Córeczka. Kathryn CroftЧитать онлайн книгу.
o tak niezawodnej pamięci, że mój mózg przechowuje nawet najbardziej banalne szczegóły. Mówi, że powinnam była wybrać medycynę, bo internista z moją pamięcią byłby dla pacjentów darem niebios. Moim zdaniem nie nadawałabym się na lekarza; czułabym się potwornie, gdybym musiała przekazać komuś niekorzystną diagnozę. Po prostu nie umiem wyłączyć emocji.
Kobieta, która za mną chodzi, jest bardzo młoda. Nie wygląda na więcej niż dwadzieścia lat. Być może powinnam ją przez to uważać za mniejsze zagrożenie, ale jakoś nie czuję się uspokojona. Ukradkiem zerkam w jej kierunku – czyta informacje na opakowaniu ekspresu do kawy. Jest wysoka i szczupła, ubrana w legginsy i krótką dżinsową kurtkę. Na szyi ma turkusową chustę, a spod kurtki wystaje skraj szarej koszulki; podejrzewam, że przy takiej temperaturze musi być jej zimno. Na nogach ma wysokie czarne converse’y z białymi podeszwami.
Moje myśli mimowolnie biegną ku Helenie. Ciekawe, czy też by się tak ubierała… Nie. Dość tego bezproduktywnego gdybania. Nie mogę sobie na to pozwolić pośrodku sklepu, cztery kroki od potencjalnego prześladowcy.
Z udawanym zainteresowaniem przyglądam się zestawom sztućców z matowionego srebra, próbując ułożyć w głowie plan działania. Mogłabym podejść do dziewczyny i zapytać wprost, czy mogę w czymś pomóc. Pokazać, że zauważyłam jej ciągłą obecność i że nie zrobiło to na mnie wrażenia. Albo zupełnie ją zignorować, wyjść ze sklepu, wrócić do pracy i zapomnieć o całej sprawie. Czasami daję się ponieść wyobraźni, to choroba zawodowa. I pozostałość po mojej przeszłości.
Nim jednak zdążę podjąć decyzję, dziewczyna pokonuje dzielącą nas odległość i dotyka mojego ramienia – szybko, gwałtownie, jakby domagała się uwagi.
– Przepraszam panią? – odzywa się zaskakująco miękko.
Dzieli ją ode mnie zaledwie kilka centymetrów. Dopiero teraz dostrzegam, jaka jest ładna. Ma wyraziste brązowe oczy i długie, bardzo ciemne włosy, proste jak struny.
– Tak? – Mimo wszystkich deliberacji to cała moja odpowiedź.
Dziewczyna rozgląda się nerwowo.
– Rozmawiam z Simone Porter, prawda?
Czyli miałam rację. Pewnie kojarzy mnie z telewizji. Sytuacja nie wróży jednak nic dobrego – czemu czaiła się na mnie na ulicy, zamiast pójść do studia i zwyczajnie umówić się na spotkanie? Mogła też napisać maila, tak jak inni ludzie szukający mojej pomocy.
– Tak jest. – Mój ton zdradza nieufność. – W czym mogę pomóc?
Zerkam na zegarek, licząc na to, że pojmie aluzję. Ogląda się przez ramię, utwierdzając mnie w przekonaniu, że nie spodoba mi się to, co usłyszę.
– Możemy porozmawiać? W jakimś spokojnym miejscu?
– O co chodzi? Z kim mam przyjemność?
Odruchowo się krzywię, gdy dziewczyna kładzie mi dłoń na ramieniu. Moja reakcja nie umyka jej uwadze, bo natychmiast przeprasza i cofa się o krok, o mało nie wpadając przy tym na stos towaru.
– Ja… naprawdę muszę z panią porozmawiać. Ale nie tutaj.
– Musi pani przyjść do nas do stacji i tam poprosić o krótkie spotkanie. Mój pracodawca jest bardzo wyczulony na takie rzeczy.
Dziewczyna wzdycha ciężko i potrząsa głową.
– Nie… to nie ma nic wspólnego z pani pracą.
Tego się nie spodziewałam.
– W takim razie… skąd mnie pani zna?
– Nie znam pani… w zasadzie wcale. – Opuszcza głowę i intensywnie wpatruje się w swoje trampki.
– Przepraszam, ale naprawdę muszę już iść. Jeśli to coś ważnego, proszę do mnie zadzwonić.
Odwracam się, bo na plecach czuję jej świdrujący wzrok.
– Simone?
Wiem, że nie powinnam się zatrzymać, tylko zachowywać tak, jakbym wcale tego nie usłyszała. Ona się przecież nie zorientuje, a cała sprawa nie powinna mnie obchodzić.
To nie może być nic istotnego. Może dziewczyna słyszała o mnie i chce poprosić, żebym załatwiła jej pracę w telewizji. W mojej branży takie rzeczy się zdarzają. Wbrew rozsądkowi odwracam się jednak i widzę, że patrzy na mnie rozszerzonymi oczami. Spojrzeniem błaga mnie, żebym jej wysłuchała, żebym potraktowała ją poważnie.
– Muszę z panią porozmawiać. Chodzi o pani córkę.
Te słowa są dla mnie jak cios. Żeby nie upaść, muszę przytrzymać się sklepowej półki.
– Co proszę? – mówię, chociaż jej ostatnie zdanie dudni mi w głowie, jak gdyby wykrzyczała je przez megafon.
– Możemy gdzieś usiąść? Proszę…
***
Lądujemy w kawiarni w uliczce na tyłach Johna Lewisa, z dala od hałasu Oxford Street. Pozwalam się tam zaprowadzić, powstrzymując pytania cisnące się na usta. Czekam, aż zostawimy za sobą tłumy i styczniowy mróz. Kafejka jest na wpół pusta; szmer innych rozmów gwarantuje, że nasza nie zostanie podsłuchana.
– Proszę mówić, co pani wie – odzywam się wreszcie, sięgając po podwójne espresso.
Nie jestem w stanie opanować drżenia głosu. Moja dłoń też drży, tak silnie, że natychmiast muszę odstawić filiżankę.
– Zaskoczyłam panią, prawda?
Dziewczyna unosi kąciki ust. Trudno stwierdzić, czy to przepraszający uśmiech, czy też bawi ją moje zdenerwowanie. W każdym razie wydaje się mniej spięta.
– Co pani wie? I kim pani jest? – pytam rzeczowo, ale daleko mi do stanu równowagi.
Co zaraz usłyszę?
Miesza słomką swoją colę z lodem, ale ani na chwilę nie spuszcza ze mnie wzroku.
– Najpierw muszę się upewnić, że rozmawiam z właściwą osobą. Tylko ta jedna rzecz, a obiecuję wszystko pani opowiedzieć.
Sięgam po torbę i wyciągam z portfela prawo jazdy. Ogarniają mnie nagłe wątpliwości. Co ja właściwie robię? Zazwyczaj myślę spokojnie, analizując potencjalne skutki każdego posunięcia. Teraz jednak nie mam na to czasu. Podaję dokument dziewczynie, a ona natychmiast zerka na moje zdjęcie. Zrobiłam je prawie dziesięć lat temu, więc fryzura jest inna – miałam wtedy krótsze, mocniej kręcone włosy – ale poza tym nietrudno mnie poznać. Uczesanie czy nawet karnacja może się zmienić, ale oczy zostają takie same mimo upływu lat. Dlaczego więc tyle czasu przygląda się fotografii?
– Dziękuję – odzywa się w końcu i oddaje mi prawo jazdy. Natychmiast wrzucam je z powrotem do torby, nawet nie wkładam go do portfela. – Więc… pracuje pani w telewizji?
Starając się ukryć narastającą frustrację, odpowiadam:
– Tak. Jestem reporterką stacji News 24. Pracuję tam od dwunastu lat. Ale to już pani wiedziała, prawda?
Dziewczyna nerwowo wierci się na krześle. Tym razem, ku mej satysfakcji, wygląda, jakby czuła się niekomfortowo.
– Tak, przepraszam. Musiałam się upewnić, że to pani.
Na dźwięk otwieranych drzwi podrywa głowę i śledzi wzrokiem wchodzącego klienta.
– Podejrzewam, że widziała pani moje zdjęcie na stronie stacji. Jest w miarę aktualne, więc na pewno rozwiałam już pani wątpliwości. Zatem proszę mówić. Co pani wie o… mojej córce? – Ledwo mogę wydusić z siebie te słowa. Nie używałam ich od bardzo dawna. – I kim pani jest?