Nóż. Jo NesboЧитать онлайн книгу.
jak żołnierz, który nie chce wejść na minę. Był w siłach specjalnych?
Kaja spojrzała na niego z uwagą. Źrenice otoczone zielonymi tęczówkami miała powiększone. U Schrødera nie marnowano światła.
– Tajne? – spytał Harry.
Wzruszyła ramionami.
– Bohr rzeczywiście był podpułkownikiem w siłach specjalnych. I jednym z tych wysłanych do Kabulu z listą poszukiwanych terrorystów talibskich, których ISAF chciały się pozbyć.
– Mhm. Generał zabiurkowy czy osobiście strzelał do dżihadystów?
– Spotykaliśmy się w ambasadzie norweskiej na zebraniach dotyczących bezpieczeństwa, ale nigdy nie poznałam szczegółów. Wiem tylko, że i Roar, i jego siostra mieli mistrzostwo w strzelaniu w regionie Vest-Agder.
– I uporał się z tą listą?
– Przypuszczam, że tak. Jesteście do siebie dość podobni, Bohr i ty. Nie poddacie się, dopóki nie dopadniecie tego, kogo macie dopaść.
– Skoro Bohr był taki świetny w tej robocie, to z jakiego powodu ją rzucił i zajął się prawami człowieka?
Kaja uniosła brew, jakby chciała spytać, dlaczego Harry tak się interesuje Bohrem. Najwyraźniej doszła jednak do wniosku, że Harry po prostu potrzebuje rozmowy o czymś innym, o czymkolwiek, byle nie o Rakel, o sobie i obecnej sytuacji.
– ISAF zostały zastąpione przez Resolute Support, a wówczas nastąpiło przejście od tak zwanej misji stabilizacyjnej do szkoleniowej. Nie mogli już strzelać. Poza tym żona chciała, żeby wreszcie wrócił do domu. Nie miała siły dłużej siedzieć sama. Norweski oficer z ambicjami generalskimi musi w praktyce spędzić przynajmniej jedną zmianę w Afganistanie, więc Roar, ubiegając się o zwolnienie, miał świadomość, że rezygnuje z kariery. Wtedy pobyt tam przestał go bawić. A poza tym ludzie z takim doświadczeniem w dowodzeniu są poszukiwani w innych branżach.
– Ale od strzelania do ludzi do praw człowieka?
– A myślisz, że o co walczył w Afganistanie?
– Mhm. Czyli idealista i przykładny mąż.
– Roar to mężczyzna, który wierzy w różne rzeczy. I jest gotów coś poświęcić dla tych, których kocha. Tak jak ty. – Skrzywiła się. To był przelotny, bolesny uśmiech. Zapięła płaszcz. – To godne szacunku, Harry.
– Mhm. Uważasz, że coś wtedy poświęciłem?
– Wszyscy uważamy się za działających racjonalnie, ale podporządkowujemy się temu, co nam dyktuje serce, prawda? – Sięgnęła do torebki i wyjęła z niej wizytówkę, którą położyła na stole. – Mieszkam tam, gdzie wtedy. Gdybyś potrzebował rozmowy, to wiem co nieco o stracie i tęsknocie.
Słońce skryło się za pasmem wzgórz, barwiąc niebo nad nim na pomarańczowo, kiedy Harry otwierał kluczem drzwi do domu z ciemnych bali. Oleg był już w drodze do Lakselv i oddał mu klucze, żeby Harry mógł w przyszłym tygodniu wpuścić agenta nieruchomości. Harry prosił Olega, by się zastanowił, czy naprawdę chce sprzedać dom, czy nie chciałby do niego wrócić po zakończeniu roku praktyki. Może byłby odpowiednim miejscem dla niego i dla Helgi. Oleg obiecał, że się zastanowi, ale wyglądało na to, że już podjął decyzję.
Technicy uporali się ze swoją robotą i posprzątali po sobie, to znaczy usunęli krew, ale zostawili klasyczny rysunek kredą pokazujący ułożenie ciała ofiary. Harry wyobraził już sobie, jak agent nieruchomości, przejęty i rozpaczliwie taktowny, sugeruje usunięcie kredowych linii przed pokazywaniem domu ewentualnym nabywcom.
Harry stanął przy kuchennym oknie i patrzył, jak niebo blaknie, jak znika żar. Zastępowała go ciemność. Był trzeźwy od dwudziestu ośmiu godzin, a Rakel nie żyła od co najmniej stu czterdziestu jeden.
Wyszedł na środek, stanął nad rysunkiem. Klęknął. Powiódł palcem po szorstkiej drewnianej podłodze. Położył się, wczołgał w obrys, skulił w pozycji płodu, próbując się zmieścić w obrębie białych kresek.
I wreszcie wezbrał w nim płacz. Jeśli to w ogóle był płacz, bo nie popłynęły żadne łzy, a jedynie ochrypły krzyk, który zaczynał się w piersi, narastał i musiał wydostać się przez zbyt ściśnięte gardło, nim wreszcie wypełnił pomieszczenie, brzmiący jak krzyk człowieka, który walczy ze śmiercią. Kiedy Harry przestał krzyczeć, odwrócił się na plecy, żeby oddychać. Dopiero wtedy przyszły łzy. A przez łzy zobaczył tuż nad sobą rozmyty jak we śnie kryształowy żyrandol. Kryształki układały się w kształt litery S.
14
Na Lyder Sagens gate ptaki śpiewały ze szczęścia.
Może dlatego, że była dziewiąta rano i nic jeszcze nie zdążyło zepsuć tego dnia. Może dlatego, że świeciło słońce, zapowiadając idealny początek weekendu, na który prognozowano ładną pogodę. A może dlatego, że na Lyder Sagens gate nawet ptaki były szczęśliwsze niż gdzie indziej na świecie. Bo nawet w kraju, który regularnie trafiał na szczyt listy najszczęśliwszych krajów na świecie, ta niezbyt imponująca ulica, której nadano imię pewnego nauczyciela z Bergen, stanowiła wyjątkowy szczyt szczęścia. Czterysta siedemdziesiąt metrów szczęścia uwolnionego nie tylko od trosk finansowych, lecz również od wyścigu nieposkromionego materializmu, ze starymi, niezbyt wyrafinowanymi, pozbawionymi ekstrawaganckich ozdób willami i wielkimi, nieprzesadnie zadbanymi ogrodami, w których dziecięce zabawki leżały rozrzucone w odpowiednio czarujący sposób, aby nikt nie miał wątpliwości co do priorytetów mieszkających tu rodzin. W stylu bohemy, ale z nowym audi, chociaż nie takim, które za bardzo rzuca się w oczy, w garażu pełnym starych, ciężkich i cudownie niepraktycznych mebli ogrodowych z bejcowanego drewna. Lyder Sagens gate była prawdopodobnie jedną z najdroższych ulic w kraju, lecz tutaj za ideał uchodził artysta, który odziedziczył dom po babci, w każdym razie mieszkańcy na ogół prezentowali się jako dobrzy socjaldemokraci, wierzący w zrównoważony rozwój i wartości równie solidne jak przesadnej wielkości drewniane belki, które tu i ówdzie wystawały z willi w stylu szwajcarskim.
Harry pchnął furtkę, której jęk zabrzmiał niczym echo z przeszłości. Wszystko było jak dawniej. Trzeszczenie drewnianych schodów prowadzących do drzwi, dzwonek bez tabliczki z nazwiskiem. Męskie buty w rozmiarze czterdzieści sześć, które Kaja Solness wystawiała na zewnątrz, aby zniechęcić włamywaczy i innych nieproszonych gości.
Otworzyła i odgarnęła z twarzy wybielone słońcem pasemko włosów.
Nawet okrywający skrzyżowane na piersi ręce za duży wełniany sweter i dziurawe filcowe kapcie były te same.
– Harry – odezwała się.
– Ponieważ mieszkasz w odległości spaceru od mojego mieszkania, pomyślałem, że zajrzę, zamiast dzwonić.
– Co? – Przechyliła głowę.
– Tak powiedziałem, kiedy pierwszy raz dzwoniłem do tych drzwi.
– Jak możesz to pamiętać?
Ponieważ długo się zastanawiałem nad tymi słowami i długo je ćwiczyłem, pomyślał Harry, a z uśmiechem powiedział:
– Mam mózg, do którego wszystko się przykleja. Mogę wejść?
Dostrzegł w jej oczach trwające zaledwie moment wahanie i uświadomił sobie, że nawet nie przyszło mu do głowy, że ona może kogoś mieć. Partnera. Kochanka. Albo jakiś inny powód, aby zatrzymać go po właściwej stronie progu.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
– Nie, nie, tylko… tylko że to tak nagle.
– Mogę