Szalona noc. Christina LaurenЧитать онлайн книгу.
u nas? – pyta Nie-Joe zza lady, kiedy mijam go w drodze na tył sklepu. – Bo jeśli tak, to pokażę ci, jak obsługiwać kasę, zastąpisz mnie, a ja wyskoczę na blanta.
– Słyszałem – mamrocze Oliver z drugiej części sklepu. Kiedy go mijam, unosi wzrok i rzuca mi lekki uśmiech.
W tej niewielkiej zmianie wyrazu twarzy kryją się tysiące słów, ale ja nie znam tego języka.
– Prześladowanie waszej dwójki to jedna z wielu korzyści z pisania komiksów – odpowiadam, rozkładając się ze szkicownikiem na nowej kanapie w głębi sklepu. Ostatnio kącik do czytania w przedniej części niemal cały czas okupują fanki Olivera i uczniowie liceum, ukradkiem czytujący Przestępców seksualnych. – Mogę sobie siedzieć u was cały dzień i nazywać to zbieraniem materiału.
– Kryje się przed paparazzi – Oliver głową wskazuje widocznego przez okno samotnego mężczyznę stojącego z notatnikiem niedaleko parkometrów. – Jest dopiero jedenasta, a on tu czeka od dwóch godzin – mówi do mnie. – Pewnie ma nadzieję na wywiad z tobą dla jakiejś darmowej gazetki o nakładzie pięciu tysięcy w Chula Vista.
Cieszę się, że mężczyzna trzyma w dłoni parujący kubek ze Starbucksa, bo chyba tylko dla niego zszedł z posterunku, a mnie udało się na niego nie wpaść w drodze do księgarni.
Chociaż informację o filmie rozpowszechniono wszędzie, po sieci krążą odpowiednie hasztagi i memy, ale dotąd cały hałas dotyczył obsady, mało kto interesuje się mną. Pisarze są nudni. Pisarze introwertycy, którzy nie starają się zwrócić na siebie uwagi, są jeszcze nudniejsi. Na razie udawało mi się wszystkie prośby o duże wywiady spychać na Benny’ego lub odpowiadać na pytania e-mailem. Na szczęście nie sprawdziły się przewidywania Angeli Marshall, że moje codzienne życie wywróci się do góry nogami.
– Co robiłaś wczoraj wieczorem? – woła do mnie Nie-Joe, podając klientowi torbę i zamykając kasę.
– Poszłam do Olivera na kolację.
Bohater tej odpowiedzi nie unosi wzroku, a ja znów się zastanawiam, co mu się kłębi w głowie. Czy wspomina, jak się nam leżało na łyżeczkę przed telewizorem? Czy wspomina, jak po moim wyjściu zjadł całe lody – jeśli je zjadł? Czy zastanawia się, co, do licha, we mnie wstąpiło? Bo ja tak.
Ale nie mogę powiedzieć, że tego żałuję.
– Kolacja… – powtarza Nie-Joe.
– Joe – mówi Oliver tonem łagodnego ostrzeżenia.
– Ten oto pan zrobił żeberka z grilla – oznajmiam Nie-
–Joemu. – Były fantastyczne.
Na sekundę oczy Olivera spotykają się z moimi, po czym odwracają; widzę, że Oliver tłumi uśmiech.
– Hm, obgryzanie mięsa z kości, tak? – pyta Nie-Joe z szerokim uśmiechem. – Wysysanie słodkich soczków?
Uwielbiam swobodny śmiech Olivera, którym ten kwituje słowa kolegi, i dyskretne spojrzenie w moją stronę. Podoba mi się, że tempo jego pracy się nie zmienia, nawet kiedy patrzymy na siebie, wdychając i wydychając powietrze. Oliver wyjmuje z kartonu stosik książek i kładzie je na ladę. Unosi kolejny stos i odkłada.
– Jesteś zagrożeniem – mówię. Puszczam oko do Nie-
–Joego, ale mogę udawać, że kieruję te słowa do Olivera.
Bo to on jest zagrożeniem. Spokojnym, solidnym, cholernie seksownym zagrożeniem.
Nie-Joe wzrusza ramionami i idzie dalej, po czym schyla się, żeby sprawdzić książkę.
– Wiecie, to nowe wydanie Czerwonej Sonji zawiera sporo biustów. Bardzo popieram.
Oliver obraca się za nim i ściga go wzrokiem.
– Joe, pokaż ręce!
Nie-Joe ze śmiechem unosi dłonie.
– To ty się brandzlujesz przy komiksach, nie ja!
– A to ciebie pytają: „Czy już doszedłeś?”… – mówi przeciągle Oliver.
– A to ty ciągle pytasz: „Dobrze, mała, dobrze ci tak?”.
– Nie muszę, bracie – odpala Oliver, wracając spojrzeniem do listy książek. – Ja wiem, że jej dobrze.
Nie-Joe śmieje się, a ja czuję, że oczy wychodzą mi na wierzch, kiedy słyszę te słowa wypowiadane tak chrapliwie i niedbale. Na myśl o Oliverze uprawiającym seks ogarnia mnie zazdrość i tęsknota. A może to resztki tej ogromnej potrzeby z zeszłego wieczoru.
Zeszły wieczór był dziwny.
Mrugam i odwracam się do regału z nowościami, próbując skłonić swój umysł do pracy.
– To, że tobie jest dobrze, nie oznacza, że im się też podoba – odpala Nie-Joe.
– W sumie – wtrącam z roztargnieniem – przecież miał współlokatorki lesbijki, przez które musiał ćwiczyć i ćwiczyć, i ćwiczyć…
Urywam, czując, że w sklepie zapada nagła cisza.
Nie udało mi się zmusić mózgu do pracy. Niewiarygodne, że to powiedziałam.
Opowieść o Oliverze i jego współlokatorkach lesbijkach usłyszałam od samego Ansela, kiedy wszyscy byliśmy ostro wstawieni – Ansel opowiedział mi ją z tym swoim wyrazem twarzy uroczego łobuziaka – ale dosłownie nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Co może być zaskakujące.
Czuję jego wzrok wbity w mój policzek; jedna z fanek przez całą szerokość sklepu niemal pieprzy go oczami.
– Jak… – zaczyna Oliver.
– Chwila – wpada mu w słowo Nie-Joe. – Współlokatorki lesbijki? Dlaczego dopiero teraz o tym słyszę? Czuję się zdradzony.
Oliver wciąż mi się przygląda. Unosi brwi, jakby chciał powiedzieć: „No i co? Co ty mówiłaś?”.
– Według Ansela – zwracam się do Nie-Joego, jakby ta informacja przy każdym opowiadaniu nie przyprawiała mnie o podskórny dreszcz – na studiach w Canberze Oliver miał dwie współlokatorki. Obie wolały dziewczyny, ale wiesz, jak wygląda życie studenckie, wtedy próbuje się wszystkiego… no więc dziewczyny podjęły się nauczyć Olivera, co mu się może przydać. Ansel twierdzi, że całe tabuny kobiet wynosiły pod niebiosa…
– Ale żadna z nich nie opowiadała o tym Anselowi – przerywa mi Oliver, nieco zmieszany. – A w ogóle to było zupełnie inaczej.
– No popatrz, a wyglądało na to, że właśnie tak – odpowiadam, rzucając mu żartobliwy uśmiech.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.