Szalona noc. Christina LaurenЧитать онлайн книгу.
a tytułowa" target="_blank" rel="nofollow" href="#fb3_img_img_05131b09ne564e5bb1e8aceff6a001979a68.png"/>
Christina Lauren
Szalona noc
Tytuł oryginału
Dark Wild Night ISBN 978-83-8116-741-3 Copyright © 2015 by Christina Hobbs and Lauren Billings All rights reserved Published by arrangement with Gallery Books, a division of Simon & Schuster, Inc., New York Copyright © for the Polish translation by Zysk i S‑ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2019 Redakcja Anna Gidaszewska Projekt okładki Tobiasz Zysk Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 90 [email protected] www.zysk.com.pl Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
Spis treści
Dla Eddiego, naszego Supermana
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
This ebook was bought on LitRes
Rozdział pierwszy
Lola
Kiedy idziemy za recepcjonistką marmurowym korytarzem, w myślach rysuję sobie kadry* do sceny rozgrywającej się przede mną: kobieta w sześciocalowych szpilkach i nogach do szyi, kołysząca biodrami przy każdym kroku.
Wysuwa biodra w lewo.
Wysuwa biodra w prawo.
Wysuwa biodra w lewo.
Mój agent Benny nachyla się do mnie i szepcze:
– Nie denerwuj się.
– Nie denerwuję – kłamię, ale on tylko prycha w odpowiedzi i prostuje się.
– Lola, umowa jest praktycznie zawarta. Masz ją tylko podpisać, a ntxtie robić dobre wrażenie. Uśmiechnij się! To już sama przyjemność.
Kiwam głową, próbując wmówić sobie, że się z tym zgadzam. Spójrz tylko na te biura! Popatrz na ludzi! Neony! Wielkie miasto! – ale to próżny wysiłek. Od dwunastego roku życia rysuję i piszę powieść graficzną Razor Fish i największą przyjemnością było dla mnie zawsze tworzenie go. Teraz nadchodzi część przerażająca, kiedy idę sterylnym korytarzem między pokojami o szklanych ścianach, z plakatami filmowymi w błyszczących ramach, podpisać kontrakt na siedmiocyfrowe wynagrodzenie za adaptację filmową.
Żołądek utknął mi gdzieś w gardle, a ja próbuję na swój sposób opanować strach.
Kołysze biodrami w prawo.
Kołysze biodrami w lewo.
Jej długie nogi sięgają od ziemi do chmur.
Recepcjonistka przystaje przed drzwiami i otwiera je.
– Proszę.
Biuro studia jest nieprzyzwoicie wyrafinowane; cały budynek robi wrażenie współczesnego odpowiednika zamku. Na wszystkich ścianach trochę aluminium i marmuru, wszystkie drzwi ze szkła. Każdy mebel jest albo z marmuru, albo z czarnej skóry. Benny prowadzi nas pewnym krokiem, przechodzi przez pokój i podaje ręce dyrektorkom po przeciwnej stronie stołu. Wchodzę za nim, ale zbyt mocno puszczam drzwi, bo zamykają się ciężko z głośnym trzaśnięciem szkła o metalową futrynę, które niesie się echem po całym pomieszczeniu. Wtórują mu dwa zaskoczone westchnienia zza stołu.
Cholera.
Widziałam siebie na tylu zdjęciach w stresujących sytuacjach, że wiem, iż nawet teraz nie sprawiam wrażenia poruszonej. Nie pochylam głowy i nie przepraszam; nie kulę się, nawet nie drgnie mi powieka, chociaż kiedy rozlega się przeraźliwy trzask, zwijam się wewnątrz w tysiące ciasnych supełków. Widocznie potrafię się dobrze kryć.
„New York Times” zamieścił pochwalną recenzję Razora Fisha, ale mnie określił jako „wycofaną” po wywiadzie, który moim zdaniem był bardzo ożywiony i wciągający. „Los Angeles Times” opisał naszą rozmowę telefoniczną jako „serię długich, pełnych namysłu chwil ciszy, po których następowały monosylabiczne odpowiedzi”, podczas gdy ja powiedziałam mojemu koledze Oliverowi, że omal nie zagadałam ich na śmierć, a przynajmniej tego się obawiałam.
Kiedy staję twarzą do dyrekcji, bez zdziwienia stwierdzam, że są równie wymuskani jak całe otoczenie. Żadna z kobiet nie komentuje mojego niezbyt subtelnego wejścia, ale przysięgam, że przechodząc przez pokój, słyszę wciąż jeszcze wibrujące wokół echo.
Benny puszcza do mnie oko i gestem każe mi usiąść. Znajduję krzesło obite miękką skórą, wygładzam sukienkę na udach i siadam ostrożnie.
Ręce mam spocone, serce wali mi jak młotem. Żeby nie wpaść w panikę, wciąż liczę do dwudziestu.
Na karcie widać dziewczynę z uniesioną do góry brodą, w płucach ma kulę ognia.
– Lorelei, bardzo miło poznać cię osobiście.
Spoglądam na kobietę, która się odezwała, i ujmuję podaną mi dłoń. Kobieta ma jasne, lśniące włosy, idealny makijaż, idealne ubranie i jest idealnie bez wyrazu. Po porannym przeszukiwaniu bazy IMDb jestem prawie pewna, że to Angela Marshall, producentka, która razem z Austinem Adamsem, jej częstym współpracownikiem, wygrała batalię o prawa do
Razora Fisha