Эротические рассказы

Wybór Crossa. Sylvia DayЧитать онлайн книгу.

Wybór Crossa - Sylvia Day


Скачать книгу
na urzekająco piękną twarz Evy. Uchwyciłem ją, gdy się tego nie spodziewała, w chwili szczęścia – w stanie, jaki chciałem jej zapewnić przez całe życie. Lecz ostatniej nocy była zrozpaczona na myśl o możliwości starcia z kobietą, którą kiedyś wykorzystałem. Minęło sporo czasu, odkąd miałem do czynienia z Anne, ale jeśli to ona była odpowiedzialna za zdenerwowanie mojej żony, znów mnie zobaczy. I to wkrótce.

      Otworzyłem skrzynkę odbiorczą i przejrzałem maile, odpisując krótko na te, które wymagały odpowiedzi, aż dotarłem do wiadomości, która od początku przyciągała mój wzrok.

      Wyczułem obecność Evy, zanim ją zobaczyłem.

      Podniosłem głowę i wolniej uderzałem w klawisze. Nagły poryw pożądania złagodził zdenerwowanie, jakie odczuwam, ilekroć jestem bez niej.

      Odchyliłem się do tyłu, by lepiej ją widzieć.

      – Wcześnie wstałaś, aniołku.

      Eva stała w drzwiach, trzymając klucze. Jej jasne włosy w seksownym nieładzie opadały na ramiona, policzki i usta były zaróżowione od snu, podkoszulek i szorty opinały zgrabne ciało. Nie miała na sobie stanika, bujne piersi rozpychały prążkowaną bawełnę. Niewysoka i zbudowana tak, że rzucała mężczyznę na kolana, często mi uświadamiała, jak bardzo różni się od kobiety, z którą fotografowałem się przed nią.

      – Obudziłam się stęskniona – odparła gardłowym głosem, którego brzmienie nieodmiennie przyprawiało mnie o wzwód. – Od jak dawna jesteś na nogach?

      – Niedługo. – Zasunąłem szufladę z klawiaturą, by zrobić na biurku miejsce dla Evy.

      Podeszła cicho, bosa, i bez trudu mnie uwiodła. W chwili gdy ujrzałem ją po raz pierwszy, wiedziałem, że zawojuje mnie bez reszty. Widziałem to w jej oczach, w sposobie, w jaki się poruszała. Gdziekolwiek się pojawiała, mężczyźni pożerali ją wzrokiem. Pożądali jej. Tak jak ja.

      Gdy znalazła się wystarczająco blisko, objąłem ją wpół i zamiast na biurku posadziłem ją sobie na kolanach. Pochyliłem głowę i chwyciłem wargami brodawkę piersi. Ssałem ją mocno, słuchając przerywanego oddechu Evy, czułem, jak jej ciałem wstrząsa dreszcz, i uśmiechałem się w duchu. Mogłem z nią zrobić wszystko, co chciałem. Dała mi do tego prawo. Był to najwspanialszy dar, jaki kiedykolwiek otrzymałem.

      – Gideonie.

      Przesunęła palcami po moich włosach.

      Poczułem się nieskończenie lepiej.

      Uniosłem głowę i pocałowałem ją, czując smak cynamonowej pasty do zębów oraz zapach właściwy wyłącznie Evie.

      – Hm?

      Dotknęła mojej twarzy, spoglądając na mnie pytająco.

      – Znów śnił ci się koszmar?

      Westchnąłem. Zawsze umiała przejrzeć mnie na wylot. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję.

      Powiodłem kciukiem po wilgotnej bawełnianej koszulce przylegającej do jej piersi.

      – Chętniej porozmawiałbym o erotycznych marzeniach, które mnie nawiedzają przy tobie.

      – Czego dotyczył ten koszmar?

      Zacisnąłem wargi zniecierpliwiony jej uporem.

      – Nie pamiętam.

      – Gideonie…

      – Daj spokój, aniołku.

      Eva zesztywniała.

      – Po prostu chciałam ci pomóc.

      – Dobrze wiesz, jak to zrobić.

      – Erotoman – parsknęła.

      Przyciągnąłem ją bliżej. Nie umiałem znaleźć odpowiednich słów, by zrozumiała, jak to jest trzymać ją w ramionach, więc pieściłem nosem szyję Evy, wdychając ukochaną woń jej skóry.

      – Mistrzu.

      Coś w tonie głosu Evy zaniepokoiło mnie. Odsunąłem się, przyglądając się jej twarzy.

      – O co chodzi?

      – O San Diego… – Spuściła oczy i przygryzła dolną wargę.

      Znieruchomiałem, czekając na dalszy ciąg.

      – Będzie tam zespół Six-Ninths – powiedziała wreszcie.

      Nie usiłowała ukryć tego, o czym i tak wiedziałem. Odczułem ulgę. Lecz zaraz poczułem inny rodzaj napięcia.

      – Chcesz mi powiedzieć, że to jest problem? – spytałem obojętnym tonem, ale wcale nie byłem spokojny.

      – Nie. To żaden problem – zapewniła cicho. Ale jej palce nerwowo błądziły po moich włosach.

      – Nie okłamuj mnie.

      – Nie kłamię. – Westchnęła głęboko i spojrzała mi w oczy. – Coś jest nie w porządku. Jestem zdezorientowana.

      – Czym?

      – Nie bądź taki – powiedziała cicho. – Nie rób się taki lodowaty i nie zmrażaj mnie swoim chłodem.

      – Wybacz. Słuchanie, jak moja żona oznajmia, że jest zdezorientowana z powodu innego mężczyzny, nie wprawia mnie w dobry humor.

      Zsunęła się z moich kolan. Pozwoliłem na to, bo dzięki temu mogłem na nią patrzeć i obserwować wyraz jej twarzy z większej odległości.

      – Nie wiem, jak to wyjaśnić.

      Zignorowałem zimny ucisk w żołądku.

      – Spróbuj.

      – Po prostu jest coś… – Wbiła wzrok w podłogę, przygryzając dolną wargę. – Coś jest… niedokończone.

      Poczułem w piersi palący ciężar.

      – Czy on cię pociąga, Evo?

      Zesztywniała.

      – Nie o to chodzi.

      – Chodzi o jego głos? Tatuaże? Jego magicznego kutasa?

      – Przestań. Trudno mi o tym mówić. Nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej.

      – Mnie też jest cholernie ciężko – warknąłem, wstając.

      Zmierzyłem ją wzrokiem od stóp do głów; miałem ochotę się z nią pieprzyć, a jednocześnie ją ukarać. Chciałem ją skrępować, zamknąć przed każdym, kto mógłby mi ją odebrać.

      – Cholera, przecież on ci groził, Evo. Czyżbyś zapomniała o tym, oglądając wideoklip do piosenki Golden? Czy potrzebujesz czegoś, czego ja ci nie daję?

      – Nie bądź głupcem. – Skrzyżowała ramiona na piersi. Ta obronna poza rozjątrzyła mnie jeszcze bardziej.

      Potrzebowałem Evy otwartej i łagodnej. Całkowicie mi oddanej. Czasami wściekałem się, że aż tak bardzo mi na niej zależy. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym ją utracić. A ona właśnie mówiła coś, czego nie mogłem znieść.

      – Nie gniewaj się na mnie za to, proszę – wyszeptała.

      – Wziąwszy pod uwagę moje obecne gwałtowne uczucia, zachowuję się, jak przystoi człowiekowi cywilizowanemu.

      – Gideonie. – Jej szare oczy pociemniały w poczuciu winy, zabłysły w nich łzy.

      – Przestań! – Odwróciłem wzrok.

      Ale ona jak zawsze przejrzała mnie na wylot.

      –


Скачать книгу
Яндекс.Метрика