Z dala od Å›wiateÅ‚. Samantha YoungЧитать онлайн книгу.
powiedzenia, ale nie chcieli tego zrobić.
– Mogą panowie mówić przy nim wszystko.
– No tak… Obawiam się, że mamy dla pani złe wiadomości…
Detektyw mówił dalej, ale nie zapamiętałam dokładnie jego słów. Było tam coś w rodzaju „pani matka”, „ojczym”, „napad z bronią”, „strzał”, „za późno”. „Nie żyje”. „Przykro mi”. „Proszę z nami”.
Dystans.
Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu tylko o tym mogłam w tamtej chwili myśleć.
Zostałam ukarana za brak dystansu do samej siebie.
9
O’Dea patrzył na mnie, nie wypuszczając z rąk pojemnika z sałatką owocową i drożdżówki.
Poprzedniej nocy fizyczne wyczerpanie sprawiło, że zasnęłam od razu. Kiedy O’Dea wyszedł, w głowie huczało mi jak w ulu pełnym rozwścieczonych pszczół. Raz po raz powtarzałam sobie w myślach, jakie mam możliwości. Wspomnienia, które dotychczas tak starannie i z wysiłkiem od siebie odsuwałam, powróciły. A to była jego wina.
Spojrzałam gniewnie na Szkota. Chciał, żebym bez względu na wszystko wróciła do życia. Było to dla mnie trudne do pojęcia, ponieważ jeszcze kilka dni temu byłam przekonana, że już nigdy nie wrócę do tego, co było. Nie obchodziło mnie, jak to może być odebrane przez innych. Dla mnie znaczyło tyle, że nie muszę już podejmować trudnych decyzji. A to dawało mi poczucie wolności.
Chociaż bardzo niechętnie, musiałam jednak przyznać, że O’Dea zmusił mnie do obejrzenia mojego postępowania niczym w lustrze. Jasne było, że nie pochwalał wyjazdu ze Stanów. Uważał, że tam powinnam była przeżyć żałobę. I z jakiegoś powodu, którego nie mogłam zrozumieć, jego zdanie mnie niepokoiło. Nie postrzegałam siebie jako tchórza. Przynajmniej do tej pory.
Przecież ja po prostu chciałam… przetrwać. Czasami ból jest zbyt silny.
Czy wszyscy po prostu nie chcemy przetrwać?
– No i? – Patrzył na mnie zniecierpliwiony.
Rozgłos i sława unieszczęśliwiły mnie w przeszłości i bardzo się ich bałam, ale w tym momencie nie miałam innego wyboru. Kiedy przez pół roku nie odnaleziono żadnych nowych śladów mogących doprowadzić do uzbrojonych bandytów, którzy wtargnęli do domu mamy i zastrzelili ją oraz Bryana, doszłam do wniosku, że mam dość swojego obecnego życia.
Od tego czasu nie widziałam się z Micah, Austinem ani Brandonem, a minęło już półtora roku. Myśl o spotkaniu z nimi bardziej mnie przerażała niż możliwość utraty szacunku do samej siebie.
Za bardzo by mi przypominali o moich egoizmie, głupocie i żalu.
Jeśli podpiszę tę umowę z O’Dea, jeśli wydam dla niego album, Gayle na pewno się odezwie. Chłopcy również. Nie miałam pewności co do Micah. Istniała możliwość, że nigdy mi nie wybaczy nagłego zniknięcia. Ani listu i wiadomości w skrzynce głosowej Gayle, którą zostawiłam, żeby nie uznali mnie za zaginioną i nie wszczęli poszukiwań.
– Chcę mieć kontrolę kreatywną nad albumem – oznajmiłam. Spojrzenie O’Dea natychmiast stało się cieplejsze i czułam, że wywiera na mnie zbyt dobre wrażenie, więc ciągnęłam, zanim zdążył odpowiedzieć: – Chcę też klauzuli w umowie, że nie będę musiała rozmawiać z mediami o moich sprawach rodzinnych. I sama będę wybierać, z którymi dziennikarzami rozmawiam. A jeśli moja menedżerka albo członkowie zespołu zechcą się ze mną skontaktować, chcę, żebyś wystąpił w moim imieniu. Czyli mówiąc wprost, nie chcę z nimi żadnego kontaktu.
Westchnął z rezygnacją.
– Kiedy tylko się rozejdzie, że wracasz na scenę, żeby zacząć karierę solową, zacznie się wielkie zamieszanie. Mogę zakazać poruszania tematu twojej rodziny podczas wywiadów, ale nie mogę zapewnić, że ktoś mimo wszystko nie zacznie ci zadawać pytań w tej sprawie. Nie ma też mowy, żebym w umowie zapewnił ci prawo do wyboru mediów, z którymi chcesz rozmawiać. Z prawnego punktu widzenia dałoby ci to możliwość nieudzielania żadnych wywiadów. Co więcej, milczenie na temat rodziny i odejścia z Telluriana oraz twojego zniknięcia z życia publicznego jeszcze bardziej podsyci zainteresowanie środków masowego przekazu.
Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale powstrzymał mnie ruchem dłoni.
– Ale… mogę przypilnować, żeby twoja dawna menedżerka, wytwórnia i zespół trzymali się od ciebie z daleka. – Z namysłem podrapał się w podbródek. – Czy ty nie masz czasem jakiejś ciotki?
– Pen? – Potrząsnęłam głową, zaskoczona, że wie o młodszej siostrze mojej mamy. Choć była ostatnim żyjącym członkiem mojej rodziny, nie utrzymywałam z nią żadnych kontaktów. – Nie będzie z nią problemu. Nawet nie przyjechała na pogrzeb. Wątpię, czy obeszło ją moje zniknięcie. Niezbyt chętnie mierzy się z rzeczywistością.
– To chyba u was rodzinne.
Skrzywiłam się.
– Cóż, sama się o to prosiłam.
Uśmiechnął się lekko.
– A co z dietetykiem i terapeutą?
– Nie ma sensu, żebym chodziła na terapię nie z własnej woli – rzuciłam. – Tego trzeba chcieć. Taka jest pierwsza zasada psychoterapii.
– Nie będzie terapii, nie będzie umowy.
– Cóż, twoje prawo. – Wytrzymałam jego wzrok.
W tej sprawie nie zamierzałam się poddawać.
– Skylar…
– O’Dea.
Przymrużył oczy.
– Dobrze. Bez terapii.
Zadowolona, postanowiłam dalej nacierać.
– I chcę mieć decydujący głos w sprawie kontaktów z mediami. Obiecuję, że nie odrzucę wszystkich propozycji.
– Obietnica to za mało.
– Będzie ci musiała wystarczyć. Nie podpiszę umowy, jeśli nie będzie w niej zapisu, że ja decyduję, z kim z mediów będę rozmawiać.
Killian aż poczerwieniał z frustracji.
– Niech ci będzie.
Zadowolona, spojrzałam na niego z protekcjonalną wyższością.
– Bardzo lubisz rządzić. Może to ty powinieneś iść na terapię. Obsesyjna potrzeba kontrolowania otoczenia to powód do niepokoju.
Zignorował moją ironiczną zaczepkę.
– Sugerowałem terapię, bo naprawdę wierzę, że by ci pomogła.
– A teraz odgrywasz szlachetnego dobroczyńcę i cała moja ironia na nic.
– Na pewno nie cała. Masz jej mnóstwo w zapasie.
Skinęłam głową.
– Szybko się uczysz.
– Czyli jak? Umowa stoi? – zapytał.
– A co z Gayle? Nie będzie robiła problemów?
– Tak jak w przypadku twojej wytwórni kontrakt z Gayle obowiązuje cię tylko jako członkinię zespołu Tellurian. Jeśli chcesz, możemy ci znaleźć nowego menedżera albo poprosić Gayle, żeby prowadziła twoje sprawy jako solistki.
– Nie. Skoro mam wrócić do piekła, chcę mieć nowego przewodnika. O świeżym spojrzeniu