Эротические рассказы

Virion 4. Szermierz. Andrzej ZiemiańskiЧитать онлайн книгу.

Virion 4. Szermierz - Andrzej Ziemiański


Скачать книгу
munduru wojsk Luan, ale i tak naburmuszył się na Taidę, że ta nie wyjawiła mu od początku, jak to wszystko będzie wyglądać. Na szczęście nie obrażał się na długo. Kiedy tylko weszli do komnaty, w której czekała czarownica z Nimmeth, i mogli zdjąć maski, stał się zaskakująco rzeczowy.

      Sama czarownica, o imieniu Nabel, również sprawiała wrażenie osoby, która potrafi robić interesy. Rzeczowej, skupionej, niepodlegającej ani emocjom, ani przesądom. Znać było wielką damę obracającą się w najwyższych sferach swojego królestwa. A nawet więcej, kobietę światową, której współpraca z Zamkiem zapewniała oprócz bogactwa wielkie znaczenie i wpływy. Była już dość leciwa. Nie mogąc więc imponować urodą, wybrała władzę jako lekarstwo kojące własne „ja”.

      – Nerva wprowadził mnie już w zagadnienie – po powitaniu od razu przeszła do rzeczy. – Czytałam też opinie medyków. Czy oni naprawdę naprawili dłonie Luny, jeśli chodzi o stronę fizyczną?

      – Z tego, co wiem, to tak.

      – W ten sposób ujęli to w dokumentach. Ale jakie są twoje osobiste odczucia, pani Taido?

      – Wyleczyli ją – odparła prokurator bez wahania. – Jednak coś jest nie tak. Czują to, ale poruszają się po omacku, bo nie powiedzieliśmy im, że Luna to czarownica.

      – Z oczywistych względów. – Nabel skinęła głową.

      – Wtajemniczony czarownik, który dyskretnie nam pomaga, też jest dobrej myśli. Był. Bo teraz nie potrafi posunąć się dalej.

      – Doskonale go rozumiem. I powiem ci, pani, że absolutnie miałaś rację.

      – W jakiej kwestii?

      – W kwestii różnic pomiędzy męską magią a kobiecą. Ja pomogę waszej podopiecznej, on nie potrafi.

      – Jak zorganizować twoją, pani, wizytę u chorej? Masz jakieś preferencje?

      Nabel lekceważąco machnęła ręką.

      – Zostawmy to Nervie. On ma jakąś obsesję na punkcie tej sprawy. Zadba o wszystko i sprawi, że tajemnica będzie trudna do przeniknięcia.

      W tym momencie Daazy postanowił wtrącić się do rozmowy.

      – Jesteś zatem pewna, pani, że potrafisz nam pomóc?

      – Tak. I nie chcę tu pusto zapewniać, że sprawa jest trudna, ale ja uczynię wszystko, co w mojej mocy, choć przecież nikt niczego nie może tu obiecać. Tak się mówi w sytuacji, kiedy chce się wywindować cenę za swoje usługi. A ja z Nervą jestem naprawdę blisko. Powiem więc prosto: zrobię to.

      – Sprawisz, pani, że Luna…

      – Że Luna będzie jak dawniej pełnosprawną czarownicą.

      Taida westchnęła z ulgą. Nie umknęło to uwadze Nabel.

      – Jeszcze bym się nie cieszyła.

      – Proszę?

      Czarownica wyjaśniła szybko:

      – To, że wykonam, co potrzeba, i rzecz zakończy się sukcesem, bo wiem, co należy zrobić, nie oznacza jeszcze, że wszystko będzie w porządku.

      Skomplikowana figura słowna wypowiedziana jednym tchem podziałała na słuchaczy.

      – Coś może pójść nie tak?

      Nabel zaprzeczyła ruchem głowy.

      – Jeśli chodzi o stronę techniczną, wiem, jak należy działać – powtórzyła. – Umiem pomóc i rzecz doprowadzę do końca. Pani prokurator, musisz wziąć jednak pod uwagę jej duszę. To nie tylko czarownica, to kobieta.

      – Rozumiem.

      Niekoniecznie zabrzmiało to jak potwierdzenie.

      – To spadek w hierarchii z samego szczytu na samo dno – podpowiadała czarownica. – Pytanie, kto normalny to zniesie. A jeszcze ważniejszym pytaniem jest, jak zniesie to wywyższana od najmłodszych lat czarownica. Narcystyczna, zakochana w sobie bez pamięci, pierwszy cud świata…

      – Mówisz teraz o Lunie?

      – Mówię teraz o wszystkich czarownicach, pani.

      Daazy uśmiechnął się, podziwiając trochę szczerość rozmówczyni. A także jej trzeźwe spojrzenie na świat. Nabel nie zwracała na niego uwagi.

      – Kiedyś, niedługo, leczenie się zakończy – powiedziała. – I wtedy wszystko zależeć będzie od pierwszego spotkania. Od ustawienia spraw na ich właściwych miejscach.

      – Ja też się tego boję.

      – Kupiłaś ją sobie na własność, pani?

      – Tak. Za radą…

      Nabel przerwała Taidzie ruchem ręki. Cała reszta szczegółów była nieistotna.

      – To najlepsze wyjście – stwierdziła. – Ale pamiętaj. Nie próbuj się z nią zaprzyjaźnić. Nie podkreślaj, że ty tylko udajesz, bo sytuacja wymaga, bo nie było innego wyjścia. Nie mów, że prywatnie będą was łączyły inne relacje niż „pani – niewolnica”. Że to tylko na pokaz, ten akt kupna.

      Taida zmarszczyła brwi. Najwyraźniej traktowała rady swojej rozmówczyni śmiertelnie poważnie. W końcu to Nabel była czarownicą. Ona lepiej niż ktokolwiek z ludzi rozumiała, co może się dziać w duszy Luny.

      – To jak mam ją traktować?

      Odpowiedź była natychmiastowa:

      – Jak swoją niewolnicę.

      Daazy wstrzymał oddech, zaskoczony. Czekał na ciąg dalszy, na jakieś wyjaśnienie, ale nic więcej nie padło. Taida spytała:

      – Jak niewolnicę?

      – Owszem. Nie jak przyjaciółkę, jak swoją współkonspiratorkę, jak osobę, wobec której czujesz się winna.

      O zaraza. Nabel dobrze znała ludzi. W każdym razie na pewno wiedziała, co dzieje się w głowie Taidy.

      – Wiem, że ta myśl jest trudna – ciągnęła cichym głosem. – Wiem, że potrzebujesz wielu dni, żeby do niej przywyknąć. Ale uwierz mi, pani. Tak będzie lepiej dla was obu. – Podniosła palec. – To nie twoja przyjaciółka, to twoja własność!

      Daazy znał Taidę i wiedział, że powinien coś zrobić, żeby dać jej chwilę do namysłu. Zaproponował, że naleje wina, którego dzban wraz z resztą naczyń znajdował się obok na stojaku. Czarownica odmówiła, twierdząc, że dba o to, żeby się nie przejadać, a wino sprzyja „konsumpcji”, jak się wyraziła. Oboje byli na drodze do konwersacji o niczym, kiedy Taida przerwała im nagle, zupełnie nie w swoim stylu:

      – Mam ją bić, przywiązywać na noc i zakładać kaganiec, żeby nie podżerała z kuchni, kiedy wychodzę?

      Nabel parsknęła śmiechem.

      – A postępujesz tak z innymi niewolnikami? – odpowiedziała pytaniem.

      – Na szczęście ich nie mam.

      – Nic ci nie każe zachowywać się jak cham, pani. Ani jak nadzorca nawozu na budowie drogi. Pozostaniesz właścicielem kulturalnym, jakich zresztą większość w tym kraju.

      – Jak dotąd widzę same trudności w rozwiązaniu, które zaproponowałaś, pani.

      – Uwierz mi, jest najlepsze. – Nabel smętnie kiwała głową. – A tak z ciekawości, po co posyłaliście czarownicę na jakieś odludzie? Narażając na niebezpieczeństwo?

      – Misja najwyższej wagi – odparł Daazy. – Miała złapać Viriona i…

      – Kogo? – Czarownica zmarszczyła brwi.

      – Viriona, pani.

      – Bardzo rzadkie imię, panie.


Скачать книгу
Яндекс.Метрика