Totentanz. Mieczysław GorzkaЧитать онлайн книгу.
się blado i poszedł ścieżką między blokami w kierunku domków jednorodzinnych na Świnoujskiej. Anka odprowadzała go wzrokiem, dopóki nie zniknął za zakrętem.
Bała się. Strasznie się bała.
Rozdział 9
Bożena Wysocka próbowała oglądać wiadomości na TVN24, ale tylko patrzyła w ekran na zmieniające się obrazy. Jej myśli krążyły zupełnie gdzie indziej. Coraz częściej wracały do tamtej nocy, kiedy wycelowała pistolet w głowę śpiącego męża i nacisnęła spust. Wyobrażała sobie, co by się stało, gdyby pistolet był odbezpieczony. Huk. Krwawa wyrwa w skroni i szybko powiększająca się plama krwi na poduszce. Prokurator Wysocki umarłby we śnie. Może śnił o swojej policjantce. Może śniło mu się, że pieprzą się jak króliki w tanim hostelu z pokojami na godziny. Uśmiechnęła się na tę myśl i znowu poczuła, jak w podbrzuszu robi jej się ciepło i przyjemnie. Ciekawe, co powiedziałaby ta suka policjantka. „Prokurator Wysocki zginął we własnym łóżku od strzału w głowę. Policja podejrzewa porachunki w świecie przestępczym” – taki mógłby być napis na pasku w TVN24.
– Kochanie, muszę wyjść na godzinkę. – Głos męża dobiegł ją z daleka.
Ocknęła się gwałtownie z rozmyślań. Mąż usiadł przy niej, objął ją ramieniem i pocałował w policzek.
– Wyglądasz jakoś dziwnie – zaniepokoił się. – Źle się czujesz?
W życiu się, kurwa, tak dobrze nie czułam – chciała powiedzieć mu w twarz, ale tylko uśmiechnęła się blado.
– Ostatnio jestem jakaś osłabiona – odpowiedziała. – Chyba za dużo siedzę w domu.
– Może umów się z koleżankami gdzieś na mieście – zaproponował. – Słyszałem, że Agata Słowak i Jolka, narzeczona prokuratora Romańskiego, co chwilę wychodzą na piwo. Nie dzwoniły do ciebie?
– Dzwoniły, odmówiłam. Ale masz rację – dodała zaraz. – Następnym razem się z nimi wybiorę. Dobrze mi to zrobi.
– Bardzo mądra decyzja – pochwalił ją. – Nie można się ciągle zajmować domem. Jest jeszcze inny świat.
Świat dziwek i takich skurwieli jak ty, zdradzających żony – pomyślała.
Wysocki cmoknął ją jeszcze raz i wyszedł z domu.
Samochód stał na podjeździe. Wysocki wsiadł do nagrzanego wnętrza, uruchomił silnik, poczekał, aż brama się automatycznie otworzy, i wyjechał na drogę. Do parku Brochowskiego dojechał w trzy minuty. Zaparkował na skrzyżowaniu Wiaduktowej i Konduktorskiej, obok boiska piłkarskiego, i zgasił silnik. Był kilka minut spóźniony, ale nawet go to cieszyło. Niech tamten trochę poczeka, niech wie, kto tu rozdaje karty. Przeszedł na drugą stronę ulicy i wreszcie znalazł się na miejscu spotkania. Żar lejący się z nieba był nie do wytrzymania.
Zielony labirynt powstał w ramach projektu rewitalizacji parku na Brochowie w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, na tyłach hotelu Brochów. Tworzące labirynt graby miały około dwóch metrów wysokości i śmiałkowie zapuszczający się do środka musieli się nieźle nachodzić, zanim udało im się znaleźć wyjście. Wysocki przeżył taką przygodę na własnej skórze, kiedy córki zaciągnęły go tu na spacer. Weszli razem, ale potem dziewczynki uciekły, zostawiając go samego. Trafienie do wyjścia zajęło mu dobre kilka minut. Na szczęście zasada skręcania tylko w prawo świetnie się tu sprawdziła. Córki śmiały się z tego dowcipu kilka miesięcy.
Mężczyzna już czekał. Miał koło pięćdziesiątki, ale ubierał się na sportowo, żeby wyglądać młodziej. Starannie przystrzyżone włosy zafarbował na czarno, może by ukryć siwiznę. Wąsy i hiszpańska bródka dopełniały całości. Pewnie dlatego tak podobał się kobietom. Według policyjnej kartoteki, którą Wysocki dokładnie przestudiował przed spotkaniem, facet dawno temu się rozwiódł, miał dziecko z kobietą, którą też już zdążył zostawić, a potem był w jeszcze kilku nieformalnych związkach.
Stanęli naprzeciw siebie.
Wysocki wyciągnął otwartą dłoń i powiedział krótko:
– Telefon.
Jednym takim gestem zyskał przewagę psychologiczną i wiedział, że nie straci jej do końca rozmowy.
– Wyłącz telefon.
Facet posłusznie wyłączył swój smartfon.
– Pokaż, co masz w kieszeniach.
Mężczyzna wyjął dokumenty, kluczyki od auta i papierosy.
– Rozepnij i rozchyl koszulę.
Wysocki nie patrzył długo. Nie interesowała go męska owłosiona pierś, tylko ewentualny podsłuch.
– Idziemy – rzucił i wszedł do labiryntu.
Mężczyzna bez słowa poszedł za nim. Doświadczenie zdobyte dzięki dowcipowi córek pozwoliło Wysockiemu szybko dotrzeć do centrum labiryntu, o tej porze na szczęście całkiem pustego.
– Wiesz, dlaczego chciałem się z tobą spotkać? – zapytał bez żadnych wstępów.
– Nie mam pojęcia.
– Ponieważ jesteś byłym mężem Pauliny Czerny. Wyświadczysz mi przysługę. – Prokurator patrzył na tamtego nieruchomym wzrokiem.
– Jaką? – padło ostrożne pytanie.
– Paulina ma w domu kompromitujące mnie fotografie. Zdobędziesz je i mi oddasz. Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz.
– Co to za zdjęcia?
– Jestem na nich z dwiema dziewczynami w sytuacji, powiedzmy… in flagranti.
Mężczyzna pokiwał ze zrozumieniem głową. Szybko przeszedł do konkretów, co bardzo Wysockiego ucieszyło.
– Co będę z tego miał?
– Raczej czego z tego nie będziesz miał.
– Jaśniej, proszę.
– Jesteś zadłużony po uszy, ściga cię czterech komorników. Ale to nie jest twoje największe zmartwienie. Wspólnicy spółki Extres, której prezesem byłeś przez ostatnie dwa lata, złożyli zawiadomienie do prokuratury. Oskarżają cię o działanie na szkodę spółki i sprzeniewierzenie kilku milionów złotych. Ja prowadzę to postępowanie. Jeśli się nie zgodzisz, wsadzę cię do więzienia na co najmniej dwa lata. Do tego dołożę zakaz prowadzenia działalności gospodarczej, a sąd zasądzi odszkodowanie na grube miliony. Będziesz w czarnej dupie.
– A jeśli się zgodzę?
– Maksymalnie przeciągnę postępowanie. Być może uda się przedawnić oskarżenie. W najgorszym razie dostaniesz wyrok w zawiasach i kilkadziesiąt tysięcy nawiązki. Wspólnicy Extresu będą musieli założyć sprawę cywilną o zwrot zdefraudowanych pieniędzy. A to potrwa. Sądy są strasznie przeładowane. Żeby nie było, że chcę cię wykorzystać, dołożę pięćdziesiąt tysięcy gotówką jako zwrot kosztów odzyskania zdjęć. To chyba uczciwa propozycja?
– Bardzo ci zależy na tych fotkach.
– Gówno cię to obchodzi! – Wysocki podniósł głos. – Wszystkie zdjęcia mają trafić do mnie, jasne? Nie próbuj się ze mną kontaktować. Niedługo się odezwę.
Prokurator Wysocki odwrócił się i ruszył najbliższą ścieżką porośniętą z obu stron wyższymi od niego drzewami.
– Poczekaj pięć minut, zanim za mną pójdziesz – rzucił na odchodne. – Lepiej, żeby nikt nas nie widział razem.
Kiedy zniknął za zieloną ścianą, usłyszał jeszcze pełne niepokoju pytanie:
– Hej!