Krzyk do nieba. Mons KallentoftЧитать онлайн книгу.
biurowe skrzypi, co brzmi jak zduszony krzyk.
Za oknem na parkingu wiatr przegania papierek po czekoladzie, ale Malin wie, że jego powiewy nie przynoszą ochłody, tylko że to ciepły, prawie nierzeczywisty wiatr, który sprawia, że gałęzie drzew grzechoczą jak węże na pustyni.
Fredrik Nyberg zamknął drzwi prowadzące do otwartej przestrzeni biurowej.
Tam Zeke prowadzi rozmowy z ostatnimi pracownikami. Przedstawiali spójne sprawozdania z tego, co się stało. Opowiadali, jak ich koleżanka Fanny rozmawiała przez telefon, zerwała się, pobiegła do samochodu, a tam siedział chłopiec, martwy, przypięty pasami w dziecięcym foteliku. Wpadła z powrotem do biura, zabrała kluczyki, otworzyła auto i niemal wywlekła z niego swojego martwego syna, a później krzyczała.
W pomieszczeniu jest zupełnie cicho, nie licząc skrzypienia krzesła i cichego szumu klimatyzacji. Na niebieskiej tekstylnej tapecie za Nybergiem wiszą czarno-białe fotografie wielkich projektów, dla których firma dostarczała profile aluminiowe. Największe są chyba nowy budynek na obszarze przemysłowym Saaba i fabryka w Norrköpingu, Malin nie ma jednak pojęcia, co się tam produkuje.
Fredrik Nyberg ma głęboko osadzone niebieskie oczy. Włosy na jego skroniach są posiwiałe, przez co sprawia wrażenie jeszcze bardziej wyniosłego. To mężczyzna, który ma o sobie wysokie mniemanie, myśli Malin. Przez telefon wydawał się zdenerwowany, ale teraz jest spokojny, zdecydowany. Dlaczego zresztą nie miałby być z siebie dumny? Jego firma najwyraźniej odnosi sukcesy. Na pewno mu się powodzi.
Mężczyzna bierze głęboki oddech, wciąga brzuch, biała koszula od razu wydaje się obszerniejsza.
Malin odchyla się na niewygodnym krześle, czuje w pomieszczeniu zatęchły zapach potu, który równie dobrze może pochodzić od niej, jak i od jej rozmówcy.
Nyberg powoli wypuszcza powietrze i mówi:
– Wezwałem psychologa. – Gestem wskazuje drzwi. – Żeby mogli się wygadać. Na pewno tego potrzebują.
– Słusznie – przytakuje Malin. – Inaczej my byśmy go sprowadzili.
– No, ale to już załatwione. – Nyberg wygląda na zadowolonego z siebie.
– Zauważył pan coś dziwnego dzisiaj, kiedy Fanny pojawiła się w pracy?
Fredrik Nyberg kręci głową.
– Nic a nic.
– Wie pan, czy Fanny zwykle odwoziła dziecko do żłobka? Czy robił to ojciec chłopca?
– Mówiła chyba, że najczęściej on to robi. Jest naprawdę dobrą matką. Kilka razy przyprowadziła chłopca ze sobą do pracy, wtedy miałem okazję to zobaczyć. Fajny malec, otwarty, tak jak zdarza się to tylko kochanym dzieciakom.
Malin kiwa głową.
– A więc sądzi pan, że to ojciec odwoził chłopca?
– Tak, ale szczerze mówiąc, nie sprawdzam takich rzeczy. Dla mnie ważne jest, że pracownicy pojawiają się w firmie. Nie obchodzi mnie, co robią po drodze. – Fredrik Nyberg zwiesza głowę. – Co za poranek. Co za tragedia. Już słyszę te wszystkie pytania, jakie będą zadawać klienci.
Malin ma ochotę sięgnąć przez biurko i dać mu prztyczka w nos, ale opanowuje się i zamiast tego mówi:
– Nie żyje chłopiec. To straszne. Ale ludzie zrozumieją.
– Co zrozumieją? Będą myśleć, że była zestresowana. Przepracowana.
– A była?
Fredrik Nyberg patrzy na Malin wzrokiem pełnym poczucia winy.
– Miała załamanie nerwowe na tle wypalenia zawodowego po Bożym Narodzeniu, na początku tego roku. Mieliśmy wtedy ekstremalnie dużo pracy, harowałem na równi z innymi. Fanny dopadł kryzys. W kwietniu wróciła na pół etatu, a potem, w połowie lipca, na cały etat.
– Więc pracowała zbyt dużo.
– Myślę, że tak. Ale mogło też chodzić o coś innego.
– To znaczy?
– Nie mam pojęcia. Na przykład o wysłanie chłopca do żłobka. – Robi pauzę, po czym ciągnie: – Wyglądało na to, że wróciła do zdrowia, nawet jeśli czasem zdarza jej się jeszcze czegoś zapomnieć. Ale to mi nie przeszkadza. Jest lojalna i pilna. Mądrzejsza niż się wydaje.
– A zatem zapomina o różnych rzeczach? Zdarzały jej się też stany zamroczenia?
Fredrik Nyberg kiwa twierdząco głową.
To by wyjaśniało, jak mogła zapomnieć o chłopcu na tylnym siedzeniu, myśli Malin. Zostawiła chłopca w samochodzie, który rozgrzał się jak piekarnik. Jak piec kremacyjny.
– Może pan podać przykłady, co wypadało jej z pamięci?
– Drobiazgi. Wykonanie telefonu. Potwierdzenie zamówienia. Kupienie kapsułek do ekspresu, zajmowała się tym teraz, kiedy Agneta jest na urlopie. Drobiazgi. No i raz kwestia większej faktury. Bywało gorzej, ale cóż, za mocno ich cisnąłem. Ale muszę przyznać, że dostali niezły bonus. Na Gwiazdkę.
– Ale mówi pan, że ostatnio zachowywała się mniej więcej tak jak zwykle, że była taka jak zawsze?
– Na dziewięćdziesiąt pięć procent.
– Jaka jest w takim razie?
Fredrik Nyberg zastanawia się, posyła Malin spojrzenie, które mówi, że teraz zdobywa się na szczerość.
– Typowa dziewczyna z Linköpingu. Wesoła i miła, bystrzejsza niż większość z nich. Trochę nerwowa, czasami nieco roztrzepana, jakby myślami była gdzieś indziej, ale bardzo się stara i można było na niej polegać do czasu, aż zachorowała, ale wtedy się tym zajęliśmy. Mogła wziąć tyle wolnego, ile potrzebowała.
– I dziś rano nie wydarzyło się nic szczególnego? Nikt z pracowników nie mógł zobaczyć chłopca w samochodzie? Usłyszeć go?
– To był poranek jak każdy inny. Fanny najwyraźniej przyjechała do pracy koło wpół do ósmej albo chwilę później, czyli tak jak zawsze. Ja siedziałem tu, w gabinecie, przez całe rano, wychodziłem tylko na krótko, porozmawiać z którymś z pracowników, i niczego wtedy nie zauważyłem. Wszystko było jak zwykle. – Kiedy dzwoni telefon na biurku, Nyberg odrzuca połączenie. – Świat idzie dalej – stwierdza krótko. – Skończyliśmy już?
Odnoszący sukcesy biznesmen.
Teraz Malin to widzi.
Liczą się przede wszystkim interesy.
Ma ochotę go uderzyć, nie tylko dać mu prztyczka w nos, ale porządnie mu przyłożyć, tak jak czasami miała ochotę rozbić kufel na głowie kolesiom, którzy