Ostrożnie z miÅ‚oÅ›ciÄ…. Samantha YoungЧитать онлайн книгу.
Najpierw chciałam nacieszyć się kawą.
– Jeśli tego nie chcesz, chętnie to zjem – powiedział zirytowanym tonem.
Nie miałam pojęcia, czym go tak zdenerwowałam. Po prostu siedziałam obok.
– Zamierzam to zjeść. Najpierw jednak nacieszę się kawą.
– Pomyślałem, że pewnie jesteś jedną z tych kobiet, które nic nie jedzą. – Wzruszył ramionami i dopił swoją kawę.
– Przecież już ustaliliśmy, że jesteś dupkiem, który bezpodstawnie szufladkuje ludzi. – Uśmiechnęłam się słodko i zabrałam się do jedzenia. Czując na sobie spojrzenie, jadłam wolno i z namysłem, intuicyjnie przeczuwając, że go to wkurzy. I wyraźnie czułam, że napięcie między nami staje się coraz silniejsze, kiedy w ślimaczym tempie wkładałam do ust kęs po kęsie sałatki z szynką.
– Zabierz to – warknął, a ja odwróciłam głowę i zobaczyłam, że podaje pustą tacę stewardowi, któremu na chwilę odebrało mowę.
– Oczywiście, proszę pana – odrzekł spokojnie, najwyraźniej przyzwyczajony do takich sytuacji.
Wziął tacę i się oddalił.
Wzburzona takim zachowaniem, nie mogłam się opanować.
– Czy ty kiedykolwiek używasz takich słów jak „proszę” i „dziękuję”?
Rzucił mi ponure spojrzenie.
– Co?
Wskazałam plastikowym widelcem miejsce, w którym przed chwilą stał steward.
– To nie są twoi służący. Personel pokładowy wykonuje swoje obowiązki i stara się, żeby lot upłynął tak miło, jak to możliwe. Można ci wybaczyć szorstkość, wyniosłość i być może niezamierzone grubiaństwo ze względu na twój strach przed lataniem. W każdym razie tak sobie to tłumaczę. Ale sposób, w jaki odzywasz się do obsługi, świadczy o tym, że jesteś aroganckim, roszczeniowym fiutem.
– Na twoim miejscu zamknąłbym się i pilnował własnego nosa.
– A ja na twoim miejscu popracowałabym nad swoim okropnym charakterem i od czasu do czasu użyła słowa „dziękuję”.
Nie wiem, czy sprawiło to drżenie mojego głosu, ale oczy Szkota lekko się rozszerzyły, zanim posłał mi gniewne spojrzenie i znów z hałasem położył laptopa na stoliku.
Wstrętny, obrzydliwy typ.
Tym razem ignorowanie go przyszło mi o wiele łatwiej. Po lunchu (i kolejnej kawie) udało mi się nawet zagłębić w lekturze książki. Jednak na niespełna godzinę przed końcem lotu potrzeba skorzystania z toalety sprawiła, że nie mogłam dłużej ignorować sąsiada. Musiałam poprosić, żeby mnie przepuścił. W dodatku czułam, że muszę zdjąć żakiet.
– Czy mógłbyś mnie przepuścić? – zapytałam starannie kontrolowanym, neutralnym tonem.
Z twarzą bez wyrazu chwycił laptopa, złożył stolik i gestem dał mi znać, że mogę przejść.
Oniemiała, patrzyłam na niemal nieistniejące przejście między jego kolanami a oparciem fotela w następnym rzędzie. Chyba sobie żartował. Czyżby nie miał zamiaru wstać? Zobaczyłam, że z obojętną miną uparcie patrzy przed siebie.
Świetnie!
Jeśli przypadkiem nadepnę mu na stopę, wbijając wąski obcas w palce, będzie to jego wina. Sapnęłam z oburzenia, wstałam, przytrzymałam się oparcia fotela przed nim, starając się nie dotknąć głowy zajmującej go kobiety, i wsunęłam prawą nogę w wąską przestrzeń pozostawioną przez Szkota. Gdyby był mężczyzną przeciętnych rozmiarów, zapewne bez problemu przecisnęłabym się do przejścia, ponieważ w pierwszej klasie odstępy między rzędami są dość szerokie.
Ale mój sąsiad nie był przeciętnie zbudowany.
Kiedy nasze nogi się zetknęły, wbiłam paznokcie w zagłówek fotela przede mną. Wcisnęłam się głębiej, dostawiając lewą nogę, i usłyszałam, jak Szkot klnie pod nosem, kiedy mój obcas wbił się w jego lewą stopę. Poczułam dreszczyk satysfakcji i śmielej wtargnęłam w jego przestrzeń. Poczułam, że spina mięśnie nóg, i nagle zdałam sobie sprawę, że moja pupa znalazła się tuż pod jego nosem. Na szczęście w większości przysłaniała ją baskinka żakietu.
Zrobiłam jeszcze jeden kroczek w bok i wreszcie znalazłam się w przejściu. Zerknęłam za siebie w nadziei, że pod moim karcącym spojrzeniem Szkot Sukinkot spali się ze wstydu.
Tymczasem ten drań już rozłożył laptopa i na nowo pogrążył się w pracy.
Zastanawiając się, dlaczego tak gruboskórnego gościa jeszcze nie dopadła zła karma, pomaszerowałam do łazienki na przodzie samolotu.
Skorzystałam z toalety, umyłam ręce i wyswobodziłam się z żakietu, w którym było mi nieznośnie gorąco. Na szczęście jedwabna bluzeczka na ramiączkach, którą włożyłam pod spód, była na tyle głęboko wycięta pod pachami, że nie utworzyły się na niej wilgotne plamy potu. Pociągnęłam nosem, żeby sprawdzić, czy nie czuć ode mnie nieprzyjemnego zapachu. Na razie nic nie wyczułam, ale wiedziałam, że wkrótce będę musiała się odświeżyć, żeby tego uniknąć. Chociaż… ponieważ siedziałam obok tego dupka, nie bardzo mnie to obchodziło. Byłam w stanie zrobić wszystko, żeby uprzykrzyć mu resztę lotu.
Nie mogłam dłużej tkwić w toalecie, więc wyszłam, niemal zderzając się z czekającą pod drzwiami kobietą, która zajmowała miejsce przed piekielnym Szkotem.
– Przepraszam. – Uśmiechnęłam się skruszona. – Długo pani czeka?
Potrząsnęła głową z miną pełną współczucia, którego źródła nie rozumiałam, dopóki się nie odezwała.
– Nic nie szkodzi. Gdybym dostała miejsce obok takiego gbura, pewnie cały lot spędziłabym w toalecie.
Oczywiście ludzie siedzący w pobliżu słyszeli naszą słowną potyczkę. To dziwne, że kiedy rozmawiałam z tym okropnym typkiem, zapominałam o reszcie świata. Wcale mi się to nie podobało.
– No tak – odrzekłam niepewnie.
– Brawo dla pani – ciągnęła nieznajoma. – Wie pani, jak się z nim obchodzić. Mnie wyrzuciliby z samolotu przed startem, bo chybabym mu przyłożyła.
Roześmiałam się i podziękowałam, a potem ruszyłam z powrotem na miejsce, czując ulgę na myśl, że lot dobiega końca. Kiedy się zbliżyłam, Szkot zerknął na mnie znad laptopa. Potem spuścił wzrok na komputer, ale jakąś milisekundę później znów gwałtownie go podniósł. Jego lodowate spojrzenie omiotło głęboki dekolt mojej jedwabnej bluzeczki, włożonej w ołówkową spódnicę.
Poczułam, że zdradliwy dreszczyk przebiega mi po szyi i karku.
Wzrok Szkota spoczął na mojej twarzy i już nie miałam wrażenia, że mnie nie zauważa.
Miał niezadowoloną minę.
Przymrużyłam oczy, zastanawiając się, co tym razem zrobiłam.
– Wpuścisz mnie? – spytałam, wskazując na swój fotel.
Z trzaskiem zamknął laptopa i złożył stolik.
– Wysokie koszty utrzymania – wymamrotał cicho.
Chwyciłam oparcie pustego teraz fotela przed nim i odwrócona plecami przeciskałam się na miejsce.
– Tak, wyjście do toalety to kosztowna fanaberia.
Lewą stopą nadepnęłam na jego lewą stopę, a on wysunął kolana, tak że opierały się o moje uda. Nie mogłam przejść.
Zerknęłam