Mali mężczyźni. Louisa May AlcottЧитать онлайн книгу.
świat światem nie było tak dumnej panny jak Daisy, kiedy pokazywała swe skarby i opowiadała chłopcom, co ma dla nich w zapasie. Niektórzy powątpiewali, żeby można było jeść, co ona ugotuje, Nadzianego serce zdobyła jednak od razu, Nat i Demi także silnie wierzyli w jej umiejętność, a inni powiedzieli, że zawyrokują dopiero po wypróbowaniu, ale wszyscy podziwiali kuchnię i z wielkim zajęciem oglądali piecyk. Demi chciał zaraz odkupić kociołek do maszyny parowej, którą budował, Nat zaś zauważył, że największy rondelek przydałby mu się do topienia ołowiu na kule, śmigownice i tym podobne fraszki.
Daisy tak się tym przestraszyła, że pani Jo przykazała, aby żaden z chłopców nie dotykał kuchni, ani się nawet do niej zbliżał, bez pozwolenia właścicielki. Tym sposobem wielce się podniosło znaczenie Daisy w oczach paniczów, zwłaszcza że przekraczający prawo miał być za karę pozbawiony jej przysmaków.
Po chwili dzwonek się odezwał i całe grono zeszło na obiad. Wiele było szmeru i wrzawy, bo każdy z biesiadników zamawiał sobie u Daisy jakąś ulubioną potrawę. Wierząc nieograniczenie w swój piecyk, obiecywała ona wszystko, byleby tylko ciocia Jo wskazywała, jak się brać do rzeczy.
Panią Bhaer wystraszyło to nieco, bo niektóre z żądanych łakoci przekraczały zakres jej umiejętności – jako to: weselny tort, cukier lodowy, kapuśniak ze śledziami i z wiśniami, ulubiony przysmak, o jaki prosił profesor, przyprowadzając tym żonę do rozpaczy, gdyż niemiecka kuchnia była jej całkiem nieznana.
Daisy chciała gotować zaraz po obiedzie, ale jej ciocia poleciła, żeby umyła najpierw naczynia, napełniła wodą kociołek do herbaty i uprała fartuszek. Potem miała się bawić do piątej, bo wuj Fritz powiedział, że dla młodego mózgu i ciałka niezdrowo jest uczyć się długo, chociażby nawet gotowania; a ciocia Jo znowu z doświadczenia wiedziała, jak prędko nowe cacka tracą powab, jeżeli się ich używa nieroztropnie.
Chłopcy zachowali się ze szczególną grzecznością względem Daisy owego popołudnia. Tommy obiecał jej pierwsze owoce ze swego ogródka, w którym dotąd rosły tylko chwasty; Nat przyrzekł zaopatrywać ją darmo w drewno; Nadziany oddawał jej prawdziwą cześć; Demi z punktualnością, miłą w takim młodziku, ofiarował się towarzyszyć jej do dziecinnego pokoju, skoro tylko wybiła piąta godzina. Nie była to chwila do przysposabiania całej biesiady, ale tak usilnie prosił, żeby go wpuściła i przyjęła do usług, że uzyskał przywileje, z jakich goście rzadko korzystają, mianowicie: rozpalił ogień i spełniał różne rozkazy; przy czym z przejęciem śledził postępy uczty. Pani Jo kierowała nimi, krzątając się zarazem w innych pokojach, gdyż właśnie zawieszała firanki w całym domu.
– Poproś Asię o kubek kwaśnej śmietany, to ciastka będą lekkie, chociaż się nie doda wiele sody, czego nie lubię – zaleciła najpierw.
Demi zbiegł na dół i powrócił strasznie skrzywiony, gdyż skosztował po drodze śmietany, która okazała się tak kwaśna, że stracił zaufanie do ciastek.
Aby skorzystać ze sposobności, stojąc na drabinie, miała pani Jo krótki wykład o własnościach sody.
Daisy nie zwracała uwagi na jej słowa, ale Demi słuchał i rozumiał, czego dowiódł zwięzłą, lecz jasną odpowiedzią:
– Tak, rozumiem; soda robi z kwaśnych rzeczy słodkie: daj no mi trochę skosztować, Daisy.
– Napełnij ten słoik mąką i dodaj trochę soli – mówiła dalej pani Bhaer.
– Że też sól do wszystkiego potrzebna – rzekła Sally, której sprzykrzyło się ciągle otwierać pudełko od pigułek, gdzie była wsypana.
– Sól to jak dobry humor: prawie wszystko nabiera smaku, gdy się jej dosypie szczyptę, moja Daisy – odezwał się wuj Fritz, który przyszedł, żeby jej przybić kilka gwoździ do zawieszania rondelków.
– Nie zostałeś zaproszony na herbatę, wujaszku, ale ci dam parę ciastek, które nie będą kwaśne – rzekła Daisy, dziękując mu całusem.
– Fritz, jak mi będziesz przerywał wykład, to ja także wejdę do klasy, gdy uczysz łaciny. Czy by ci się to podobało? – zapytała pani Bhaer.
– I bardzo, spróbuj tylko – odrzekł, po czym zaczął śpiewać, chodząc po całym domu, niczym olbrzymi dzięcioł.
– Wsyp sody do śmietany, a skoro zakręci się, jak mówi Demi, wlej ją w mąkę i bij, jak będziesz mogła najmocniej. Rozgrzej potem patelnię, wysmaruj dobrze masłem i smaż, dopóki nie przyjdę.
Daisy tak hałaśliwie i mocno biła trzepaczką, że śmietana musiała się zapienić. Gdy jej nalała trochę na patelnię, suflet rósł, jakby czarodziejską laską dotknięty, a Demi łykał nań ślinkę. Pierwszy spalił się naturalnie, bo zapomniała o maśle, ale po tym wypadku wszystko się już wiodło i kuchareczka wyłożyła na talerz sześć ślicznych ciasteczek.
– Zdaje mi się, że wolałbym to jeść z melasą niż z cukrem – odezwał się Demi z fotela, na którym zasiadł, nakrywszy stół nowym i osobliwym sposobem.
– Poproś Asię, to ci jej da trochę – odparła Daisy, idąc umyć rączki w łazience.
Przez tę chwilę, kiedy nie było nikogo w dziecinnym pokoju, stała się tam rzecz okropna! Kit czuł cały dzień urazę o to, że przyniósłszy bezpiecznie mięso, a nie dostał nic w nagrodę: nie był to zły pies, jednak miał drobne wady – jak my wszyscy – i nie zawsze zdołał się oprzeć pokusie. Wsunąwszy się do pokoju właśnie w owej chwili, poczuł woń ciastek, zobaczył, że leżą niestrzeżone na niskim stoliku i nie rozważając następstw, połknął wszystkie sześć, za jednym zamachem. Ponieważ były bardzo gorące i sparzyły go strasznie, szczeknął z zadziwienia. Daisy posłyszawszy to, wpadła, ujrzała pusty talerzyk i koniec żółtego ogona znikający pod łóżkiem. Nie mówiąc ani słowa, porwała złodzieja za ogon i szarpnęła nim tak, że aż mu się uszy zatrzęsły, potem zepchnęła go na dół i musiał samotnie spędzić wieczór, w skrzyni od węgli.
Czule pocieszana przez Demiego, ubiła drugi kubek śmietany i usmażyła dwanaście jeszcze lepszych ciastek. Wujowi posłała z nich dwa, i powiedział, że mu nic w świecie tak nie smakowało, a chłopcy zazdrościli Demiemu, że się tak uraczył.
Była to prawdziwie udana biesiada, bo przykrywka od imbryczka spadła nie więcej jak trzy razy; garnuszek z mlekiem tylko raz się przewrócił; ciastka pływały w syropie; grzanki zaś miały ponętny zapach befsztyku, z powodu, że kuchareczka usmażyła je na tejże samej patelni. Demi, zapomniawszy o swych filozoficznych poglądach, napychał się, jakby zwykły materialista; Daisy tymczasem obmyślała na przyszłość różne świetne przyjęcia, a lalki spoglądały z uprzejmym uśmiechem.
– I co, drogie dzieci, czyście się dobrze zabawiły? – zapytała pani Jo, wchodząc z Teddym na barkach.
– Bardzo dobrze i wkrótce przyjdę tu znowu – odrzekł Demi z zapałem.
– Boję się, czyś nie zjadł za dużo, bo wszystko znikło ze stołu.
– Wcale nie, spożyłem wprawdzie piętnaście ciastek, ale były bardzo maleńkie – odrzekł na swoją obronę.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно