Poniemieckie. Karolina KuszykЧитать онлайн книгу.
fotograficznego Warszawa. Portret miasta z roku 1979, w którym straszyły szare morza gruzów i śmiała się wesoło kolorowa starówka, użyto cegieł i kamienia z Dolnego Śląska. Zrozumiem, że szaber, w którym brała udział cała Polska, był grzechem pierworodnym, od którego zaczęła się prawdziwa historia mojej poniemieckiej ojczyzny.
Poniemieckie, pożydowskie, podworskie. O przedrostku po-
Można było brać w posiadanie, nie odbierając innemu.
Ze wspomnień Jana Kurdwanowskiego
Oni doszli do wielkiej umiejętności chowania. Myśmy się podciągnęli w szukaniu.
Ze wspomnień Władysławy Pilak
[…] przyjdzie taki czas, gdy ludzie sami się tu wedrą, rozgoszczą się, pohulają tu, dobiorą się do tych wszystkich tutaj świętości, do tych świętych wszechrzeczy.
Wiesław Myśliwski, Pałac
Jeśli piękno surrealistów w postaci przypadkowego spotkania maszyny do szycia i parasola na stole sekcyjnym kiedykolwiek miało szansę na materializację, to chyba najbliżej było mu do niej na ulicach nowych polskich ziem tuż po wojnie. Oto dywany i rowery, szafy i maszyny do pisania, pianina i fotele dentystyczne, porcelana i fajansowe nocniki, otomany i flaszeczki z lekami, żyrandole i koniki na biegunach, akwaria i stoły, futra i lodówki, samochody i żurnale, książki i bielizna leżą na ulicach, placach, klatkach schodowych, przyczepach ciężarówek i w wagonach towarowych w najbardziej nieoczekiwanych aranżach. Chodniki są zaściełane przedmiotami wyrzuconymi przez okna, rzeczami zrabowanymi uciekającym Niemcom i porzuconymi po drodze oraz sprzętami czekającymi na przeniesienie do zajmowanego właśnie mieszkania. Albo na wywózkę „do kraju”. Z ery szabru wielu zapamięta pierze z rozprutych poszew unoszące się w mieszkaniach i na ulicach: „gdzie się nie zaszło, do jakiego domu się nie weszło, to była rozpruta pościel i pióra”. Poszwy służą złodziejom jako worki na łupy, a pierze zbierają „wsypiarze”, wyspecjalizowani w gromadzeniu „wsypów” do pierzyn i poduszek – przykład szabrowniczej symbiozy. Gdy w 2015 roku Muzeum Współczesne we Wrocławiu zorganizuje wystawę pod tytułem Niemcy nie przyszli, oglądający instalację Ludomira Franczaka Szaberplac zanurzą się we wspomnieniu placu Grunwaldzkiego, nad którym niczym płatki śniegu wiruje pierze. W tle będzie słychać elektryzujący głos Edmunda Fettinga śpiewającego Nim wstanie dzień.
Szabrują niemal wszyscy. Z biedy, z głodu, zemsty za niemieckie zbrodnie i lata poniżenia, z potrzeby wynagrodzenia sobie wojennych krzywd i niedostatków – radzieccy żołnierze i oswobodzeni robotnicy przymusowi, nowi polscy osadnicy i ci, którzy się za nich podają, oraz niemieckie kobiety, które wiedzą, gdzie szukać. Na szaberplacach można kupić od Niemki suknię balową za kawałek masła, a zestaw stołowych sreber za kilogram kaszy. Są szabrownicy detaliści i szabrownicy zorganizowani w szajkach, czasem o międzynarodowym składzie, które trzęsą całymi wsiami i dzielnicami. W obliczu braków aprowizacyjnych, głodowych pensji i bezrobocia szaber okazuje się dla tysięcy ludzi jedynym źródłem utrzymania.
Zbiór rzeczy z mieszkań odbywał się systematycznie domami, ulicami i dzielnicami. Osobne grupy zbierały szkło i porcelanę, osobne żyrandole, osobne ubrania i bieliznę osobistą, osobne obrazy i lekkie meble, osobne ciężkie meble. Każda składnica magazynowała tylko jeden rodzaj przedmiotów.
Cytowane wspomnienie mogłoby się odnosić do „czyszczenia” mieszkań opuszczonych przez Niemców, dotyczy jednak wydarzeń wcześniejszych. Tak Samuel Puterman, żydowski policjant, opisywał gromadzenie i sortowanie rzeczy żydowskich po wielkiej akcji w getcie warszawskim od 22 lipca do 24 września 1942 roku. Podczas tych dwóch miesięcy wywieziono do Treblinki ponad ćwierć miliona ludzi.
Szaber nie zaczął się na „Ziemiach Odzyskanych”. Od początku wojny mieszkania i rzeczy, które jeszcze przed chwilą były czyjeś, mogły stać się niczyje w ciągu trzech dni, dwóch godzin lub pięciu minut. Już podczas kampanii wrześniowej polskie domy i sklepy, zakłady i magazyny wojskowe uciekający w popłochu pozostawiali na pastwę złodziei, korzystających z ogólnego chaosu. W lipcu 1941 roku, po tym jak Niemcy uderzyły na ZSRR, na Kresach Wschodnich szabrowano opuszczone mieszkania i pozostawione bez opieki bagaże uciekających, zdezorientowanych ludzi. W całej Polsce grabiono mienie nazywane „pożydowskim”. W styczniu 1945 roku w Krakowie, stolicy Generalnego Gubernatorstwa, opróżniano ze sprzętów (często pochodzących z bogatszych domów żydowskich) mieszkania, które pozostawiło kilkadziesiąt tysięcy uciekających Niemców. W Krakowie i Łodzi szabrowano również zarządzane przez Niemców, a w chwili ucieczki pozostawione przez nich bez nadzoru polskie zakłady przemysłowe i magazyny. Szabrowano likwidowane przez Niemców getta i okolice obozów koncentracyjnych – na terenach tych ostatnich okoliczni chłopi prowadzili wykopki i „płuczki” ludzkich popiołów w poszukiwaniu złota. Po wojnie szabrownicy z podwarszawskich miejscowości rzucili się na wykrwawioną, zrujnowaną i spaloną stolicę. Na prowincji chłopi i robotnicy rolni rozkradali majątki ziemskie, zachęceni reformą rolną z 6 września 1944 roku. Nowa władza wypowiadała wojnę pałacom i namawiała do brania ziemi w swoje ręce, by wreszcie stało się zadość sprawiedliwości dziejowej.
Gdy tuż po wojnie ostatnia, największa fala szabru rozlała się na „Ziemiach Odzyskanych”, by latem i jesienią 1945 roku osiągnąć – jak twierdzi Marcin Zaremba – rozmiary tsunami, przetrącone wojną polskie społeczeństwo miało już za sobą trening w przywłaszczaniu cudzego majątku. Wraz z przejmowaniem mienia wymordowanych i ocalałych Żydów, wypędzanych Niemców i deklasowanego ziemiaństwa pojawiły się nowe przymiotniki: pożydowskie, poniemieckie i podworskie.
O przymiotniki z przedrostkiem po- najlepiej spytać profesora Jana Miodka. Odwiedzam profesora pewnego deszczowego jesiennego dnia w budynku wrocławskiej polonistyki przy placu Nankiera.
– Słowa z przedrostkiem po-, takie jak powojenny, poniemiecki, pożydowski, świadczą o tendencji języka do doprecyzowywania znaczeń – mówi profesor. – Dam pani kilka przykładów. Dawniej mówiło się o sprzęcie pożarowym, bez precyzowania, że chodzi o sprzęt do gaszenia pożaru. Dopiero później pojawił się przedrostek przeciw-: przeciwpożarowy. Podczas gdy nasze babki mówiły jeszcze o kroplach sercowych, my już od dawna używamy formy nasercowe: na serce. Drenaż wątrobowy stał się drenażem przezwątrobowym i tak dalej. Podobnie sprawa się ma z poniemieckim. Niemieckie, które przeszło na własność Polaków, jest po-niemieckie, po Niemcach. Już nie niemieckie. Z pożydowskim jest tak samo.
– Poniemiecki to bardzo polskie słowo, czytelne dla wrocławianina czy szczecinianki, lecz już chyba mniej dla mieszkańca Skierniewic. – Profesor Miodek na chwilę się zamyśla i dodaje: – Temu ze Skierniewic pewnie będzie bliżej do pożydowskiego.
Przez chwilę rozmawiamy jeszcze o tym, jak tłumacze z innych języków radzą sobie ze słowem poniemiecki. Po angielsku to post-German. Po niemiecku czasem jest ehemals deutsch, a czasem postdeutsch. Neologizmy trzeba jednak opatrywać zazwyczaj stosownym przypisem.
– Dzisiejsza tendencja językowa nakazywałaby mówić o postniemieckości – mówi profesor. – Mamy postmodernizm, poststrukturalizm i tak dalej, a ostatnio również postprawdę. Wie pani, że było to słowo 2016 roku?
Żegnam się z profesorem i wychodzę na korytarz, gdzie podczas naszej rozmowy urosła kolejka zniecierpliwionych studentek. Po chwili drzwi się otwierają i profesor woła:
– Pani Karolino! Zapomniała pani parasola!
No tak, czasem wystarczy chwila nieuwagi i już jest po.
Wygodny przedrostek po- nie do końca odpowiada powojennej rzeczywistości. Bo chociaż dokładano starań, by stan po nastał jak najszybciej – „bardzo często wysiedlenia Niemców lub Ukraińców były celowo przeprowadzane bez pozostawienia czasu na spakowanie się, z ograniczeniem