Józki, Jaśki i Franki. Janusz KorczakЧитать онлайн книгу.
krzyżu Chrystus bardzo smutny.
Prawda, że trzeba się starać, aby Stefkowi, Wackowi, Olkowi i wszystkim dzieciom dobrze, wesoło było na kolonii?
Toteż się starają panowie, a nieocenione zasługi w tym względzie położyło Towarzystwo Opieki nad Tymi, Którzy Nikogo Nie Mają.
Siedzibą Towarzystwa jest szałas Bartyzka, Pogłuda i Dąbrowskiego na Łysej Górze.
Co parę dni zapytuje pan chłopców, czy wszyscy już mają przyjaciół, z którymi razem się bawią; bo zdarzyć się może, że ktoś jest nieśmiały albo nie lubi biegać i dokazywać – i dlatego unika znajomości, i nudzi się, choć wokoło tyle wesela i śmiechu.
I tymi właśnie, którzy nikogo nie mają, opiekowało się Towarzystwo – tam znalazł przytułek Kopka-sierota.
Właściwie Kopce zawdzięcza Towarzystwo swe powstanie.
Karolek Kopka jest trochę głupi, jąka się i czasem mdleje. Ojciec jego jest stróżem, matka dawno umarła. Kopkę biją w domu; raz uderzono go w głowę, dziesięć dni chorował, a kiedy wyzdrowiał, zaczął się jąkać i nie był już tak mądry jak przed chorobą.
I dlatego na kolonii nie bardzo chciano się z nim bawić.
Raz Kopka wyprosił sobie łopatę. Pan nie od razu chciał mu dać łopatę, ale Kopka prosił, bardzo prosił. Łopata nie przyniosła mu szczęścia. Kiedy zobaczyli chłopcy, że Kopka taki bogacz, że dostał łopatę, zaraz się znalazło wielu przyjaciół, doradców, wspólników.
– Choć, Kopka, ja mam gałęzie, zbudujemy razem szałas.
Co było dalej, trudno wiedzieć, dość że zabrano Kopce łopatę, nic mu w zamian nie dano; i zawlókł się, biedak, do szałasu Bartyzka, gdzie akurat nikogo nie było, tam położył się na posłaniu z trawy i zasnął spłakany.
I przygarnięto Kopkę-sierotę, potem wzięto do siebie Kasprzyckiego, który ma krzywe nogi po angielskiej chorobie42, i Siniawskiego-Dziadygę, który ma twarz przez ospę zeszpeconą, wreszcie miłego Grudzińskiego, który z dala się trzymał od chłopców, bo go mama prosiła, żeby się nie zadawał z łobuzami, a on sam nie umie odróżnić, kto łobuz, a kto niełobuz.
Kiedy w szałasie Bartyzka zawiązało się Towarzystwo Przyjaciół Czytania, spokojny Grudziński został jego prezesem, bo czyta płynnie nie tylko powiastki, ale nawet wiersze.
O tym się później obszernie opowie.
Rozdział piąty
Przedhistoryczne czasy górki pod dziką gruszą. Niezawodny przepis na budowanie domków z piasku. Narodziny, rozwój, zagłada.
Na górce koło dzikiej gruszy w ubiegłym sezonie wznosiła się groźna forteca. Jakkolwiek już dwa tygodnie upłynęły od ostatnich bojów i niejeden deszcz zmywał dumną twierdzę – doskonale się zachowały jej wały i rowy; widnieje jeszcze kopiec pułkownika Suchty, część pierwszego i cały fort drugi, i chłopcy uczą się dawać nurki z wałów i pływać tu na piasku.
I tu oto, na polu krwawych walk, pierwsi budowniczowie: Bień, Iwanicki i Słotwiński wznieśli pierwszy domek z piasku, otoczyli go ogródkiem z gałązek i kwiatów i ogrodzili parkanem z patyków. Domek był bardzo pierwotny: nie miał ani drzwi, ani okien, ani komina. Nie uwłacza to jednak honorowi naszych budowniczych. I pierwszy parowóz, i pierwsza maszyna drukarska były również niedoskonałe i dopiero całe pokolenia następców pracowały nad ulepszeniem wiekopomnego wynalazku.
Właściwie Bień, Iwanicki i Słotwiński nie byli wynalazcami, bo – jak wieść niesie – już w Warszawie sztuka budowania domków z piasku święciła liczne tryumfy. Oto na Nowej Pradze zbudowali raz chłopcy całą Jasną Górę, nie zapomnieli nawet o szwedzkich kulach, bo w murach częstochowskiego klasztoru tkwiły jagody czeremchy.
Tym niemniej zasługa ich jest wielka, że potrafili w odległej Wilhelmówce rozniecić ognisko szczerego zapału dla budownictwa.
Nie posiadam dość danych, by twierdzić stanowczo, wyrażam jednak przypuszczenie, że domki z piasku z biegiem czasu przetworzyły się w szałasy z gałęzi, szałasy tak dostojne, że nawet pastuch chronił się w nich przed spieką43, a raz nawet przed burzą.
Zabawa w domki z piasku, pierwsza wspólna zabawa na wspólnym terenie, w ciągu trzech dni powstała, przeżyła okres rozkwitu i upadku.
Niezawodny przepis na budowanie domków z piasku zachowałem i przytaczam w całości, by służył przyszłemu historykowi, gdy zechce pisać dzieje górki koło dzikiej gruszy:
„Bierze się kupkę piasku i się ją oklepuje. Jak się ją już oklepie, to się ją gładzi. Piasek trzeba brać z głęboka, bo na wierzchu jest suchy, a z suchego nie chce się robić, bo się sypie, a wieża to się już nigdy nie ulepi. Jak się kupkę oklepie i ogładzi, to już teraz wszystko zależy od tego, co się chce zrobić. Drzwi i ramy okien robi się z patyków, a do ozdoby i na baszty bierze się szyszki zwyczajne albo lepiej zielone. Domek w cieniu dłużej trwa” (Franciszek Przybylski).
Pierwszego dnia kopano rękami, drugiego dnia pan miał nudną przemowę o tym, że należy być bardzo ostrożnym – i wydał na próbę tylko pięć łopat.
Domki z piasku mają już drzwi, okna, kominy – jednakże nie koniec na tym.
Badun obok chałupy zrobił krzyż z dwóch patyków związanych trawą. I wszyscy zaczęli robić krzyże obok domków z piasku.
Pogłud obok zagrody wykopał studnię z żurawiem, a Szynkiewicz, Cyganem zwany, w ten sposób ulepszył studnię, że na żurawiu zawiesił na trawce szyszkę, która jest kubłem.
Karaś pokrył dach chałupy liśćmi brzozowymi – i przez całą godzinę modne były brzozowe strzechy.
Do ogrodu Kowalczyka weszła mrówka i szła akurat dróżką.
– O, mrówka. O, jak sobie idzie.
– Ciężko jej, biednej, iść po piasku.
– To ją puśćcie na trawę.
– Głupi, w trawie jeszcze gorzej trudno.
– O, jakie ma nóżki. O, na wał idzie, na wał.
– Spadnie.
– Nie spadnie.
– Spada.
– O, spada.
– Daj, ja ją wytrę, bo się piachem umazała.
– Idź, mrówkę będzie wycierał. Skórę byś z niej zdarł.
– A mrówka ma skórę?
I zapewne mrówki weszłyby teraz w modę, ale Terlecki zbudował zamek warowny i most zwodzony.
Natychmiast zaczęto budować zamki warowne i na wyścigi ulepszano mosty zwodzone. Łańcuchy i liny mostów pleciono z sitowia, deski robiono z patyków.
Chabelski wyrył pod zamkiem pierwszy loch z trzema wyjściami. Rzecz jasna, że w zamkach muszą być lochy. Zaczęto przerabiać stare zamki na modne, z lochami, podczas przeróbki niejeden się zawalił.
– A nie mówiłem, że się zawali.
– Bo stoisz i gadasz nad głową.
– Nie gadam, tylko do lochów trzeba inaczej budować.
– A jakże, inaczej.
– To idź i zobacz, jak oni robią fundamenty.
Teraz modne są kaplice przy zamkach i baszty z szyszek.
– Czterdzieści dwa sysek znalazłem – mówi mały Frankowski, wysypując je z kieszeni i z czapki.
– A ja znalazłem ulęgałki na kule armatnie.
– Pokaż,
42
43