Mocni ojcowie, mocne córki. Meg MeekerЧитать онлайн книгу.
rolę. Autorka świetnie zna życie, jest doświadczoną lekarką, matką czworga dzieci, żoną, przez wiele lat studiowała relacje między ojcami i córkami, badała wpływ roli ojca na życie córki. Widzi, jak bardzo współczesny świat eliminuje ojca z życia rodziny, ograniczając jego rolę do kwestii finansowych. W kolejnych rozdziałach poznajemy problemy, z którymi zetknie się każda nastolatka i z którymi poradzi sobie, o ile wesprze ją w tym ojciec. Rola, którą proponuje ojcom MegMeeker, nie jest niczym nowym. To powrót do początku, do dzieła stworzenia, bo to Bóg powołał nas do życia w rodzinie i dla rodziny. Zadania ojca absolutnie nie przekraczają możliwości mężczyzn, o czym ich autorka sugestywnie przekonuje, dodając otuchy.
Są rozdziały, które polski czytelnik przyjmie jako oczywiste. Bez względu na kraj każdy zmaga się z nastolatką, która testuje wytrzymałość rodziców, która prowokuje, bo tylko sprawdza, czy jest dostrzegana w rodzinie, czy ojciec kocha ją bezwarunkowo. Pełne konkretów są rozdziały poświęcone korzystaniu z Internetu, telefonów, czytaniu kolorowej prasy, oglądaniu seriali. Na mnie szczególne wrażenie zrobiły rozważania na temat pokory i przekazywania wiary. Autorka definiuje pokorę jako widzenie siebie w prawdzie. Tylko taka pespektywa pozwoli rozwijać talenty, ale też przyjąć własne ograniczenia. Chroni przed obsesyjnym kręceniem się wokół samych siebie, do czego nakłania młodych ludzi kultura masowa. Gdy marketingowcy będą pchali nastolatki w stronę próżni, ojcowie znajdą w sobie moc, by je przekonać, że są wartościowe.
Są w tej książce rozdziały, które polski czytelnik przeczyta ze zdumieniem, może ze zgrozą. Bo pewne zachowania, normy i zwyczaje jeszcze do nas nie dotarły. Jednak świat stał się globalną wioską i nastąpi to bardzo szybko. Przecież jeszcze niedawno słuchaliśmy ze zgorszeniem o luźnych związkach, w których żyły dzieci naszych zagranicznych znajomych i krewnych, nie mając zamiaru zawierać ślubu. MegMeeker dokładnie analizuje zgubny wpływ nauczania o seksie w młodszych klasach szkół podstawowych oraz upowszechnienia swobody seksualnej wśród nastolatków. U nas rodzice wciąż jeszcze starają się decydować o tym, czego uczy się ich dzieci. Autorka posługuje się konkretnymi liczbami, by pokazać, jak odwrotny do zamierzonego skutek odnosi zbyt wczesne i brutalne uświadamianie dzieci. Od kiedy u nas gimnazja stały się miejscem, gdzie zbiera się młodzież w najtrudniejszym etapie rozwoju, nastąpiło przesunięcie wieku inicjacji seksualnej. Bywają środowiska, w których trzeba mieć partnera i trzeba współżyć, bo tylko wtedy zajmuje się wysoką pozycję w grupie. Problem ten, u nas nowy, dobrze znany jest w USA i autorka daje bardzo wiele konkretnych rad. Nie matka, lecz właśnie ojciec jest tą osobą, która może sprawić, że dziewczyna nie podejmie pochopnie współżycia, a tym samym ochroni się przed depresją. Za oceanem ogromna liczba nastolatek cierpi bowiem na depresję z powodu zbyt wczesnego rozpoczęcia współżycia, które nie daje im żadnej radości, do którego są zmuszane przez presję rówieśników. Brzmi to dla nas wciąż jeszcze nieprawdopodobnie, ale stanie się problemem naszych rodzin szybciej, niż się tego spodziewamy.
MegMeeker pisze z pozycji naukowca, lekarza praktyka, z pozycji matki i żony. Bywa chłodna, a czasami ponoszą ją emocje. Ale jak się ich pozbyć, jeśli walczy się o tak wysoką stawkę, jaką jest życie naszych dzieci? Autorka przekonuje, że współczesny ojciec powinien stanąć pomiędzy kulturą masową a córką i nie pozwolić, by media ją ukształtowały. Na każdej stronie autorka przekonuje ojców, że to zadanie nie jest ponad ich siły, że warto poświęcić osiemnaście lat życia, by pomóc własnemu dziecku i podołać swojej odwiecznej roli, do której każdy ojciec został powołany i odpowiednio przez Boga wyposażony w takie a nie inne cechy. Podczas lektury przypomniała mi się przeczytana kiedyś krótka informacja, że pod koniec lat trzydziestych XX wieku w przemysłowym okręgu Anglii zaobserwowano wyjątkowo dużą liczbę bardzo zdolnych i inteligentnych uczniów. Gruntowne badania wykazały, że przez pierwsze lata ich życia ojcowie byli bezrobotni. Siłą rzeczy spędzali wiele czasu w rodzinie. Mimo ograniczeń finansowych dali dzieciom coś o wiele cenniejszego. To ma na myśli MegMeeker, pisząc: „Gdy jesteś przy niej, twoja córka stara się wypaść jak najlepiej. Gdy uczysz ją czegoś, szybciej przyswaja wiedzę. Gdy kierujesz nią, nabiera pewności siebie. Gdybyś zdawał sobie w pełni sprawę, jak głęboki masz wpływ na życie i osobowość twojej córki, byłbyś sparaliżowany lękiem i odpowiedzialnością. Masz wpływ na całe jej życie, ponieważ ona daje takie prawo tylko tobie – i żadnemu innemu mężczyźnie na świecie”.
Iza Paszkowska redaktorka „Małego Gościa Niedzielnego”
Od autorki
We wrześniu 1979 roku mój ojciec wypowiedział zdanie, które na zawsze zmieniło moje życie. Kilka miesięcy wcześniej ukończyłam szkołę Mt. Holyoke College, a moje podania o przyjęcie na medycynę były ciągle odrzucane, zastanawiałam się więc nad realizacją jakiegoś planu awaryjnego. Pewnego wieczoru, idąc po schodach do sypialni, usłyszałam tatę rozmawiającego przez telefon. Było to o tyle niezwykłe, że mój ojciec nie był specjalnie gadatliwym człowiekiem, dlatego rozmowa telefoniczna trwająca dłużej niż minutę była z pewnością faktem godnym odnotowania. Zatrzymałam się przed uchylonymi drzwiami jego gabinetu i słuchałam.
– Tak… – mówił. – Dzieci naprawdę szybko dorastają, prawda? Muszę ci koniecznie powiedzieć, że moja córka Meg w przyszłym roku zacznie studia w akademii medycznej, chociaż nie jest jeszcze całkiem pewna w której.
Poczułam mocniejsze bicie serca, myślałam, że zemdleję. Co on wygaduje? Akademia medyczna? Przecież dostałam kilka listów odmownych. Idę do akademii medycznej w przyszłym roku?Jak on może tak mówić? Czy jest coś, o czym nie wiem?
Te słowa nie zmieniły biegu mojego życia. Ale ton jego wypowiedzi, jego zaangażowanie i całkowite przekonanie zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Mój ojciec wierzył w moje możliwości bardziej niż ja sama. Nie tylko wierzył, ale sam będąc lekarzem, zaryzykował swoją reputację przed znajomym.
Wycofałam się spod drzwi, a moje serce biło jeszcze szybciej. Byłam poruszona i podekscytowana, ponieważ pewność mojego taty dała mi nadzieję. Studia medyczne to było moje marzenie od wielu lat. I oczywiście jesienią 1980 roku zaczęłam je, właśnie tak jak zapowiedział to mój ojciec. Tata dzwonił do mnie od czasu do czasu i dopytywał o szczegóły moich zajęć. Czy daję sobie radę z anatomią ogólną? Czy spędzam wystarczająco dużo czasu nad histologią? Czy potrzebuję jakichś pomocy naukowych? Moja odpowiedź nie miała znaczenia – i tak pakował je i przesyłał do akademika, abym mogła zająć się jakąś pożyteczną pracą w piątkowe wieczory, które – rzecz jasna – miały być przeznaczone na gorliwą naukę.
Nie zrozumcie mnie źle. Mój ojciec nie był człowiekiem, który chciał koniecznie żyć życiem swoich dzieci. W rzeczywistości wiele razy zniechęcał mnie do wyboru medycyny, ponieważ dokładnie przewidział problemy związane z opieką zdrowotną. Ale ja marzyłam o tym, aby zostać lekarzem. Czy chciałam pójść na medycynę, aby go zadowolić? Nie. Nie musiałam tego robić. Chciałam studiować medycynę, ponieważ naprawdę pragnęłam zostać – tak jak jego przyjaciel – chirurgiem ortopedą. Lekarz ten pozwalał mi przychodzić na salę operacyjną i całymi godzinami przyglądać się jego pracy. Była to najciekawsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam, i sama bardzo chciałam też umieć to robić.
Mój ojciec wlał w moje serce pewność. Ponieważ uważałam go za absolutnego giganta tak w medycynie, jak i w naszym domu, wiedziałam, że ma rację. Nieważne było, co powiedział, po prostu uważałam, że ma rację.
Ale tata dał mi też wiarę w samą siebie. Przekazał mi, sama nie wiem jak, że jestem w stanie osiągnąć, cokolwiek tylko zechcę. Mówił, że co prawda podczas jego studiów medycznych nie było zbyt wielu dziewcząt, jednak należały do najlepszych studentów. Skoro one były dobre, mogłam być i ja.
Mój tata zawsze starał się zapewniać mnie o swojej niezmiennej miłości. Był człowiekiem dość osobliwym: cichym, mało