Problem trzech ciał. Cixin LiuЧитать онлайн книгу.
Piekielne cyfry przybrały czarną barwę i pokazały się na tle słonecznej kuli niczym rzutowane na nią cienie, co sprawiło, że były jeszcze bardziej przerażające.
W szpitalu Tongren panował duży ruch, ale udało mu się zobaczyć ze słynnym okulistą, który chodził do szkoły z jego żoną. Poprosił go, by zbadał mu wzrok, ale nie powiedział, co mu doskwiera. Po dokładnym zbadaniu obojga oczu lekarz orzekł, że funkcjonują normalnie i że nie widzi żadnych oznak choroby.
– Cały czas coś unosi mi się przed oczami. Bez względu na to, gdzie patrzę, to coś tam jest.
Kiedy Wang to mówił, w powietrzu przed twarzą doktora unosiły się cyfry.
1175:11:34, 1175:11:33, 1175:11:32, 1175:11:31…
– A, mówi pan o plamkach przed oczami. – Doktor wyjął bloczek i zaczął wypisywać mu receptę. – W naszym wieku to powszechne, skutek zmętnienia soczewek. Niełatwo to wyleczyć, ale to nic poważnego. Przepiszę panu krople jodynowe i witaminę D, może te plamki ustąpią, ale niech pan nie wiąże z tym wielkich nadziei. Naprawdę nie ma się czym martwić. Musi pan po prostu nauczyć się je ignorować, bo nie pogarszają panu widzenia.
– Plamki przed oczami… Może mi pan powiedzieć, jak wyglądają?
– Nie ma tu żadnego schematu. Różnie to wygląda u różnych osób. U niektórych mają one kształt malutkich czarnych kropek, u innych są podobne do kijanek.
– A jeśli ktoś widzi cyfry?
Pióro lekarza się zatrzymało.
– Widzi pan cyfry?
– Tak, pośrodku pola widzenia.
Doktor odłożył pióro i papier i spojrzał na niego ze współczuciem.
– Jak tylko pan tu wszedł, od razu zauważyłem, że za dużo pan pracuje. Na ostatnim spotkaniu naszej klasy Li Yao powiedziała mi, że w pracy jest pan w ciągłym stresie. W naszym wieku musimy uważać. Nie dopisuje nam już takie zdrowie jak dawniej.
– Twierdzi pan, że to skutek działania czynników psychologicznych?
Doktor skinął głową.
– Gdyby to był ktoś inny, zasugerowałbym wizytę u psychiatry. Ale u pana to nic poważnego, tylko wyczerpanie. Może odpocznie pan kilka dni? Niech pan zrobi sobie wakacje, wyjedzie gdzieś z Yao i waszym synkiem – jakże on ma na imię… Dou Dou, tak? Żadnych zmartwień. To szybko przejdzie.
1175:10:02, 1175:10:01, 1175:10:00, 1175:09:59…
– Pozwoli pan, że powiem, co widzę. To odliczanie! Sekunda po sekundzie, tyka dokładnie. Mówi pan, że to wszystko dzieje się w mojej głowie?
Doktor uśmiechnął się tolerancyjnie.
– Wie pan, jak bardzo umysł może wpłynąć na widzenie? W ubiegłym miesiącu mieliśmy pacjentkę, piętnastoletnią, może szesnastoletnią dziewczynę. Była na lekcji, kiedy nagle straciła wzrok, całkowicie oślepła. Wszystkie badania pokazywały, że z fizjologicznego punktu widzenia z jej oczami nie dzieje się nic złego. W końcu ktoś z oddziału psychiatrycznego poddał ją psychoterapii. I nagle po miesiącu powrócił jej wzrok.
Wang doszedł do wniosku, że tylko traci tutaj czas. Wstał.
– Dobrze, nie mówmy już o moich oczach. Mam ostatnie pytanie: znane jest panu jakieś zjawisko fizyczne, które może oddziaływać na ludzi z daleka i sprawiać, że mają wizje albo przywidzenia?
Doktor myślał przez chwilę.
– Tak. Jakiś czas temu należałem do personelu medycznego zajmującego się członkami załóg statków kosmicznych Shenzhou 19. Niektórzy taikonauci donosili, że podczas prac poza statkiem widzą rozbłyski, które w rzeczywistości nie istniały. O podobnych doznaniach informowali astronauci z międzynarodowej stacji kosmicznej. Było to skutkiem tego, że w okresach dużej aktywności Słońca w siatkówkę oka uderzały cząstki o wysokiej energii i wywoływały złudzenie rozbłysków. Ale pan mówi o cyfrach, nawet o odliczaniu. Tego nie może powodować aktywność Słońca.
Wang wyszedł ze szpitala oszołomiony. Przed jego oczami nadal przesuwały się cyfry ciągłego odliczania. Zdawał się iść za nimi, za zjawą, która nie chciała go opuścić. Kupił okulary słoneczne, by ludzie nie widzieli, że błądzi wzrokiem, jakby był lunatykiem. Przed wejściem do Centrum Badawczego Nanotechnologii zdjął je, ale koledzy i tak zauważyli, w jakim jest stanie psychicznym, i patrzyli na niego z zatroskaniem.
Zobaczył, że główna komora reakcji w laboratorium wciąż pracuje. Centralnym elementem ogromnego aparatu była kula, do której podłączonych było wiele rur.
Uzyskali dotąd niewielką ilość nowego, supermocnego nanomateriału, któremu nadano kryptonim „latające ostrze”. Na razie jednak wszystkie próbki robiono techniką składania molekularnego, to znaczy łączono cząsteczkę z cząsteczką za pomocą sondy, jakby budowano mur, kładąc cegłę po cegle. Była to bardzo pracochłonna metoda, a wyniki były może najcenniejszymi klejnotami na świecie.
W tej chwili laboratorium starało się opracować reakcję katalityczną, która zastąpiłaby składanie molekularne i dzięki której duże liczby cząsteczek wiązałyby się ze sobą we właściwy sposób. W głównej komorze można by szybko doprowadzić do ogromnej liczby reakcji z użyciem różnych kombinacji cząsteczek, których było tak wiele, że normalne, ręczne metody ich testowania potrwałyby ponad sto lat. Poza tym aparatura uzupełniała rzeczywiste reakcje ich matematycznymi symulacjami. Kiedy reakcja osiągnęłaby pewne stadium, komputer stworzyłby w oparciu o produkty pośrednie jej matematyczny model i zrobiłby symulację dalszego przebiegu. To znacznie zwiększało efektywność eksperymentów.
Gdy kierownik laboratorium zobaczył Wanga, szybko do niego podszedł i zaczął – co ostatnio stało się rytuałem – wyrzucać z siebie litanię skarg na usterki głównej komory reakcji. Działała ona bez przerwy już od ponad roku i wiele czujników zatraciło wrażliwość, co prowadziło do błędów w pomiarach. Aparatura wymagała naprawy, a więc trzeba było ją wyłączyć. Jednak jako główny naukowiec w tym programie Wang nalegał, żeby jej nie wyłączać, dopóki nie skończą trzeciej serii eksperymentów. Technicy nie mieli wyboru, więc łatali maszynę naprędce, czym się dało. Teraz te prowizorki same wymagały innych prowizorek. Ten stan rzeczy doprowadzał personel do wyczerpania.
Ale kierownik laboratorium starannie unikał tematu wyłączenia maszyny i czasowego wstrzymania eksperymentów, ponieważ wiedział, że rozmowy o tym wywołują u Wanga furię. Wymienił tylko wszystkie kłopoty, chociaż jego niewypowiedziane pragnienie było jasne.
Patrząc na główną komorę reakcji, Wang pomyślał, że przypomina ona łono. Biegali wokół niej inżynierowie, starając się jeszcze trochę podtrzymać jej pracę. Przed całą tą sceną pojawiły się cyfry.
1174:21:11, 1174:21:10, 1174:21:09, 1174:21:08…
Wróciły do niego słowa Shen: „Przerwij je. Spróbuj”.
– Ile czasu zająłby remont czujników? – zapytał.
– Cztery–pięć dni. – Ujrzawszy promyk nadziei, kierownik laboratorium szybko dodał: – Jeśli się sprężymy, potrwa to tylko trzy dni, szefie. Gwarantuję.
„Nie poddaję się – pomyślał Wang. – Sprzęt naprawdę wymaga naprawy i trzeba na pewien czas przerwać eksperyment. Nie ma to nic wspólnego z niczym innym”.
Obrócił się do kierownika laboratorium i przez unoszące się w powietrzu cyfry skupił na nim wzrok.
– Wyłączcie maszynę i przystąpcie do naprawy. Niech pan to zrobi w terminie, który pan mi podał.
– Oczywiście.