Pokój motyli. Lucinda RileyЧитать онлайн книгу.
skąd pochodzisz, Posy?”
„Z Suffolk, ale dorastałam w Kornwalii”.
„Z Suffolk? – powtórzył. – No to jest coś, co nas łączy…”
– Już ci lepiej, Posy? – spytała zaniepokojona Clemmie.
– O wiele lepiej, dziękuję, woda przywróciła mi siły. Teraz chodźmy. Znajdziemy sobie dobre stanowisko. Nałapiemy mnóstwo krabów!
Poprowadziła Clemmie nabrzeżem jak najdalej, a potem przysiadły i Posy pokazała Clemmie, jak przyczepiać bekon do haczyka na końcu linki i zarzucać przynętę do wody.
– Teraz opuść linkę, ale za bardzo nią nie ruszaj, bo krab musi na nią wskoczyć. Trzymaj ją blisko muru. Tam jest najwięcej kamieni, pod którymi mogą się chować kraby.
W końcu, po kilku fałszywych alarmach, Clemmie triumfalnie wyciągnęła małego, ale żywego kraba. Posy ściągnęła go z linki i wrzuciła do wiadra.
– Dobra robota! Skoro złapałaś pierwszego, dalej już pójdzie jak z płatka, zobaczysz.
I rzeczywiście Clemmie złapała kolejnych sześć, zanim Posy oznajmiła, że jest głodna i chce jej się pić.
– No dobrze – powiedziała, a serce jej podskoczyło na widok łodzi zbliżającej się do nabrzeża. – Idealny moment, żeby się napić i zjeść coś lekkiego w jakiejś tutejszej knajpce.
Wrzuciły kraby z powrotem do wody i poszły.
Znalazły wolny stolik w ogródku pubu Kotwica. Posy zamówiła dwie bagietki ze świeżymi krewetkami, do tego dla siebie kieliszek białego wina, tak bardzo jej potrzebny, a dla Clemmie colę. Stojąc przy barze, przypomniała sobie, że na łodzi od razu wydał się jej niezwykle atrakcyjny. A kiedy zdjął kapelusz, zobaczyła jego „artystyczną”, jak to zawsze mówiła, czuprynę. Teraz jego gęste włosy były białe, sczesane z czoła, i sięgały za uszy…
„Przestań, Posy! – nakazała sobie stanowczo. – Pamiętaj, co on ci zrobił, jak złamał ci serce…”
Jednak niosąc picie do stolika na zewnątrz, gdzie czekała Clemmie, ze smutkiem uświadomiła sobie, że racjonalne myślenie było na nic, przynajmniej na razie, z powodu tak silnej fizycznej reakcji jej ciała na jego dotyk.
Zachowuj się, Posy! Masz prawie siedemdziesiąt lat! Poza tym on jest pewnie żonaty, ma gromadę dzieci, wnuki i…
– Dziękuję – powiedziała Clemmie, gdy Posy postawiła przed nią szklankę.
– Bagietki zaraz będą, ale przyniosłam ci paczkę czipsów, żeby nie skręcało cię z głodu. Na zdrowie! – stuknęła kieliszkiem w jej szklankę.
– Na zdrowie – powtórzyła dziewczynka.
– No to widzę, że nie za bardzo podoba ci się pomysł wyjazdu do tej nowej szkoły.
– Nie. – Clemmie bojowo pokręciła głową. – Jeśli mama zmusi mnie do tego, ucieknę i wrócę. Na wszelki wypadek uzbierałam sobie z kieszonkowego na bilet i umiem dojechać stamtąd pociągiem.
– Na pewno. I rozumiem, jak się czujesz. Ja też byłam przerażona, kiedy dowiedziałam się, że umieszczą mnie w takiej szkole.
– Tak naprawdę nie wiem, dlaczego muszę tam jechać – poskarżyła się Clemmie.
– Bo twoja mama chce, żebyś miała najlepszy z możliwych start w życiu. I czasami dorośli muszą podjąć decyzje, które nie podobają się ich dzieciom i wydają się im niezrozumiałe. Naprawdę myślisz, że mama chce cię wysłać gdzieś daleko?
Clemmie, powoli pijąc colę przez słomkę, przez chwilę zastanawiała się nad tym.
– Możliwe. Wiem, że byłam trudna, od kiedy sprowadziłyśmy się do Southwold.
Posy zaśmiała się.
– Twoje zachowanie, Clemmie, nie ma tu nic do rzeczy. Kiedy moi synowie pojechali do szkoły, wypłakałam morze łez. Potwornie za nimi tęskniłam.
– Naprawdę? – Clemmie wydawała się zdumiona.
– O tak – potwierdziła Posy. – I wiem, że z twoją mamą będzie tak samo, ale tak jak ona, podjęłam trudną decyzję, bo wiedziałam, że to dla nich najlepsze, nawet jeśli oni wtedy uważali inaczej.
– Ale, Posy, ty nie rozumiesz, naprawdę – wtrąciła pospiesznie Clemmie. – Mama mnie potrzebuje. A poza tym… – Głos jej się załamał.
– Tak?
– Boję się! – Clemmie przygryzła wargę. – A jeśli będzie mi tam źle? Jeśli inne dziewczynki będą dla mnie okropne?
– To wtedy wrócisz. – Posy wzruszyła ramionami. – Głupio nie spróbować czegoś tylko dlatego, że może ci się nie spodobać. Zresztą ta szkoła nie jest daleko. Będziesz przyjeżdżać do domu na weekendy, na ferie i święta. Skorzystasz z tego, co najlepsze i tu, i tu.
– A jeśli mama zapomni o mnie, jak wyjadę?
– Kochanie! Mama cię uwielbia. Ma to wypisane na twarzy. Ona to robi dla ciebie, nie dla siebie.
Clemmie westchnęła.
– No, skoro tak mówisz… i pewnie może być nawet fajnie spać we wspólnej sali.
– No właśnie, przecież warto spróbować przez jeden semestr czy dłużej. Nie skreślaj tego od razu, zobacz, jak tam będzie, co? A jeśli naprawdę ci się nie spodoba, wiem, że mama pozwoli ci wrócić.
– Każesz jej to obiecać, Posy?
– Możemy ją o to poprosić, kiedy cię odwiozę. A teraz – Posy podniosła wzrok na kelnerkę, która przyniosła im do stolika dwie bagietki wypełnione krewetkami i chrupiącą sałatą z ostrym sosem – bierzemy się do jedzenia?
Pół godziny później, gdy Posy uraczyła Clemmie mnóstwem zabawnych historyjek o żartach i przygodach w szkole – po części prawdziwych, ale głównie zmyślonych – poszły obie na przystań. Posy z pewnymi oporami, a Clemmie wyraźnie spokojniejsza. Na szczęście łódź była pełna i wioślarz nie miał czasu, by zagadnąć Posy, gdy usadzał pasażerów. Po przybyciu do Southwold Posy dzielnie czekała na swoją kolej, by wysiąść. Podając jej rękę i pomagając wejść na pomost, nachylił się do niej.
– To ty, Posy, prawda? – szepnął.
– Tak. – Lekko skinęła głową, wiedząc, że nie odpowiadać to dziecinada.
– Mieszkasz w okolicy? Bo bardzo chciałbym…
Ale ona była już bezpiecznie na lądzie. Nie oglądając się, ruszyła przed siebie.
Rozdział 5
Nick Montague patrzył przez okno taksówki na poranne mgły. Choć była dopiero siódma, na autostradzie M4, prowadzącej do Londynu, samochody jechały zderzak w zderzak.
Przebiegł go dreszcz. Po raz pierwszy od dziesięciu lat poczuł angielski chłód. W Perth właśnie zaczynała się wiosna i temperatura przekraczała nieco dwadzieścia stopni.
Gdy wjechali do centrum, Nick zobaczył, że wszyscy gdzieś się spieszą. Atmosfera w stolicy była nerwowa, zupełnie inna niż w Perth, gdzie panował przyjemny luz. To było ekscytujące, a zarazem budziło w nim niepokój. Dobrze, że postanowił najpierw zatrzymać się tutaj, a nie jechać prosto do Southwold. Nie podał matce konkretnej daty przyjazdu. Potrzebował trochę czasu dla siebie, nie chciał, żeby go niecierpliwie wyglądała. Wolał podjąć pewne decyzje, nim się z nią spotka.
W ostatnich