Grześ niepiśmienny. Michał BałuckiЧитать онлайн книгу.
zabrał się do tego z wielką gorliwością; ale nauka szła tępo, bo Grześ, choć przy książce siedział, więcej dawał baczenia na to, co się w domu i na podwórku działo. Tu Marcinek tłumaczy mu jaka jest różnica między a i ą, a Grześ tymczasem zagapił się na bramę, w którą wjeżdżał ojciec, wracający z pola od orki; Marcinek pokazuje mu, jak się pisze s, a on zamiast po jego wskazówkach prowadzić pióro, rzucił je na stół i pobiegł do matki dać znać, że ciele się urwało i wybiegło na drogę. To też nie na wiele zdały się rady i nauki Marcinka, tembardziej, że Grześ sobie go lekceważył, nazywając pogardliwie dziadowskiem dzieckiem. Pamiętał bowiem dobrze, jak Dudzikowa po śmierci męża na przednówku chodziła po chatach i żebrała dla siebie i syna to kapkę mleka, to chleba kawałek, lub ziemniaków trochę. I on teraz musi temu dziadowskiemu dziecku ulegać, słuchać go, robić co każe! To go obrażało.
Rozdział trzeci. Marynka Kalicianka
Był jeszcze inny powód niechęci Grzesia do Marcinka, a to z okazji Marynki Kalicianki.
Marynka Kalicianka była to tęga, pucołowata dziewucha, jakby ją kto wykroił z rumianego, twardego jabłka, aż się świeciła od gładkości i twardości. Nosek trochę zadarty, wargi grube, ale oczy wesołe takie, że się aż przyjemnie robiło gdy nimi spojrzała. Parobcy się już za nią oglądali, choć miała dopiero dwanaście lat. Oglądali się za nią, bo wiedzieli, że za trzy, albo za cztery lata będzie o nią uganiaczka, nie tyle dla jej oczu i rumianej gęby, ile dlatego, że jej tatuś wójt uchodził we wsi za najbogatszego, a ona była jedynaczka i stroili ją – oj stroili! Kiedy we święto matka ponawieszała na nią wykrochmalonych spodnic, to w duże kwiaty, to w małe, to muszlinowe, to ostre, dziewucha wyglądała gruba, jak beczka w tej paradzie, że ruszać się dobrze nie mogła. Inne dziewuchy z podziwem i zazdrością poglądały na nią i każda napierała się u matki o takie szumne spodnice, o takie kwiatki, jakie widziała u Marynki Kalicianki.
Grześ od dziecka małego znał Marynkę, bo ojcowie ich żyli ze sobą w przyjaźni. Starzy nieraz żartem mawiali mu: to będzie twoja żona i Grześ tak oswoił się z tą myślą, że patrzał na Marynkę, jakby na swoją własność, a że lubił udawać dorosłego, więc za przykładem parobków przywoził jej, niby swojej narzeczonej, z każdego odpustu to pierścionek, to wstążkę, to paciorki. Dziewucha brała, bo ją to bawiło.
Raz przyniósł jéj karmelków z wierszykami. Odkręcała papierki jeden po drugim, karmelki pakowała do buzi, a wiersze odczytywała sobie pocichu. Przy jednym zaśmiała się głośno i rzekła, pokazując Grzesiowi:
– To tak jakby dla ciebie napisano.
– A cóż tam pisze? – spytał Grześ.
– Na, masz, przeczytaj.
Grześ wziął kawałek zadrukowanego papieru w rękę, obracał go na wszystkie strony i nie widział co zrobić.
– No, czemuż nie czytasz?
Grześ był cały czerwony, jakby go kto krwią oblał. Wstyd mu było przyznać się, że czytać nie umie. Marynka jednak poznała to bez jego gadania, widząc, że wierszyk trzymał do góry nogami. Zaczęła się śmiać z niego i drwić.
– O! la Boga, to ty nie rozumiesz nawet z drukowanego? Taki duży chłop i czytać nie umie.
Grześ myślał, że się spali ze wstydu. Nic go tak dotkliwie nie ubodło, jak te drwinki Kalicianki – i może to było powodem, że tak prędko zgodził się na pójście do szkoły, a potem gdy tak sromotnie szkołę opuścić musiał, na naukę z Marcinkiem. Tak wielką wagę przywiązywał do tego, że przy najbliższem spotkaniu się z Marynką nie zapomniał pochwalić się przed nią, że się będzie w domu uczył.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.