Z dala od Å›wiateÅ‚. Samantha YoungЧитать онлайн книгу.
się na kawałki.
W nagłym błysku światła
Widzę gniewne sceny,
Które już nigdy nie wrócą.
Kiedy skończyłam, O’Dea siedział w fotelu, opierając łokcie na kolanach. Wpatrywał się w podłogę, jakby zatonął w myślach. Potem podniósł na mnie wzrok i zobaczyłam w jego oczach tyle bólu i najróżniejszych uczuć, że zaparło mi dech w piersi.
A potem nagle zniknęły, jakby nigdy ich tam nie było.
– W tej chwili mam tylko tyle – wyszeptałam, nie bardzo wiedząc, co o nim myśleć. – To wszystkie moje nowe piosenki.
Minę miał nieprzeniknioną.
– Niedługo kończy ci się wiza.
Zaskoczona taką odpowiedzią, mogłam tylko skinąć głową.
– Nie masz pieniędzy.
Zesztywniałam.
– Wybrałaś anonimowość, wyjechałaś ze Stanów, uciekłaś od swojego życia i zespołu. Nie masz bliższej rodziny, a przyjaciół porzuciłaś.
Cóż za delikatność i wrażliwość.
– Do czego zmierzasz? – zapytałam.
– Zmierzam do tego, że nie masz wielkiego wyboru. Karmiłaś się naiwną fantazją, że można uciec od problemów i żyć stosunkowo prostym i spokojnym życiem bezdomnego grajka. W jakiś sposób, niemal cudem, udało ci się bez szwanku przetrwać pięć miesięcy. Wczoraj miałaś okazję boleśnie się przekonać, jak rzeczywiście wygląda bezdomność. Bardzo mi przykro, że cię to spotkało, ale tak to się musiało skończyć. Bo to już koniec? Mam rację, prawda?
– Czy ty dostajesz jakąś premię za wygłaszanie takich protekcjonalnych kazań?
Zignorował mój przytyk.
– Nie możesz wrócić do spania pod gołym niebem.
– Tyle sama wiem, dziękuję. – Machnęłam ręką w gipsie.
– Czyli… masz wybór. Albo dzwonisz do swojej menedżerki, do chłopaków z zespołu…
– Nie ma mowy – warknęłam.
O’Dea uśmiechnął się z zadowoleniem.
– W takim razie zostaję ci tylko ja. A ja nie jestem żadną matką Teresą. Jestem biznesmenem i zajmuję się zarabianiem pieniędzy. A ty, panno Finch, już udowodniłaś, że potrafisz je zarobić. Z tego zaś, co właśnie usłyszałem i co wcześniej widziałem na ulicy, wnioskuję, że świat poznał jedynie mały ułamek twojego talentu.
Mogłam tylko przeszywać go wzrokiem, w nadziei że zamieni się w popiół.
– Pozwolę ci tutaj mieszkać bez żadnych opłat, przydzielę ci tygodniówkę na ubranie i zakupy spożywcze. Dostaniesz nową gitarę. Możesz tu dochodzić do siebie. Dostaniesz to wszystko w zamian za podpisanie umowy z moją firmą. Chodzi o jednorazowy kontrakt na album. Tylko o tyle proszę. Kiedy wydobrzejesz, od razu pomaszerujesz do studia na nagrania.
Na tę myśl żołądek mi się wywrócił.
– Nie chcę znów być sławna.
– Nie ma żadnego „znów”. Jesteś sławna i nic na to nie poradzisz. Twoim talentem można by obdzielić kilka wokalistek. A ten talent zasługuje na to, żeby pokazać go większej liczbie ludzi niż grupka gapiów na ulicy. Obrażasz tym wszystkich, którzy ciężko pracują, żeby odnieść sukces. Nie obchodzi mnie, przed czym uciekasz. Chcę tylko, żebyś uporządkowała swoje życie i znów zaczęła tworzyć. Muzyka jest ważna. Taka muzyka, która cię uzdrowi.
Natychmiast się zjeżyłam.
– Tworzyłam już wartościową muzykę. Na dowód mogę pokazać maile od fanów.
– Pisałaś dla Telluriana, tak jak trzeba. To były chwytliwe melodyjki, przemawiające do nastolatków. Ale twój głos jest przeznaczony do czegoś innego. Te piosenki, które mi przed chwilą zaśpiewałaś… to piosenki, które wzbudzają prawdziwe uczucia. Są brutalnie szczere, a to zawsze działa na ludzi. Odbiorcy chcą utworów poprawiających im nastrój, ale pragną też usłyszeć coś, co wzbudzi w nich emocje, a nawet złamie im serce. Wiele przeżyłaś, Skylar. Nawet gdybym nie miał dostępu do gazet, poznałbym to po tym, jak wyśpiewałaś te kawałki. Dwa lata temu byłaś niesamowicie popularna w mediach społecznościowych, śpiewałaś z pop-rockowym zespołem, uwielbianym przez nastolatki i studentów młodszych lat. Nie proszę, żebyś do tego wróciła. Chcę, żebyś stała się pełnoprawną artystką. Jeśli nie chcesz zbyt często udzielać się w mediach, wyznaczymy kogoś, kto zrobi to za ciebie. I dołożymy wszelkich starań, żeby uchronić cię przed zainteresowaniem tabloidów. Na pewno z początku będzie to trudne, biorąc pod uwagę twoje nagłe zniknięcie, ale kiedy szum przycichnie, zadbamy o to, żeby reporterzy i paparazzi cię nie prześladowali. To jest możliwe.
– Nieważne, czy będą mnie prześladować, czy nie. Nienawidzę sławy. Nie znoszę tras koncertowych. Nienawidzę tego wszystkiego.
– Nie – powiedział twardo. – To nieprawda. Przydarzyło ci się coś strasznego. Załamało cię to, ale jeśli nie weźmiesz się w garść, zrujnujesz sobie życie. Wydaje ci się, że jesteś jedyną osobą na świecie, która straciła kochaną osobę? Wróć na ziemię. Czas pójść dalej. Ktoś, kto całymi dniami gra na ulicy, nie może szczerze powiedzieć „nienawidzę tego wszystkiego”.
Trudno mi było z tym dyskutować, więc skłamałam:
– Nadal jestem związana kontraktem.
Na jego twarzy mignął triumfalny błysk.
– Już zbadałem sytuację. Zanim wyjechałaś, powiedziałaś chłopakom z zespołu, że odchodzisz. Twój stary kontrakt wygasł, więc zespół zastąpił cię nową wokalistką. Podpisali z nią umowę. Twoja dawna wytwórnia nie może rościć do ciebie żadnych praw, a już na pewno nie jako do artystki solowej.
To, że zespół zastąpił mnie kimś innym, nie było dla mnie nowiną. Dowiedziałam się tego z rzucającej się w oczy okładki tabloidu, kiedy zaczęłam podróżować po Europie. O’Dea jednak o tym nie wiedział. Przekazał mi tę wiadomość z wrażliwością kogoś, kto w domu wisielca bawi się sznurem. Dziewczyna, która mnie zastąpiła – Macy – była trochę do mnie podobna. Jak ja kiedyś farbowała włosy na wszystkie kolory tęczy.
– Może poczujesz się lepiej, kiedy ci powiem, że ich wyniki finansowe nie są tak dobre jak za twoich czasów – dodał.
– Nie, to wcale nie poprawia mi humoru – odrzekłam zniesmaczona.
Zamilkł, ale na krótko. Brak cierpliwości wziął górę nad resztkami przyzwoitości, które mu zostały.
– No to… jak będzie? Ulica, brak gitary i brak możliwości zarabiania pieniędzy? Czy dostęp do swojego konta, pieniądze na bilet do domu, kontakt z zespołem i innymi, których tam zostawiłaś?
– Naprawdę wyrzuciłbyś mnie teraz na ulicę?
– Skylar, jestem biznesmenem, nie filantropem.
– To nie jest odpowiedź.
Wzruszył ramionami.
Zagryzłam wargę, żeby się powstrzymać przed obrzuceniem go stekiem wszystkich znanych mi ordynarnych wyzwisk.
– Czy mogę się nad tym zastanowić? – wydusiłam w końcu. – Daj mi czas do jutra.
Skinął głową.
– Zastanów się jeszcze nad jednym. Jeśli podpiszesz kontrakt, będziesz też musiała