeństwem. Nic, czym kripo musiałoby się przejmować.
Kohl znów zerknął na zegarek kieszonkowy.
– Naprawdę muszę iść, Peter.
Funkcjonariusz gestapo wstał.
– Został okradziony?
– Zabrano mu wszystko, co miał w kieszeniach – rzekł ze zniecierpliwieniem Kohl.
Krauss przez dłuższą chwilę patrzył na zwłoki, gdy tymczasem Kohl myślał tylko o podejrzanym siedzącym w „Ogrodzie Letnim” i spokojnie posilającym się sznyclem albo kiełbasą.
– Muszę wracać – powiedział.
– Jeszcze chwilę. – Krauss nadal oglądał ciało. Wreszcie, nie podnosząc głowy, rzekł: – Dobrze byłoby przyjąć, że zabójca jest cudzoziemcem.
– Cudzoziemcem? No… – powiedział szybko Janssen, unosząc brwi, ale Kohl posłał mu surowe spojrzenie i młodzieniec natychmiast zamilkł.
– O co chodzi? – zapytał go Krauss.
– Ciekaw jestem, dlaczego pan sądzi, że to logiczne założenie – wybrnął szczęśliwie kandydat na inspektora.
– Pusta aleja, brak dowodów tożsamości, strzelanie z zimną krwią… Kiedy jakiś czas popracuje się w tym fachu, ma się już pewne pojęcie o sprawcach morderstw tego rodzaju.
– Jakiego rodzaju? – Kohl nie mógł się powstrzymać od zadania tego pytania. Zastrzelenie człowieka w berlińskiej alei nie było dziś niczym osobliwym.
Krauss jednak nie odpowiedział.
– Prawdopodobnie Rumun albo Polak. To brutalni ludzie, rzecz jasna, poza tym mają mnóstwo powodów, by mordować niewinnych Niemców. Zabójcą mógł być też Czech, oczywiście ze wschodu, nie z Sudetów. Są znani z tego, że strzelają do ludzi z tyłu.
Podobnie jak oddziały szturmowe – miał na końcu języka Kohl, lecz powiedział tylko:
– Czyli możemy mieć nadzieję, że sprawcą okaże się Słowianin.
Krauss nie zareagował na wzmiankę o własnym pochodzeniu. Jeszcze raz spojrzał na zwłoki.
– Dowiem się czegoś w tej sprawie, Willi. Polecę moim ludziom skontaktować się z A-manami pracującymi w okolicy.
– Cieszę się, że będziemy mogli skorzystać z informatorów narodowych socjalistów. Są doskonali. I bardzo liczni.
– Istotnie.
Dzięki Bogu, Janssen także niecierpliwie spojrzał na zegarek,
skrzywił się i powiedział:
– Jesteśmy już bardzo spóźnieni na spotkanie, panie inspektorze.
– Tak, tak, rzeczywiście. – Kohl ruszył w kierunku ulicy. Przystanął jednak, by zawołać do Kraussa:
– Jedno pytanie.
– Tak, Willi?
– Jaki kapelusz nosi minister lotnictwa Göring?
– Pytasz… – Krauss zmarszczył brwi.
– Göring. Jaki nosi kapelusz?
– Och, nie mam pojęcia – odparł, wydając się przez chwilę spłoszony, jak gdyby była to wiedza z elementarza każdego dobrego funkcjonariusza gestapo. – Dlaczego pytasz?
– Nieważne.
– Heil Hitler.
– Heil.
Gdy pospiesznie wracali do dekawki, Kohl powiedział zdyszany:
– Daj film jednemu z szupo i każ mu pędzić na komendę. Chcę mieć te zdjęcia natychmiast.
– Tak jest. – Młody człowiek skręcił i wręczył film funkcjonariuszowi, przekazując mu instrukcje, a potem dogonił Kohla, który zawołał do policjanta szupo:
– Kiedy zjawią się lekarze, powiedzcie im, że jak najprędzej chcę dostać raport z autopsji. Interesują mnie choroby, na jakie mógł cierpieć nasz przyjaciel. W szczególności tryper i suchoty. I w jakim stadium. I zawartość żołądka. Podobnie tatuaże, złamania kości i blizny po operacjach.
– Tak jest.
– Proszę im powiedzieć, że to pilne.
Zakład medycyny sądowej miał w ostatnich czasach mnóstwo pracy i możliwe, że ciało zostanie zabrane dopiero za osiem czy dziesięć godzin; wyniki sekcji mogły być znane nawet za kilka dni.
Idąc do auta, Kohl syknął z bólu; przesunęła się wełna owcza w butach.
– Jaka jest najkrótsza droga do „Ogrodu Letniego”? Mniejsza z tym, dowiemy się. – Rozejrzał się po ulicy. – Jest! – krzyknął, wskazując kiosk. – Idź, kup gazetę.
– Tak jest, ale po co?
Willi Kohl ciężko usiadł za kierownicą i wcisnął guzik zapłonu. Brakowało mu tchu, mimo to w jego głosie dała się słyszeć nuta zniecierpliwienia.
– Jak to po co, musimy mieć zdjęcie Göringa w kapeluszu.
[2] Dampf Kraft Wagen – taką nazwę nadano eksperymentalnej serii samochodów parowych wyprodukowanej przez zakłady Zschopauer Motorenwerke J. S.Rassmusen AG w 1914 r. (przyp. tłum.).
7
Stojąc na rogu ulicy ze zmiętym egzemplarzem „Berliner Tageblatt” w ręku, Paul pilnie przyglądał się restauracji „Ogród Letni”: kobietom trzymającym filiżanki kawy w dłoniach w rękawiczkach, mężczyznom opróżniającym kufle piwa dużymi łykami i ocierającym pianę z wąsów wyprasowanymi lnianymi serwetkami. Ludzie rozkoszowali się ciepłym popołudniem, palili.
Paul Schumann stał nieporuszony i patrzył, patrzył, patrzył.
Coś nie gra…
Podobnie jak przy składaniu druku, gdy wyciągał metalowe czcionki z kaszty, układając z nich słowa i zdania. „Uważaj na p i q” – powtarzał mu zawsze ojciec – szczególnie łatwo było pomylić te litery, ponieważ czcionka była lustrzanym odbiciem wydrukowanej litery.
Z równą uwagą przyglądał się teraz „Ogrodowi Letniemu”. Wcześniej nie zauważył szturmowca obserwującego go z budki telefonicznej przy Dresden